sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 11

Kiedy wychodzę na korytarz od razu wyczuwam przyjemną woń jajecznicy. Uśmiecham się, bo nagle nachodzą mnie wspomnienia sobotnich poranków w moim domu. Zawsze na początku weekendu mój tata robił nam wszystkim przepyszną jajecznicę. Była ona tak dobra, że szczerze mówiąc mogłabym ją jeść cały dzień. No dobra przesadziłam ale zawsze prosiłam o dokładkę.
A później płakałaś, że jesteś gruba.
No tak, to też.
Schodząc na korytarz chłopaków kątem oka zauważam Lucasa i piękną brunetkę o kręconych włosach i jasnej karnacji. Po ich pozie wnioskuję, że są razem. A jeśli już o to chodzi to... cóż, można powiedzieć, że testują wytrzymałość ścian. Dziewczyna jest przyszpilona przez Lucasa i... czy oni muszą to robić w miejscu publicznym? Boże święty, za co?!
Próbuję nie reagować na ich śmiechy i ogólne końskie zaloty. Jak normalny człowiek przemierzam schody, chcąc tylko dostać się do jadalni, zjeść śniadanie, a później udać się do biblioteki. Swoją drogą jestem okropnie ciekawa jak będzie ona wyglądać. Placówka, z której zawsze wypożyczałam książki nie była zbyt wypasiona. Fantastyka zajmowała ledwie trzy małe półeczki. Była to biblioteka bardziej dla dzieci, jednak zawsze lubiłam klimat tego miejsca, te olbrzymie półki poustawiane w równych szeregach, zapach starych książek i ich pożółkłe kartki. Owszem, mogłabym chodzić do bliższej czytelni, a nie jeździć przez całe miasto ale przyznajmy szczerze, to miejsce było magiczne i nikt ani nic tego nie zmieni.
-Żebym ja ci zaraz łyżką oka nie wydłubała, ty ośle!- usłyszałam głos Rachel przez co uśmiechnęłam się pod nosem. Nie wiem czy to był dobry pomysł, żeby zamknąć w domu siedmiu nastolatków i pozostawić ich na pastwę losu ale jeśli to się sprawdzało przez tak długi czas...
-No weź! Zaraz umrę z głodu!- krzyknęła Amanda kiedy weszłam do salonu.
Sprawa przedstawiała się jasno. Rachel próbowała odgonić blondynkę, która dosłownie wskakiwała jej do patelni. W tym właśnie momencie musiało mi się przypomnieć, że Amanda jest wilkołakiem. I, że ma wilczy apetyt.
Maggie, spokojnie. Amanda jest tylko zwykłą nastolatką, która czasem może zamienić się w wilka. Elianna mówiła, że tu wszystko jest kontrolowane i nic ci się nie stanie. Nie panikuj jak jakaś sześciolatka. Zapomnij o tym, że ona jest wilkołakiem. Uznajmy ją po prostu za dziewczynę o dużym apetycie.
Ta opcja wydaje się naprawdę rozsądna.
-Amanda! Jak Boga kocham! Uspokój się albo cię zabiję! Powieszę cię za te twoje urocze, blond loczki, nie będziesz mogła się ruszać, a wtedy ja ci podstawię pod nos upieczonego kurczaka! Uwierz mi nie chcesz tego!- szczerze powiedziawszy nigdy nie wyobrażałam sobie wściekłej Rachel. Wydaje się być taka delikatna i w ogóle niewinna... zmieniłam zdanie.
-Dobra, ok- powiedziała lekko przerażona Amanda i usiadła na blacie, co chwilę jednak spoglądając w stronę patelni.
-Przyzwyczaisz się- usłyszałam głos Zoey i od razu odwróciłam się w stronę dziewczyny, która znikąd pojawiła się przy mnie.- Takie rzeczy dzieją się tu na co dzień- uśmiechnęła się i poszła włączyć telewizor.
Lepiej się przyzwyczajaj.
Dobrze powiedziane...
-Maggie!- usłyszałam Josha gdzieś za mną przez co od razu się odwróciłam.
Stał przede mną z tym swoim zabójczym uśmiechem. Szczerze mówiąc w mojej szkole nigdy nie spotkałam kogoś z takimi loczkami. Właściwie to większość chłopaków w mojej szkole nosiła albo grzywki albo krótko ostrzyżone fryzury. Nie było tam miejsca na takie długie, kręcone włosy. Swoją drogą zawsze mi się podobały... Zamknij się mózgu.
-Zapomniałem się spytać- zaśmiał się.- Jak się spało?
-Dobrze.- Szczerze powiedziawszy nawet się nad tym nie zastanawiałam. A to dziwne. Pamiętam, że zawsze kiedy wyjeżdżałam na kolonie czy jakieś wyjazdy kluczową rolę odgrywało łóżko. Pierwszego dnia leżałam na nim prawie czas, żeby się do niego przyzwyczaić. Jeśli tego nie zrobiłam to zazwyczaj miałam nie przespaną noc. Tu było inaczej. Wczoraj, kiedy kładłam się spać, wcale nie byłam zmęczona. A usnęłam w trzy sekundy albo mniej. Dziwne...
-A pamiętasz co ci się śniło?- zaśmiał się Josh.- Wiesz, mówią, że kiedy śpisz pierwszy raz w jakimś łóżku to musisz zapamiętać sen bo prawdopodobnie się spełni.- Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym zdziwienia, na co ten się tylko uśmiechnął. Westchnęłam i spróbowałam sobie przypomnieć dzisiejszy dzień.
-Więc... śniło mi się, że...
-Nie mów mi bo się nie spełni!- przerwał mi Josh na co ja parsknęłam śmiechem.
-Jak chcesz ale wiedz, że ty tam odgrywałeś główną rolę- zaśmiałam się.
-Wiesz... to tylko miejska śpiewka, że się nie spełni...- oboje się zaśmialiśmy.
Może polubię to miejsce?
Ty już je lubisz, idiotko.
Możliwe.
Usiadłam tam gdzie wczoraj. Mimo wszystko nadal czułam się tu obco. Wszyscy wokół chodzili w te i wewte. Przy stole tak naprawdę siedziałam ja i Dylan. Josh usiadł na kanapie koło Zoey i oglądali chyba jakiś serial albo telewizję śniadaniową. To też możliwe. Lucasa i jego dziewczyny jak na razie nie widać. I chyba się to nie zmieni. Amanda czekała przy patelni, a Rachel dostawała białej gorączki przez wąchanie blondynki. Dom wariatów. Dosłownie.
Dopiero teraz tak naprawdę zdaję sobie sprawę z tego, że chyba jeszcze nie rozmawiałam tylko z Lucasem. Jednak to chyba dobrze. Wydaje się być tym „Ja najprzystojniejszy i najfajniejszy, a teraz klękać przede mną”. Już wyobrażam go sobie na moim szkolnym korytarzu.

-Ej Katie zobacz jakie ciacho idzie!- krzyczy Dede.
-Przestańcie- mówię wywracając oczami jednak te dwie idiotki mnie nie słuchają. Raczej rozbierają wzrokiem Lucasa. Strach się bać co by było, gdyby któraś z nich dostała go na tydzień. Z łóżka by go nie wypuściły!


Tak na pewno tak by to wyglądało. Jeszcze gdyby dodać do tego scenę, gdzie wszyscy uczniowie zaczynają się mu kłaniać... tak to zdecydowanie ten typ chłopaka.
-Voila!- woła Rachel stawiając na stole patelnię z jajecznicą. Amanda nagle zjawia się koło mnie i po chwili rzuca się na jedzenie.
Patrzę na to przerażona.
Dosłownie.
Spoglądam na Dylana, który siedzi naprzeciwko mnie. Uśmiecha się patrząc na to jak Amanda zaczyna jeść ale jeszcze zabiera trochę z patelni.
-Zaraz zrobię drugą patelnię...- mówi Rachel i wzdycha.
Spoglądam na patelnię, na której nic nie zostało. Zerkam na talerz Amandy, z którego jedzenie dosłownie się wylewa. Wyglądało to tak jak w tych wszystkich tanich restauracjach z ich promocjami. Kojarzycie takie obniżki typu „zapłać za talerz i nałóż sobie tyle ile chcesz”?. W każdym bądź razie coś w tym stylu. Ludzie zawsze wtedy podchodzą do kasy z Mount Everestem na talerzu i o mały włos nie wysypują wszystkiego na ziemię. A jacy są szczęśliwi gdy uda im się donieść to do stolika!
Tak właśnie wyglądała Amanda.
-Boże, Am, jesz jak zwierze- powiedziała Zoey. Spojrzałam na dziewczynę i zobaczyłam jak patrzy się na Amandę spojrzeniem pełnym przerażenia. Nie mam pewności czy ja się tak na nią nie patrzyłam.
-No co? Głodna jestem- blondynka prychnęła i wróciła do pożerania jajecznicy. Alleluja, jadła ją chociaż widelcem.
-Amanda...- zaczął Josh.- Wiesz... Ja nie chciałbym nic mówić ale Maggie...
-To nic nie mów- dziewczyna mu przerwała.
Ot tak.
Spojrzałam na Josha, który patrzył się na mnie współczująco. Uśmiechnęłam się, żeby go pocieszyć jednak nie wiem czy zrozumiał to co chciałam mu przekazać. Mówi się trudno.
-Dobra macie tu swoją porcję, a ty Amanda wstydź się- powiedziała Rachel stawiając patelnię na stole.
Wszyscy pozostali rzucili się po jedzenie jednak ja... jakoś straciłam apetyt.
-Maggie, nie chcesz?- pyta mnie Josh powstrzymując Amandę od zabrania mojej porcji jajecznicy.
-Nie...- odpowiedziałam, a wtedy blondynka dosłownie rzuciła się na patelnię. Po chwili jej talerz powiększył się o moją porcję.- Boże...- powiedziałam sama do siebie.
-Czyżby nowej wszystko zbrzydło?- usłyszałam piskliwy głosik i obróciłam się w tamtą stronę.
Zobaczyłam tą dziewczynę, którą wcześniej widziałam z Lucasem. Już chciałam jej powiedzieć „A gdzie reszta twojej garderoby?” jednak ostatkiem sił się powstrzymałam. Można powiedzieć, że nie chciałam już pierwszego dnia mieć wrogów. Dziewczyna jednak była naprawdę ładna. Duże, chociaż nie przesadnie, czekoladowe oczy idealnie komponowały się z lekko kręconymi, brązowymi włosami. Jej twarz o delikatnych rysach nie była skażona żadnym pryszczem. O właśnie takim wyglądzie zawsze marzyłam przez co jeszcze bardziej nienawidzę tej dziewczyny.
-Olivia przypominam Ci, że nie jesteś u siebie w domu- odezwał się Dylan.- Jesteś tu tylko ze względu na Lucasa i pieniądze swoich rodziców- mówi.
Spoglądam na niego zdziwiona jednak on patrzy się teraz na Olivię, która nadal ma ten swój wyraz twarzy „Z drogi idioci”. Nie była to dziewczyna, która szalała za Bieberem. Nie, na pewno nie. Ona była inteligentna. Miała coś w tej swojej głowie jednak nie wykorzystywała tego jak należy. A to wszystko przez swój wredny charakter.
-A ja ci przypominam, drogi Dylanie, że w korytarzu leży mój łuk, którym mogę ci w dwie sekundy przebić gardło- uśmiecha się złośliwie.
Naprawdę jej nie lubię.
-Czy mam ci przypomnieć, że to JA zaczarowałem TWÓJ łuk? Widocznie naprawdę nie słuchasz na Teorii Magii. Jeśli to JA zaczarowałem TWÓJ łuk to nie mam mowy o tym, żebyś mnie nim zabiła. W sekundę mogę go spalić- powiedział i spojrzał na nią ze zwycięskim wyrazem twarzy.
Czyli Dylan jest czarodziejem...
No chociaż już trochę wiem o świecie...
Olivia rzuciła mi spojrzenie pełne nienawiści po czym obróciła się do Lucasa i wpiła się w jego usta. Szczerze mówiąc nie chciało mi się patrzeć na to jak brunetka jest obmacywana przez Pana Gwiazdę więc obróciłam się w stronę Dylana, który teraz się do mnie uśmiechał.
-Dzięki- mówię i odwzajemniam uśmiech.
-Drobiazg- puszcza mi oczko.- Nikt tu nie lubi Olivii. No oprócz Lucasa, ale on to lubi ją tylko w podtekście seksualnym.
Nie jest to dla mnie nowością, że są na świecie faceci, którzy uważają kobiety za seks-zabawki. I na odwrót. Spotkałam się z takimi przypadkami już u mnie w szkole. Spotkałam się również z tym, że moje koleżanki pod koniec roku były w ciąży nie znając ojca dziecka.
Odchodzę od stołu wtedy, kiedy Olivia i Lucas znikają na piętrze. Nawet nie chcę wiedzieć o tym co oni będą tam wyrabiać. Idę do kuchni gdzie biorę sobie szklankę soku pomarańczowego i wypijam jednym duszkiem. Nie wiem za co lubię sok pomarańczowy. Po prostu jest dobry.
-Masz zamiar dzisiaj coś robić?- słyszę głos Josha, który jakimś cudem pojawia się za mną.
Odwracam się do niego i zauważam, że po prostu przyszedł wrzucić talerz do zmywarki.
A co już myślałaś, że masz adoratora ty poczwaro?
Nie... chyba.

-----------------------------------------
Wiem rozdział nudny. 
Teraz ogłoszenia parafialne gdzie muszę się wyżalić.
Słuchajcie... Ja naprawdę wszystko rozumiem. Nie macie czasu przez szkołę czy zajęcia dodatkowe czy po prostu jesteście zmęczeni i zwyczajnie nie chce się Wam skomentować tej mojej małej twórczości. Naprawdę wszystko rozumiem. Jednak naprawdę zależy mi na tym ,żeby zobaczyć kto to czyta i co o tym sądzicie. Napiszcie w komentarzu chociaż "Gwiazdeczka" co będzie oznaczać ,że przeczytaliście i Wam się spodobało. Albo chociaż jakiś uśmieszek. Naprawdę mnie to dobija jeśli nie widzę z Waszej strony żadnego odzewu ,że się podoba itd. A jeśli nawet napiszecie "Super rozdział" to nawet to daje niezłego kopa do pracy. Wiem, wiem to jest taki mały szantaż ale... Ale naprawdę ostatnio się wali. Więc dacie radę? Błagam Was...
Tak więc koniec ogłoszeń parafialnych. 
Dziękuję Natalii Hinc ,że ponownie sprawdziła te moje "twórczości". Chyba do końca życia Ci się nie odwdzięczę. 
Także... Do napisania?
Black Star

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 10

Kiedy wychodzę z mojego pokoju od razu mogę usłyszeć śmiechy dziewczyn. Na szczęście nie mam obciachowej piżamy w misie. Raczej jest to za duża koszulka z jakiegoś obozu i krótkie, materiałowe spodenki. Naprawdę kreatywne.
Gdy weszłam do saloniku zauważyłam,że dziewczyny również mają podobne piżamy do mojej. Oprócz Zoey. Strój tego aniołka (uwielbiam grę słowną) składał się z długich, różowych spodni w truskawki i takiej samej bluzki z długim rękawem. Jednym słowem wyglądała uroczo. Zupełnie jak dzieci z podstawówki... i właśnie ten komentarz zachowam dla siebie.
-Maggie!- krzyczy Amanda z puszką pepsi w ręku.- Masz może jakieś filmy na laptopie? Bo u nas internet padł- Blondynka cicho się zaśmiała.
I właśnie w tym momencie wiem, że się opłacało trzymać te wszystkie filmy na dysku i zaśmiecać sobie pamięć.
-Jakieś tam mam. Chwila- mówię i idę do swojego pokoju. Wyciągam z torby mojego notebooka, którego dostałam dwa lata temu na urodziny od mamy. Faktem jest to, że jest cały brudny i w ogóle ale jest to najlepszy laptop jaki kiedykolwiek miałam. Jeszcze nigdy mi się nie przegrzał, a zacina się naprawdę rzadko.
Podłączam komputer do telewizora i po chwili na ekranie widać moją tapetę z Jennifer Lawrence i Joshem Hutchersonem. Tak... Fanka Igrzysk Śmierci na zawsze.
-Lubisz Igrzyska Śmierci?- spytała się mnie Amanda pełna nadziei.
-Uwielbiam!- zaśmiałam się i kompletnie zapomniałam o tym, że Amanda może za chwilę zamienić się w wilka.
-”Kochasz mnie, prawda czy fałsz?”
-Prawda- śmieję się po czm obydwie zaczynamy śmiać się jak opętane.
-Siostro!- krzyczy Amanda i zaczynamy śpiewać Hanging Tree... Może tu nie jest aż tak źle? W końcu u mnie w szkole coś takiego by nie przeszło nawet za Chiny. Zawsze byłam wyśmiewana przez te moje chore fascynacje książkami.
Kiedy skończyłyśmy śpiewać spojrzałam na Rachel i Zoey, które patrzyły się na nas przerażone, a ja i Amanda roześmiałyśmy się. No bo co innego mogłybyśmy zrobić?
-Uznajmy, że to się nigdy nie wydarzyło- śmieję się Rachel a ja pochodzę do komputera.
-To co oglądamy?- zaśmiałam się.
***
Poczułam jak na moją twarz wkradają się ciepłe promyki słońca, jak okalają mnie swoim gorącem przez co lekko się uśmiecham. Zawsze chciałam się tak budzić, a nie przez ten głupi budzik w moim telefonie. Zaraz...
Mój pokój nie znajduje się po wschodniej stronie.
Od razu otwieram oczy przerażona i niemal natychmiast orientuje się, że jestem w Akademii. W Akademii Magii.
Zamykam oczy i wzdycham.
Pierwszy dzień za tobą Maggie...
Nie chciałam tu być nawet jednej chwili...
Jednak... wczoraj albo dzisiaj było fajnie. Razem z dziewczynami obejrzałyśmy Igrzyska Śmierci, a ja z Amandą co chwilę ryczałyśmy. Dosłownie wodospad łez. Rachel i Zoey tylko przyglądały się nam zdziwione jednak później na koniec wszystkie płakałyśmy kiedy zdradziłyśmy im co będzie się działo „W pierścieniu ognia”. Obejrzałyśmy też „Stuck in Love”. Zawsze będę uwielbiać ten film nie ważne jak stara będę.
Słyszę jak moje drzwi lekko się otwierają i jak zaczynają skrzypieć. Od razu mój mózg się przebudza. Chyba to niemożliwe, żeby to był jakiś złodziej albo ktokolwiek, prawda? To nie jest zabójca czy coś? Jesteś w miejscu pełnym łowców, wilkołaków i innych istot. Daruj już sobie.
Postanawiam obrać taktykę „Jeszcze śpię”. Odkąd pamiętam zawsze się sprawdzała.
Słyszę jak skrzypi podłoga przez co mam ochotę się uśmiechnąć jednak ostatkami sił powstrzymuje się od tego.
-Maggie, wiem, że nie śpisz- słyszę głos Josha przez co wstrzymywany uśmiech od razu pojawia się na mojej twarzy.
Otwieram oczy i zauważam nad sobą chłopaka, który już jest (na szczęście) ubrany, a za nim Dylana, który przygląda mi się z intrygującym wyrazem twarzy. Dziwne...
-Co wy tu robicie?- mówię zdziwiona. Fakt faktem jest to, że nie na co dzień w moim pokoju o poranku zastaje dwóch chłopaków.
-Mieliśmy cię nastraszyć, ale skoro już nie śpisz...- uśmiechnął się wrednie.- Chcesz z nami „obudzić” Amandę?- odezwał się Josh, a ja również się uśmiechnęłam.
-Zawsze.- Zaraz wyskoczyłam z łóżka kompletnie zapominają o tym, że jestem w piżamie. Liczy się tylko, żeby nastraszyć blondynkę.
Przybiłam z chłopakami żółwika jednak coś w wzroku Dylana mnie zaciekawiło. Nie mam pojęcia co, ale się tego dowiem choćbym miała przyczepić go do ściany i zacząć łaskotać... tak bardzo zła Maggie...
Wyszliśmy z mojego pokoju i stanęliśmy na korytarzu, który był pogrążony w grobowej ciszy.
-Amanda śpi jak kamień, więc możesz nawet tam wbiec, a ona obudzi się dopiero, kiedy wylejesz na nią kubeł zimnej wody- zaśmiał się Dylan, a ja tylko się uśmiechnęłam kiedy usłyszałam... cóż... dość dwuznaczny dźwięk.
Dochodził na pewno z dołu. Z sypialni jednego z chłopaków ale jeśli Josh i Dylan są tutaj to... Lucas. Słyszałam pojękiwania jakiejś dziewczyny, a po chwili wykrzyknęła „Tak kochanie!”.
Spojrzałam podejrzliwie na chłopaków, którzy również usłyszeli te bardzo dwuznaczne dźwięki. Podniosłam prawą brew w geście zdziwienia i wzruszyłam ramionami.
-To Lucas i Olivia- powiedział Dylan. Widziałam jak Josh zaciska pięści przez co wiem, że albo 1. Olivia (kimkolwiek ona jest) podoba mu się. 2. Zerwała z nim.- Takie dźwięki w sobotę i niedziele są tu częste.- Spojrzał na mnie i znowu zobaczyłam w jego oczach... Nie mam pojęcia co ale był to dziwne.- Przyzwyczaisz się, a teraz chodźcie do Amandy.
Wszyscy się zgodziliśmy.
Pozwolili mi wejść pierwszej. Nacisnęłam lekko klamkę, która zaskrzypiała cicho i pchnęłam drzwi, które wydały dźwięk jakby ktoś je obdzierał ze skóry... ewentualnie z farby. Pokój Amandy znajdował się po stronie zachodniej, przez co po słońcu nie było tu ani śladu. Pomieszczenie było identyczne jak moje więc nie miałam problemu z poruszaniem się w nim.
Weszliśmy wszyscy do pokoju gdzie blondynka lekko pochrapywała. Podłoga pod naszymi stopami skrzypiała jednak Amanda spała jak kamień. Tutaj muszę przyznać rację Dylanowi. Ona by mogła nie usłyszeć nawet tego, że bomba spadła w ogródku.
Josh miał ze sobą wazon z wodą (nie mam pojęcia skąd go wziął) i ustawił się koło twarzy Amandy. Już chciał wylewać wodę kiedy Dylan powstrzymał go gestem ręki. Wskazał na dziewczynę. Nie wiem o co mu chodziło szczerze mówiąc jednak po chwili uśmiechnęłam się złośliwie.
-Peeta... Tak pocałuj mnie... Będę twoja aż do śmierci...- blondynka najwyraźniej śniła o piekarzu z dystryktu dwunastego, a ja o mały włos nie roześmiałam.- Jesteś dla mnie całym światem... Lucas tego nigdy nie rozumiał...
Kiedy padła wzmianka o jednym z domowników mój uśmiech od razu znikł. Amanda kiedy mówiła o Lucasie- dupku wczoraj rzeczywiście wyglądała tak jakby ją kiedyś zostawił jednak to nie była potwierdzona informacja poza tym jak go wtedy widziałam na dole z Joshem wydawał się normalny. Pozory mylą.
-Kocham cię Peeta...- powiedziała dziewczyna i wtedy Josh zamachnął się i cała woda wylała się na dziewczynę.
-A oto Amanda Cowell z dwunastego dystryktu!- krzyczy Dylan.
-Amanda! Zawodowcy cię gonią! Uciekaj!- krzyczę próbując się nie zaśmiać.
Blondynka najpierw otwiera oczy i kiedy zauważa nas wydaje się być... Szczęśliwa? Można powiedzieć.
-Wy osły! Jestem cała mokra!- zaśmiała się, a ja wskoczyłam na jej łóżko i zaczęłam ją łaskotać. Oczywiście ona dpowiedziała tym samym. Raz ja byłam na górze, a raz ona.
-Josh przyglądaj się temu widokowi bo nie prędko zobaczysz walkę lasek!- zaśmiał się Dylan, a ja w przerwie pomiędzy łaskotaniem spojrzałam na niego.
Wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały i... i znowu to u niego zobaczyłam. Jakby nagły błysk w jego oczach, który po sekundzie znika. Przyglądał mi się i jednocześnie uśmiechał. Wyglądał normalnie jednak ten błysk nie dawał mi spokoju.
-AAA!- krzyknęła Amanda i zaczęła mnie łaskotać.
Zaczęłam się śmiać jak opętana, a mój brzuch powoli eksplodował. Nie mam pojęcia czemu, ale nie mogłam nic zrobić oprócz śmiania się. A Amanda to wykorzystała i łaskotała mnie dalej. Ostatkami sił przewróciłam ją tak, że siedziałam na niej i teraz to ja ją łaskotałam. Dziewczyna zaczęła krzyczeć jednak ja się nie poddawałam. Obie płakałyśmy ze śmiechu.
Poczułam jak ktoś łapie mnie za talię i odciąga od blondynki. Spojrzałam do tyłu i zobaczyłam Dylana, który uśmiechał się głupkowato. Amandę teraz uspokajał Josh, który próbował się nie śmiać.
-Ale dałaś jej popalić- powiedział uśmiechając się i zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Poczułam jak się rumienię, bo ten gest jest raczej zarezerwowany tylko dla zakochanych, a ja już wieku trzynastu lat stwierdziłam, że nigdy się nie zakocham.
-Nie wiedziałeś o tym, że jestem mistrzynią w łaskotaniu?- zaśmiałam się i od razu zeszłam z łóżka. Nie chciało mi się tu wchodzić w jakieś romanse. Jeśli mam tu być to wolę zdobywać przyjaźnie. Tylko przyjaźnie.
-Za dziesięć minut na dole, dobra?- powiedział Dylan.- Rachel robi dzisiaj jajecznicę- zaśmiał się.- Pokochasz jej kuchnię.
Uśmiechnęłam się lekko i wyszłam z pokoju Amandy zostawiając tam Dylana.
Kiedy wchodzę do mojego pokoju czuję się lekko skołowana. Chłopak zachowywał się co najmniej dwuznacznie. Jeszcze jak założył mi kosmyk włosów za ucho... O co mu może chodzić?
Pewnie to szkolny podrywacz. Teraz się ubieraj i marsz do biblioteki.
Dobrze byłoby wiedzieć jeszcze gdzie ona mimo wszystko jest. Będę chyba musiała poprosić Amandę albo Rachel ,żeby mnie tam zaprowadziła. Sama tam nie trafię za żadne skarby świata.
Pamiętam mój pierwszy dzień w gimnazjum. Oj to było piękne. Kiedy weszłam do szkoły szczerze mówiąc nie wiedziałam co zrobić. Byłam bardzo wcześnie (jak to ja) i po prostu nie wiedziałam czy mam iść na górę pod klasę, a może poczekać tu na dole, w szatni, aż ktoś przyjdzie? A może jeszcze po prostu zaczekać na dworze? Opcji były miliony. Uznałam wtedy, że najlepiej będzie jeśli zostanę pod klasą. To chyba było najrozsądniejsze z mojej strony. No tak. Zapomniałam wtedy numer mojej sali więc na nic się to przydało. Co robić? Zauważyłam dziewczynę z drugiej klasy, z którą byłam na wyjeździe w wakacje no i... usiadłam koło niej. Jaka ja byłam głupia.
Gimnazjum rządziło się własnymi prawami. Może znałyśmy się z jednego ze szkolnych wyjazdów ale każda klasa miała swoją ławkę. Nikt oprócz nich nie mógł na niej siedzieć. Na szczęście nic mi się za to nie dostało, jednak do końca gimnazjum wolałam nie ryzykować.
Potem przyszli moi koledzy z klasy i usiedliśmy sobie przy automacie. Na szczęście było to terytorium neutralne, więc dopóki nie przyszedł ktoś kto wiedział jaką mamy klasę, siedzieliśmy sobie tam jak cywilizowani ludzie.
Na samo wspomnienie o tym, uśmiecham się. Gimnazjum może nie było najlepszym co mnie w życiu spotkało, ale było i trzeba to uszanować. Tam zawarłam pierwsze przyjaźnie i tam się one rozpadły. Tyle w tym temacie.
Dopinam ostatni guzik mojej koszuli w kratę i wychodzę na śniadanie.

-----------------------
Na wstępie chciałabym Was przeprosić za to małe opóźnienie z rozdziałem. Naprawdę Was za to przepraszam, ale nic już na to nie poradzę. Mam coraz mniej czasu i uznałam ,że rozdziały będą dodawane co tydzień, w sobotę. Mam nadzieję ,że taki układ Wam pasuje, a jak będę miała więcej wolnego czasu na pewno wrzucę kiedyś szybciej rozdział :).
Dziękuję Natalii Hinc za to ,że ponownie sprawdziła te moje, małe twórczości :).
Co jeszcze? No tak, pewnie już każdy pokapował się w tym ,że mam obsesję na punkcie Igrzysk Śmierci. W rozdziale musiałam umieścić o nich fragment. Nie byłabym sobą gdybym tego nie zrobiła. 
Chciałabym Wam jeszcze życzyć zdrowych, spokojnych i radosnych Świąt :). Wiem, jestem cienka w składaniu życzeń :/.
Trzymajcie się cieplutko!
Black Star 

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 9

-Przecież to jest niemożliwe!- zaczęłam krzyczeć widząc to co działo się na filmie.- Nie można od tak, po prostu mieć własnego sobowtóra!- oparłam się o fotel nadal oszołomiona tym co wydarzyło się przed chwilą na ekranie. Elianna zatrzymała projekcję i spojrzała na mnie ze współczuciem.
-Pamiętam mój pierwszy dzień w Akademii- mówi.- Wszystko było dla mnie nie zrozumiałe. Kiedy moja dyrektorka pokazała mi ten film zareagowałam tak samo jak ty. Zajęło mi to tygodnie, żeby w końcu spojrzeć sobie w oczy. Ty też musisz przez to przejść, Maggie. Nie ma innego wyjścia.
Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy.
To się nie dzieje naprawdę. Zaraz wyskoczą moi znajomi i krzykną „Wkręcona!”. Tak naprawdę modliłam się o to, żeby tak się stało.
-Chcesz dzisiaj dokończyć ten film, czy jutro?- spytała Elianna łapiąc mnie za rękę.
-Jutro- odparłam szybko i otworzyłam oczy.
Na prześcieradle nadal widniał chłopak i jego sobowtór, którzy teraz przyglądali się sobie.
To nie może dziać się naprawdę.
Dyrektorka podeszła do projektora i od razu go wyłączyła, a wtedy pokój pogrążył się w ciemnościach. Wstałam ze swojego fotela i nawet nie miałam odwagi, żeby spojrzeć na prześcieradło. Prawdą było to, że zwyczajnie bałam się tam zobaczyć chłopaka i jego klona.
Kiedy wychodzimy na zewnątrz większość willi jest już pogrążona w ciemnościach, ale są i takie, z których dobiega głośna muzyka. Kiedy przechodzimy obok domków należących do łowców zastanawiam się dlaczego w filmie nie zostali oni wymienieni.
To jeszcze nie był koniec tego cholernego filmu.
Fakt.
Przypominam sobie Amandę, jak szłyśmy tą drogą i opowiadała mi o łowcach. Jak to ich wille bywają przepełnione, i że mają bardzo bogatych rodziców. Nagle ogarnia mnie przerażający dreszcz. Czy Amanda i Lucas są wilkołakami? Czy oni również zmieniają się co pełnię w te wielkie potwory?
-Elianno...- zaczynam niepewnie.- Czy Amanda i Lucas są... wilkołakami?- pytam a ostatnie zdanie ledwo przechodzi mi przez gardło.
Dyrektorka wzdycha i spogląda w rozgwieżdżone niebo.
-Tak, Maggie, ale nie bój się. Tu na terenie Akademii nic ci nie grozi.
Przytakuję, jednak męczy mnie jeszcze jedno pytanie.
-Elianno... a... kim ja jestem?- mówię a dyrektorka spogląda na mnie jakby obawiała się tego, że zadam jej to pytanie.
-Nie wiem, Maggie. Albo czarodziejką, albo magiem jednak... jeszcze u nikogo w historii tej Akademii nie wystąpiły tatuaże. Przynajmniej o takim przypadku nie pamiętam. Jutro jest sobota więc podzwonię trochę tu i tam, a tobie radzę wypożyczyć parę książek z biblioteki jak „Dzieje istot” i „Historia Czarodziejów”- uśmiecha się do mnie i zauważam, że stoimy pod Domem Magii.- Dobranoc Maggie- mówi dyrektorka i oddala się w stronę Akademii.
Tak, najlepiej zostaw mnie na pastwę wilkołaków. Gratuluję pomysłu Elianno.
Mimo wszystko siedziałam dzisiaj prawie godzinę w jednej klasie z aniołami, łowcami, wilkołakami, wróżkami i czarodziejami. Rozmawiałam z każdym z nich i... i nic mi nie zrobili. Jeszcze...
Dobra. Najwyżej umrę.
Biorę głęboki wdech i idę w stronę Domu Magii, który chyba jako jedyny jest cały rozświetlony jak choinka na Święta Bożego Narodzenia. Swoją drogą nigdy ich nie lubiłam. Sztuczna rodzinna atmosfera, gdzie wszyscy przy stole na początku trzeźwi, pod koniec ledwo stojący na nogach.
Lekko naciskam klamkę drzwi i wchodzę do willi. Od razu do moich uszu dochodzą głosy moich nowych współlokatorów i ich wesołe śmiechy. Jak na razie nie mam odwagi tam wejść. Nie kiedy wiem.
Zdejmuje buty jak najciszej i równie cicho idę po schodach na górę. Na moje szczęście żaden nie skrzypnął, a gromadka w salonie chyba nie zorientowała się, że w ogóle ktoś wszedł do domu. Tym lepiej.
Kiedy otwieram mój pokój zastaję go w takim stanie, w jakim go zostawiłam. Na szczęście. Szczerze powiedziawszy to dlaczego pokoje nie są zamykane? Przecież uczniowie mogą tu kraść prawda? Nie jest to jakieś cudowne miejsce gdzie nikt nie kłamie, nie oszukuje, nie zdradza ani nie kradnie. Mimo wszystko, tego te głupie czarodziejki nie potrafią zrobić.
Wyciągam z szafy mojego wielkiego, brązowego misia. Dostałam go na piąte urodziny i nie mam zamiaru go nikomu oddawać. Pamiętam jak go zgubiłam. Ryczałam wtedy chyba ze dwie noce, albo lepiej. Od tamtej pory zawsze wolę mieć go przy sobie. Zawsze jest przy mnie kiedy nie wiem co robić.
Jeżdżę ręką po jego „futrze” próbując się uspokoić. Przed oczami nadal mam obraz chłopaka zamieniającego się w wilka i nagle pojawiającego się sobowtóra. To, że ktoś umie latać próbuje przyswoić sobie do wiadomości jednak to... szkoda gadać.
Spoglądam na prawą rękę, żeby sprawdzić, co tam z moim tatuażem. Nadal po jego konturach płynie tęczowa rzeka. Już nawet się do tego przyzwyczaiłam. Mimo wszystko przecież nie ma tatuaży, które co chwilę zmieniają kolor... Prawda?
Ktoś puka.
Chowam misia do szafy i krzyczę „proszę!”. Nie raz mnie już wyśmiewali z powodu mojego małego przyjaciela. Nie zaryzykuje teraz.
-Hej- słyszę głos Rachel przez co od razu się do niej uśmiecham.
-Hej- odpowiadam i robię jej miejsce na łóżku, żeby mogła usiąść.
-Słuchaj- wzdycha.- Wiem, że początki w Akademii są trudne. Sama zadomowiłam się tutaj dopiero po tygodniu ale... robimy sobie z dziewczynami pidżama party. Mamy zamiar obejrzeć Titanica i Now is good. Chcesz się do nas przyłączyć?- pyta.
Kusząca propozycja. Zawsze lubiłam takie babskie wieczory. Moje koleżanki bardzo często organizowały takie wieczorki, co bardzo mi odpowiadało. Oczywiście zapraszały mnie tam zawsze z czystej grzeczności. Żeby nie było. Oczywiście uciekałam stamtąd w połowie imprezy i nikt nawet nie zauważał. Czemu? Cóż... nigdy nie kręcił mnie Edward Cullen czy Jace Wayland. Moimi mężami na zawsze pozostaną Augustus Waters* i Peeta Mallark. Tego już nie umiem zmienić.
-Ok- mówię.
Widzę jak Rachel się uśmiecha. Spoglądam w jej zielone oczy i nawet nie próbuje spojrzeć na jej cudowne skrzydła. Mimo wszystko nadal mnie to przerażało.
-Maggie... wiem, że to może być dla ciebie trudne co tu się dzieje, ale przyzwyczaisz się- uśmiecha się.- Masz szczęście, że nie masz skrzydeł, bo na początku brzydziłam się nawet spoglądać na siebie- obie cicho się śmiejemy.- Jesteś czarodziejką, prawda?- pyta się mnie.
-Nie wiem- odpowiadam.- Kiedy zapytałam Elianny odpowiedziała, że albo czarodziejką, albo magiem- nie wiem dlaczego ale coś w środku nakazało mi nie mówić Rachel o tatuażach.
-Dziwne...- mówi.- Zwykle od razu mówi czarodziejom i magom kim są- dziewczyna marszczy brwi i się nad tym intensywnie zastanawia.- Jak chcesz to możesz porozmawiać z Dylanem albo Joshem. Oni są czarodziejami- uśmiecha się.
Potakuje lekko głową kiedy coś mi się przypomina.
-Rachel?- mówię, jednak od razu tego żałuje. Nie powinnam tak w pierwszym dniu jej pytać.
-Tak?- brunetka jest rozpromieniona.
-Amanda mówiła mi, że... że wróżki nie mieszkają tutaj...- mówię i podnoszę na nią wzrok. Fakt, spodziewałam się jakiegoś oburzenia na jej twarzy albo czegokolwiek innego,jednak ona nadal jest szczęśliwa jak zawsze.
-Wiem, wiem, powinnam mieszkać z innymi ,ale kiedy tu przyjechałam ktoś pomylił się przy moim przydzielaniu Domu i tak trafiłam tutaj. Jako że nie chciałam rozstawać się z Amandą i Zoey i...- i zamilkła. Spojrzała na mnie smutno. O co chodzi? Kto tu jeszcze mieszkał?- Po prostu Elianna pozwoliła mi tu zostać- na jej twarz powrócił dawny uśmiech.
Tajemnice, wszędzie tajemnice.
-No, a teraz przebieraj się w piżamę- zaśmiała się.- Czekamy w saloniku- mrugnęła do mnie i zniknęła.
Czuję jakby moja głowa miała za chwilę eksplodować.
1. Dowiedziałam się, że na świecie istnieje magia, wilkołaki, wróżki, czarodzieje i anioły.
2. Dowiedziałam się, że ktoś tu mieszkał przede mną. Możliwe, że całkiem niedawno.
3. Nadal nie wiem kim jestem.
4. … Nie ma punktu czwartego.
Można powiedzieć, że to za dużo jak na jeden dzień. O wiele za dużo. Jutro mam się zgłosić do biblioteki po „Dzieje istot” i „Historię Czarodziejów”. Nie wiem czy to może w czymkolwiek pomóc. Mimo wszystko Elianna nie wie skąd się wziął ten tatuaż na mojej ręce. Spoglądam na niego i jeżdżę po malutkich kreskach, które mienią się kolorami tęczy. Może powinnam powiedzieć Eliannie o tym? Nie... Ona i tak mi nie pomoże.
Czas przebrać się w piżamę.

*Augustus Waters pochodzi z "Gwiazd naszych wina" autorstwa John'a Greena. Radzę każdemu to przeczytać ;).
--------------------------------
No i jest rozdział dziewiąty!
Oczywiście ja jako wielka fanka Igrzysk Śmierci i Gwiazd naszych wina musiałam gdzieś wcisnąć moich mężów :D. Mam nadzieję ,że nie macie mi tego za złe :).
Oczywiście dziękuję Natalii Hinc za to ,że ponownie zgodziła się poprawić moje wszystkie błędy :). 
No więc cóż. Pierwsza połowa filmu się skończyła, a wszędzie wokół tajemnice! 
Dobra trzymajcie się cieplutko i komentujcie, oceniajcie i krytykujcie :D. Przyjmę wszystko ;D. 
Black Star

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 8

Po ok. pół godzinie czuję się jak w niebie. Mam pod ręką najlepsze łóżko świata, książki są schowane i jeszcze do tego za oknem widnieje piękny las, w całości pogrążony w mroku. Normalnie raj. Wyciągam telefon z kieszeni i aż głupio się czuję mając go w ręku. On tu zupełnie nie pasuje. Sprawdzam tylko godzinę i chowam go do szafki stojącej przy łóżku. Jak na razie nie będzie mi potrzebny. No bo do kogo miałabym pisać? Do rodziców, którzy nie chcą mnie znać (to znaczy tylko moja mama, mój ojciec w ogóle mnie nie zna) czy może do koleżanek, które po prostu mnie nie pamiętają?
-Maggie!- słyszę krzyk Elianny przez co wzdycham.
Nienawidzę tej baby.
Mimo wszystko schodzę na dół i zauważam, że jest tam tylko Josh z Lucasem. Widać Josh próbuje coś wytłumaczyć Lucasowi jednak chłopak mało ogarnia. Brunet w lokach zauważa mnie i po prostu się uśmiecha. Odwzajemniam uśmiech i idę w kierunku blondynki, która wygląda nadal tak samo jak wcześniej. Nadal za perfekcyjnie.
-Witaj- mówi uśmiechając się.
-Też miło cię widzieć- odpowiadam ze sztucznym uśmiechem.
-Chodź przejdziemy się bo tu ściany mają uszy- zaśmiała się.- Prawda Lucas!?
-Wołałaś mnie Elianno?- zza drzwi prowadzących do salonu wyłonił się Lucas, który głupkowato się teraz uśmiechał.
-Chodź już Maggie. A ty masz się uczyć- pogroziła chłopakowi. Ten tylko głupio na nas spojrzał i wrócił do salonu.
Kiedy wychodzimy na zewnątrz wcale nie odczuwam zimna, jak myślałam. Jest nawet ZA ciepło.
-Maggie wiem ,że cała ta sytuacja jest dla ciebie nowa i niedorzeczna, jednak musisz pamiętać, że to wszystko ma ci pomóc. Chyba nie chcesz ,żeby incydent z ogniem albo długopisem się powtórzył, prawda?- mówi.
Rzeczywiście nie chcę ,żeby to się powtórzyło. Mimo wszystko nie chcę mieć na sumieniu spłonięcia czyjegoś domu. Jednak w głowie kłębi mi się za dużo pytań. To wszystko jest dla mnie nie zrozumiałe. Przecież to jest niemożliwe.
-Elianno... Mogę zadać ci pytanie?- mówię spławiając jej ostatnią wypowiedź.
-Oczywiście- mówi.
-Możesz mi powiedzieć co my wszyscy tu robimy? Co robi surowe mięso w mojej lodówce? Dlaczego Amanda od razu „wywęszyła” spaghetti Dylana? Dlaczego oni tak dużo jedzą? Dlaczego Zoey jest taka młoda? Dlaczego nigdy nie słyszałam o tej Akademii? Dlaczego...
-Dość- mówi Elianna.
Spoglądam na nią zaskoczona. Myślałam, że właśnie o to jej chodzi, żebym zwierzyła się przed nią. Wydawało mi się, że chce, żebym się przed nią otworzyła a ona „Dość”. Jak chce tak grać to proszę bardzo. Ja tylko oczekiwałam pomocy, której nie dostałam więc nie mam tu nic do gadania.
To znaczy od początku wiedziałam gdzieś w podświadomości, że Elianna to zło wcielone jednak... Jednak teraz zrodził się we mnie jakiś płomyk nadziei, że może jednak dyrektorka nie jest taka zła i będzie szczęśliwa jak się przed nią otworzę. Jak zwykle za bardzo ufam ludziom... Teraz to już nawet nie wiem komu ufam. No bo w końcu koło mnie idzie istota. I ja sama jestem prawdopodobnie "istotą". Jak znam życie zaraz obudzi mnie mama i powie, że mam dzisiaj test z fizyki. Jak zwykle.
-Musisz coś zobaczyć- mówi Elianna i zaczyna kierować się w stronę Akademii.
Czym teraz mnie uraczysz Elianno?
Kiedy wchodzimy do jakiegoś słabo oświetlonego pomieszczenia nie mam pojęcia czego się spodziewać. Przez całą drogę Elianna była zamyślona i nic się nie odzywała. Chyba ją podmienili. Dosłownie. Pomieszczenie, w którym się znajdujemy jest... jakby to powiedzieć... Dziwne? Intrygujące? Tajemnicze? Nie mam pojęcia.
Pokój był pełen kanap, foteli a nawet materaców. Wszystkie miały na sobie po milion poduszek, a wszędzie walały się koce albo kołdry. Można też było gdzie nie gdzie dojrzeć pary ciepłych kapci. Pytanie tylko... Po co to?
-Usiądź gdziekolwiek- mówi Elianna i zaczyna bawić się przy jakimś sprzęcie.
Wzruszam ramionami. No bo co innego mi pozostaje do zrobienia jak nie spełnić jej prośby? Fakt mogłabym teraz po prostu wyjść i zapytać Amandę wprost po co im tyle mięsa w lodówce, ale... Ale czuję, że to nie byłoby za mądre posunięcie. Kurcze, przecież tu może się wszystko zdarzyć. Nie mówiąc już o latających walizkach ani skrzydełkach wróżki.
Siadam w jednym z foteli i dopiero teraz mnie olśniewa. To sala kinowa! Fakt, w mojej szkole czegoś takiego nie było ale nie zdziwiłabym się gdyby w weekendy były organizowane maratony filmowe.
Czasami niezła idiotka z ciebie Maggie.
Wiem.
Więc urządzenie, przy którym teraz coś majstruje Elianna to zwykły projektor. No dobra. Nie jest to projektor z najwyższej półki ale jakiś zawsze jest. Zauważam również powieszone prześcieradło przez co uśmiecham się sama do siebie. Nie wiem dlaczego. Tak po prostu.
-Jest!- krzyczy Elianna kiedy na rozwieszonym materiale pojawia się obraz.
Jest to stary film. Kojarzycie takie „odliczanie” na początku seansu? Właśnie takie coś teraz widniało tuż przede mną. Dyrektorka zajęła miejsce obok mnie i jak mała dziewczynka przykryła się kocem.
Już widzę moją dyrę jak razem z uczniami siedzi w fotelu i ogląda film.
/-Witajcie!- na prześcieradle pojawiła się kobieta. Stała na tle fontanny przed Akademią przez co od razu domyślam się, że jest to film instruktażowy.- Nazywam się Hellen i jestem piątą dyrektorką Akademii Magii. Ten film ma za zadanie wprowadzić was w świat naszej szkoły, abyście mogli lepiej ją poznać.
Nastąpiło cięcie i teraz kobieta stała przed osiedlem willi.
/-To tu będziecie mieszkać przez cały okres pobytu w Akademii. Domki są ośmioosobowe jednak rzadko zdarza się, żeby w willi był komplet. Budynki są do waszej dyspozycji. Nauczyciele jednak będą sprawdzać Was raz albo dwa razy w tygodniu, więc radzę Wam często sprzątać- kobieta uśmiechnęła się i puściła oko.
Znowu nastąpiło cięcie i kobieta znalazła się w lesie.
/-Teraz zobaczycie czym niektórzy z was są- nagle znaleźli się obok niej uczniowie. Dwie dziewczyny i dwóch chłopaków. Rozpoznałam w jednej z nich wróżkę. Druga miała skrzydła anioła jak Zoey, jednak różnica między nimi polegała na tym, że te u dziewczyny z filmu były całe czarne. Chłopcy natomiast niczym się nie wyróżniali. Wyglądali jakby dopiero co wyszli z mojej starej szkoły.
/-Wróżki to istoty z wielkim sercem- powiedziała kobieta stając obok dziewczyny ze skrzydełkami.- Swe moce czerpią z flory nie niszcząc jej przy tym. Dzięki nim na świecie funkcjonuje i fauna i flora. To one dbają o to, żeby wszystko na Ziemi działało jak należy- dziewczyna uśmiechnęła się i pofrunęła w górę. Jej skrzydła pięknie mieniły się w słońcu, mimo słabej jakości filmu.
Potem podeszła do róży, która wyglądała na uschniętą. Wokół niej zaczęła pojawiać się czerwona (jak jej skrzydła) otoczka. Najbardziej było ją widać wokół dłoni. Dziewczyna okryła różę swoimi dłońmi i zaczęła coś mówić pod nosem. Po chwili cały kwiat zaświecił się na czerwono i w następnej sekundzie wyglądał jak nowo narodzony.
Przez chwilę miałam wrażenie jakby nie działo się to naprawdę. Przecież to może być jakiś efekt specjalny albo coś. Lecz mimo wszystko coś mi mówiło, że to działo się naprawdę.
Kadr został teraz przeniesiony na dziewczynę o czarnych skrzydłach.
/-Anioły są to bardzo ważne istoty na Ziemi- zaczęła kobieta.- Są naszymi stróżami. Po skończeniu Akademii kierują się do Nieba, gdzie dostają człowieka do ochrony. Są dla nas niewidzialne jednak istnieją i chronią nas przed wszelkim złem. Nie każdy jednak dostaje anioła stróża. Zazwyczaj nie mają ich istoty jak i wyznawcy Lincolna, ale o tym później- kobieta się uśmiechnęła, a za nią dziewczyna pofrunęła w niebo. Wyglądało to jak rodem z filmów. Robiła różne sztuczki w powietrzu a jej skrzydła wyglądały pięknie.
Kadr przeniósł się teraz na pierwszego z chłopaków.
-Wilkołaki są w naszym społeczeństwie bardzo potrzebne- powiedziała kobieta, a ja poczułam jak krztuszę się powietrzem. Wilkołaki!? Serio? Wzięłam głęboki wdech i postanowiłam wyczekać do końca filmu, aż rzucę się na kobietę siedzącą obok z milionem pytań.- Pewnie dużo o nich słyszeliście jednak wszystkie opowieści o nich są zmyślone przez wyznawców Lincolna. Wilkołaki to pół ludzie, pół wilki. Istoty te żyją bardzo długo i nigdy się nie starzeją. Kiedy jest pełnia mogą się zmienić, ale nie muszą. Oczywiście początkujące wilkołaki nie panują jeszcze nad przemianami, jednak po wyjściu z Akademii mogę Was zapewnić, że będziecie w pełni nad tym panować.
Odeszła kawałek od chłopaka z ,którym nagle zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Włosy nagle zaczęły mu rosnąć, zgarbił się i spadł na ręce tak, że teraz stał na czworakach. Krzyknął tylko raz. Potem zamiast człowieka stał tam wilk. Patrzyłam na to z wybałuszonymi oczami. Przecież... Przecież to niemożliwe!
Poczułam jak świat zaczyna mi lekko wirować przed oczami, które na chwilę zamknęłam. Za dużo. Stanowczo za dużo. Poczułam jak Elianna łapie mnie za rękę.
-Weź głęboki wdech Maggie- mówi.
Otwieram oczy i widzę, że chłopak powrócił już do swojej normalnej formy. Uśmiecha się do kamery jakby przed chwilą wyszedł z cukierni. Przecież on jeszcze sekundę temu miał zamiast rąk łapy!
/- Teraz ostatni gatunek istot czyli czarodzieje i magowie. Magowie pojawiają się coraz rzadziej. Częściej spotykamy się z czarodziejami jednak magowie nadal są potrzebni na ziemi. To oni sprawiają ,że nikt z ludzi nie wie o Akademii. Czarodzieje natomiast zajmują się trudniejszymi rzeczami. Panują nad prawidłowym zmienianiem się pór roku jak i nad tym ,żeby na świecie panował pokój. Oczywiście nie możemy załagodzić wszelkiego zła na tym świecie. Zło i dobro muszą się równoważyć jednak dzięki czarodziejom udało nam się uniknąć wielu rzeczy. Dzięki nim nadal możemy podziwiać Wieżę Eiflla w Paryżu jak i spokojnie spacerować po ulicach Londynu. Czarodzieje potrafią zapanować nad uczuciami, a nawet wyleczyć z najgorszych chorób.
Chłopak uśmiechnął się i zamknął oczy. Wokół niego wytworzyła się otoczka koloru granatowego. Zaczął coś mówić pod nosem a po chwili koło niego stał jego sobowtór.
Chyba się zastrzelę.

--------------------------
No i jest rozdział 8! 
Wpierw chciałabym serdecznie podziękować Natalii Hinc za to ,że w ogóle zechciała pomóc takiej sierocie jak ja w poprawianiu tych moich wymysłów. Jeszcze raz dzięki ;).
Tutaj od razu chciałabym powiedzieć ,że nie jest to opowiadanie o wampirach, jak moja koleżanka myślała. Wręcz przeciwnie. Nienawidzę ogólnie tych krwiopijców, dlatego nie liczcie na to ,że za chwilę wyskoczy gdzieś tu wampir i wyssie krew ze wszystkich uczniów. 
Więc ten rozdział jest taki bardziej wyjaśniający co, gdzie i jak. Chciałam troszkę urozmaicić opis wróżek jednak tylko to mi przyszło do głowy ;). 
Mam nadzieję ,że mimo wszystko podoba Wam się rozdział bo tylko dla Was piszę to opowiadanie. Na moim komputerze nie przetrwałoby dwóch dni. Takie życie.
Także komentujcie i co tam jeszcze chcecie i... Do następnego!
Black Star

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 7

Kiedy wchodzimy do salonu zauważam jeden, wielki stół gdzie jest zgromadzona piątka ludzi. Od razu zauważam Amandę ,która jest cała brudna od sosu. Wygląda dosłownie jak zwierzę. Jak zwierze ,które dostało pierwszy posiłek od paru tygodni. Koło niej zauważam tą dziewczynkę ze skrzydłami anioła ,która teraz ślęczy nad książką zamiast jeść. Kurcze widzę w niej siebie z młodszych lat kiedy to nawet na lekcjach potrafiłam czytać. Zauważam również wróżkę przez co marszczę brwi. Amanda powiedziała ,że wróżki mieszkają w pierwszych domach, a nie tu na samym końcu. Jej skrzydła jednak są tak piękne ,że przez chwilę nie mogę oderwać od nich oczu. Jeszcze nie widziałam dziewczyny z zielonymi skrzydłami ,które tak idealnie zlewają się z kolorem jej oczu. Dalej siedzi dwóch chłopaków. Jeden z nich bardzo podobnie do Amandy zżera swoją porcję spaghetti co wygląda komicznie. Jak dwa psy ,które dostają resztki obiadu i bija się o ostatnią porcję. Drugi chłopak natomiast próbuje coś powiedzieć temu żarłokowi jednak marny to ma skutek...
Wariatkowo.
-Ej żarłoki!- krzyknął Dylan. Nagle wszystkie rozmowy ucichły a wszystkie gałki oczu spojrzały w moją stronę.
Moje policzki zaraz zapłoną żywym ogniem.
Lepiej nie.
-To jest Maggie.- mówi Dylan.- Od dzisiaj będzie mieszkać w Domu Magii.
-Hej jestem Zoey!- podeszła do mnie dziewczynka z białymi skrzydłami anioła i od razu przytuliła.
-Też miło cię poznać.- mówię nieco zaskoczona. Nigdy chyba jeszcze nikt się nie cieszył tak bardzo, kiedy mnie zauważył.
Jak mówiłam... W-A-R-I-A-T-K-O-W-O.
-Maggie zostawiłam ci trochę spaghetti ,które przyrządził Dylan.- mówi dziewczyna z zielonymi skrzydłami.- Wiedziałam ,że przyjedziesz to schowałam twoją porcję przed tymi dwoma żarłokami.- zaśmiała się dziewczyna i wskazała na Amandę i tego drugiego chłopak ,który nadal wcina jak zwierzę.- Jestem Rachel.- mówi i się uśmiecha po czym podaje mi porcję spaghetti.- Nie krępuj się. Tych dwóch zwierzaków nie pokonasz.- zaśmiała się i poszła gdzieś. Nie mam pojęcia gdzie.
Usiadłam przy stole obok Amandy i dopiero teraz zobaczyłam jak wiele dostałam na talerzu. Przecież tym można by było wykarmić pół armii!
-Masz zamiar to jeść?- pyta się mnie chłopak ,który tak zaciekle wyżera spaghetti.
-Spadaj Lucas!- krzyczy Amanda.- Ciebie ona nawet nie zna!
-No to zaraz pozna!- krzyczy i przez chwilę mam wrażenie ,że zaczynają na siebie warczeć.
-Wiecie co...- mówię nieco przestraszona.- Jak chcecie to weźcie to...- nie udaje mi się nawet dokończyć bo Amanda i ten cały Lucas rzucają się na mój talerz. Patrzę na to nieco przerażona widząc jak ta dwójka wyjada mi wszystko z talerza. Wyglądają jakby nie jedli od roku albo lepiej.
Cicho odchodzę od stołu i próbuję zorientować się gdzie jest kuchnia.
-Straszni są no nie?- pyta się mnie jakiś chłopak o kręconych włosach i zabójczym uśmiechu. To właśnie on próbował coś powiedzieć temu całemu „Lucasowi”.- Josh.- mówi i podaje mi rękę.
-Maggie.- mówię nadal oszołomiona i podaje mu rękę.
-Przyzwyczaisz się.- zaśmiał się.- Szukasz czegoś?
-Jakbyś mógł mi powiedzieć gdzie jest kuchnia byłabym wdzięczna.- mówię.
-Chodź.
Kuchnia jak kuchnia. Lodówka (wypasiona mimo wszystko), która kompletnie nie pasowała do wystroju całego domu, parę szafek i parę sprzętów jak mikser, ekspres do kawy czy czajnik.
Nie ma tu nic wartego mojej uwagi oprócz oczywiście lodówki ,która stanie się moją przyjaciółką.
-Mogę wziąć stąd sok?- mówię niepewnie. W końcu to nie mój dom prawda?
-No jasne!- zaśmiał się chłopak.
Otwieram lodówkę ,która jest po brzegi zapełniona żarciem. Dosłownie. Aż dziwne ,że nic z niej nie wypada. Pełno tu jogurtów i ogólnie żarcia jednak jedno mnie dziwi. Dlaczego oni w lodówce mają tyle mięsa? I to do tego surowego? Nie kapuję. Mimo wszystko wyciągam (mam nadzieję) sok pomarańczowy po czym nalewam sobie trochę do szklanki.
-Zaprowadzisz mnie do mojego pokoju?- mówię nieśmiało do Josha.
-Jasne, chodź. Diana już dawno przyniosła twoje walizki.- zaśmiał się i wyszliśmy z kuchni. Starałam się zapamiętać drogę jednak kiedy weszłam na pierwsze piętro kompletnie straciłam orientację.
Pierwsze piętro było spowite w lekkim mroku ,które oświetlały tylko pojedyncze lampy ,które nie dużo tu dały. Korytarz był stosunkowo mały jednak na tym piętrze mieściły się cztery sypialnie a na samym końcu był taki mini salon składający się z jednej dużej kanapy i dwóch mniejszych ,które były zwrócone w stronę wielkiego plazmowego telewizora. Telewizor był włączony i aktualnie gra na nim była spauzowana. Czy oni naprawdę muszą grac w GTA V? Ech...
-Jeśli wzdychasz dlatego ,że widzisz GTA to wiedz ,że w to gra tylko Lucas z Dylanem. Ja osobiście nienawidzę tej gry.- zaśmiał się.- Łazienki są wspólne jednak i my mamy swoją i wy.- zaśmiał się.
-Próbujesz zyskać mój podziw?- zaśmiałam się kiedy wchodziliśmy na drugie piętro.
-Próbuję po prostu wypaść dobrze w twoich oczach.- powiedział i się uśmiechnął.
Drugie piętro wyglądało identycznie jak pierwsze z różnicą tego ,że wszędzie było mnóstwo kwiatów, a telewizor był wyłączony.
-Tu jest twój pokój. Obok ciebie jest Amanda, naprzeciwko Rachel a tam mała Zoey.- wskazał drzwi na skos.
-Dzięki.- mówię spoglądając w oczy bruneta.
-Drobiazg.- uśmiecha się.- Dzisiaj ma jeszcze wpaść Elianna więc nie zasypiaj ani nie słuchaj muzyki głośno bo cię zawoła.
-Dzięki.- mówię a ja bruneta odchodzi.
Czas zobaczyć ten pokój.
Biorę głęboki wdech i naciskam klamkę.
Czuję jakbym nie mogła oddychać przez parę sekund.

Pokój był, jak wszystko w Akademii, w stylu średniowiecznym jednak nie sądziłam ,że ten styl może mi się Aż tak spodobać.
Ściany były czerwone. Nie takie krwisto czerwone ale takie bardziej malinowe. Tam gdzie stało łóżko, ściana była w czerwono-malinowo-złotych pasach co naprawdę bardzo tu pasowało. Tuż pod sufitem biegł granatowy pas z różnymi wzorkami. Pokój miał lampy ,które były bardzo podobne do świec ,których używano w średniowieczu co mi się bardzo podoba. Nie jest on może bardzo duży ale taki mi w zupełności wystarczy. Po lewo jest wielkie okno i to co mi się od zawsze marzyło – niski i szeroki parapet na ,którym można nawet spać. Zawsze prosiłam rodziców o taki jednak oni mówili tylko ,że nie.
Czuję jak podłoga skrzypi pod moimi nogami co z jednej strony nawet mi się podoba jednak sama myśl o tym ,że mogłabym obudzić ,któregoś z domowników w nocy budzi we mnie strach. Mam nadzieję ,że są wyrozumiali. Przejeżdżam dłonią po miękkiej pościeli, bojąc się uszkodzić tej perfekcyjności ,która panuje w całym pokoju. Łóżko wydaje się być zrobione z samych poduszek przez co od razu mam ochotę zagłębić się w stosie poduszek jednak w ostatniej chwili się powstrzymuję. W rogu pokoju stoi malutka toaletka, komoda i obszerna szafa. Wszystko jest wykonane z ciemnego drewna i zachowane w stylu średniowiecznym.
Kiedy otwieram wielką szafę w pierwszej chwili czuje się zawiedziona. Nie wiem czego się spodziewałam jednak na pewno nie pełnej szafy mundurków. Kiedy przesuwam je trochę moje zdanie o tej szafie od razu się zmienia. Za stertą wieszaków z marynarkami i białymi koszulami znajduje się cała sterta pięknych sukienek. Przez chwilę stoję zdziwiona przed szafą próbując sobie przyswoić informację ,że w tej szafie jest cała masa sukienek jednak to na nic. Moja ciekawość bierze górę i po chwili zaczynam je wszystkie przeglądać. Najbardziej chyba podoba mi się jasnoniebieska do kolan bez ramiączek. Jest prosta i schludna.
-Opanuj się Maggie.- mówię do siebie i zamykam szafę.
Z radością zauważam ,że komoda jest pusta. Będę tam mogła zostawić swoje normalne rzeczy. Na szczęście. Podchodzę do pięknego biurka ,które jest rodem wzięte z jakiegoś zamku. Mam wrażenie, że jest to nowe biurko jednak kiedy przyglądam się bliżej zauważam lekkie pęknięcia itp. Co oni takiego robią ,że to biurko się jeszcze trzyma? Nawet nie chcę zgadywać. Kiedy otwieram szufladę uśmiecham się sama do siebie. Może i jest to średniowieczna szkoła ale nie zrezygnują z takiego wynalazku jak długopisy czy różne typy ołówków. A ja już myślałam ,że zastanę tu pióro i atrament.
Zaczynam kręcić się po pokoju. Po prostu. Wokół własnej osi, rozciągając ramiona.
Nie wiem jak oni to zrobili ale podoba mi się tu. Naprawdę.
Rzucam się na łóżko i od razu wiem ,że tu usnę na pewno. Nawet moje łóżko nie może równać się z miękkością tego. Aż nie mogę uwierzyć w to ,że istnieją takie łóżka.
Maggie, musisz się rozpakować.

Wzdycham tylko bo wiem ,że moja podświadomość mimo wszystko ma świętą rację. Podnoszę się z tego „nieba” i idę w kierunku moich walizek ,które nijak tu pasują. Zaraz schowam je gdzieś ,żeby nikt ich nie widział.

----------------------------
Rozdział taki opisowy jednak co jak co ale pokój Maggie musiałam wam opisać :D. 
Miałam to rozbić na dwa rozdziały jednak uznałam ,że możecie się raz a dobrze zanudzić niż dwa razy a z niedosytem ;D. 
Następny rozdział będzie o niebo lepszy bo wyjaśni się co nieco (o ile w ogóle jest tu coś do wyjaśniania). Także to nie będzie tak ,że rozdziały będą dotyczyć tylko tego co Maggie i robi, jak Akademia wygląda i inne nudy. Aktualnie pisze rozdział 13 w ,którym... Dużo się dzieje :D. 
Także jak byście mieli ewentualne pytania albo zauważylibyście błędy to piszcie śmiało albo komentujcie bo to daje naprawdę niezłego kopa do pracy ;D. Wiem, wiem brzmię jak każdy w tej blogosferze ale taka prawda :D.
Także do wtorku i trzymajcie się cieplutko!
Black Star

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 6

-Maggie!- słyszę krzyk Diany. Odwracam się w tamtym kierunku i zauważam ją na końcu korytarza. Biegnę oczywiście w jej kierunku. Niech im będzie. I tak wiem ,że to tylko sen.
Kiedy dobiegam do wróżki ona rozmawia z Amandą. Jak ona tu przyszła przede mną?
-Maggie, Amanda zaprowadzi cię do twojego domu i przy okazji opowie co nieco o szkole.- uśmiecha się i zanika. Chciałam się jej jeszcze zapytać gdzie są moje walizki ale niestety zniknęła. Chyba odstrzelę sobie łeb.
-Chodź.- mówi Amanda.- Nawet nie wiesz jak się cieszę ,że będziesz z nami mieszkać!- mówi podekscytowana blondynka poprawiając torbę. Wychodzimy na świeże powietrze i zauważam ,że jest już wieczór.- Więc tak. Akademia uważa ,ze uczniowie nie powinni mieszkać w jednym wielkim budynku i kilkudziesięciu małych pokoikach. Mówią ,że to dla naszego dobra, co mi bardzo odpowiada. Mieszkamy w jednej z tych willi.- wskazuje na średniowieczne pałacyki ,które zobaczyłam jak tu przyjechałam.- Każdy dom ma jakąś nazwę ,którą wybrali pierwsi uczniowie Akademii. Nasz ma nazwę „Dom Magii”. Wiem niezbyt oryginalne ale uwierz będziesz chciała zamieszkać tylko w tym domu. Jest jeszcze „Dom piękności” albo „Dom śmierdzących skarpetek”.- parsknęłam śmiechem.
-Boże kto wymyśla takie nazwy?- zaśmiałam się.
-W pierwszym dniu też sobie zadawałam to pytanie jednak dałam sobie spokój. Akademia jest tu chyba od zawsze.- śmieje się i wchodzimy na 'osiedle' średniowiecznych willi.- Pierwsze wille zajmują najbogatsze dzieciaki czyli łowcy.- podniosłam prawą brew.- Dowiesz się.- mówi widząc moje zdziwienie.- Chodzi po prostu o to ,że rodzice tych dzieciaków skończyli ta Akademię jednak ich dzieci nie dostały daru dlatego są łowcami. Zajmują się głównie walką i polują na różne potwory ale też rekrutują nowych łowców. Ogólnie ta grupa jest tu zbędna. Po prostu są naszymi ochroniarzami.
Nastolatkowie ochroniarzami? No pięknie.
-Dalsze wille zajmuje reszta uczniów. To znaczy zaraz po łowcach mają wille wróżki ,które uchodzą tu za największe piękności i wróżbiarze...
-Największe „ciacha” w Akademii.- dokańczam za blondynkę.
-Właśnie.- uśmiecha się.- Szybko łapiesz. To znaczy wróżki i wróżbiarze są tu najładniejsi ale są też bardzo wrażliwi. Jeśli się już z kimś związują to na zawsze dlatego pierwsze skrzypce grają łowcy.- wzdycham.- Mimo wszystko radzę ci się od nich trzymać z daleka. Co jak co ale umieją posługiwać się łukiem i mieczem.
Wzdrygam się na samą myśl uzbrojonych nastolatków ,którzy ze swoją bronią chodzą sobie swobodnie po szkole. Logiczne, mimo wszystko. Podpadniesz im to jutro budzisz się w niebie. Świetnie.
-Nasz dom jest najnormalniejszy. No dobra Lucas jest wśród tych normalnych największym dupkiem.- dziewczyna westchnęła. Już rozumiem ,że ją zostawił.- Ale powinnaś go polubić. Ogólnie w naszym domu jest większa ilość dziewczyn więc nie bój się o nic.- śmieje się i wchodzi na teren jednej willi.- A i w każdym domu może być max. osiem osób ale zazwyczaj jest to siedem albo sześć osób. No dobra w domach łowców zdarzają się przypadki nawet dziesięcioosobowe ale to tylko u nich.- śmieje się i puszcza mi oko.
Nad drzwiami jest napis „Dom Magii”.
Czyli to tu spędzę większość czasu.
Cały budynek jest łudząco podobny do tego lekcyjno-teoretycznego. Wygląda jakby ktoś go pomniejszył i postawił wśród tych drzew. Jest dwupiętrowy jednak tylko na dole świecą się światła. Ciekawe jak jest środku.
Widzę jak Amanda zatrzymuje się w miejscu i zaczyna węszyć w powietrzu jak pies.
-Em... Wszystko ok?- mówię nieco przestraszona.
Blondynka spogląda na mnie zdziwiona jednak po chwili ten wyraz twarzy zostaje zastąpiony uśmiechem.
-No tak, ty przecież jesteś tu nowa.- śmieje się.- Wszystkiego się dowiesz a teraz choć. Dylan zrobił spaghetti. Mówię ci jest pyszne.
Widzę jak blondynka znika za drzwiami domu a ja pozostaje sama jak palec... Wreszcie.
Rozglądam się wokoło ,żeby zobaczyć jak rozmieszone są wille. To wszystko wygląda jakby nie miało końca. Przede mną ciągnie się miliony tych pałacyków i tak samo jest za mną, po prawo i lewo. To wygląda jakby nie miało końca. A to przecież niemożliwe... Prawda?
Siadam na trawie ,która jest chyba bardziej miękka niż moje łóżko jednak nawet nie chce myśleć o domu.
W pałacykach powoli zapala się światło przez co całość wygląda jak średniowieczny film z tą różnicą ,że światło w willach jest elektryczne. Zastanawiam się co ja tu w ogóle robię. Przecież to niemożliwe ,żebym miała jakieś nadprzyrodzone zdolności. No dobra. Zawsze wydawało mi się ,że jestem inna ale... Ale nie do tego stopnia. W podstawówce zamiast bawić się kucykami Pony, rysowałam. Rysowałam tak pięknie ,że nawet wychowawczynie były pod wrażeniem. Potem kiedy wszyscy szaleli za jakimiś piosenkarzami, ja pisałam opowiadania. Zawsze byłam o krok dalej niż moi rówieśnicy ale nie sądziłam ,że do tego stopnia.
-Ty musisz być Maggie.- usłyszałam za sobą męski głos przez co od razu otworzyłam oczy i obróciłam się w tamtym kierunku.
Nade mną stał dosyć wysoki chłopak. Jego brązowe włosy były ułożone w tak zwanym artystycznym nieładzie jednak nadal wyglądał zabójczo. Miał czekoladowe tęczówki w ,których od razu utonęłam. Odbijał się w nich mój obraz ale też światło z willi przez co zdawał się mieć iskierki w oczach. Na jego nadgarstkach widniała dość spora kolekcja bransoletek przez co się uśmiechnęłam. Sama noszę ich na ręku tysiące.
Chłopak podał mi rękę ,którą złapałam i pomógł mi się ponieść.
-Jestem Dylan.- przedstawił się ze spokojem po czym się uśmiechnął.- Amanda już zaczęła jeść i poprosiła mnie ,żebym po ciebie poszedł. Ona naprawdę ma wilczy apetyt.
Spuściłam wzrok. Poczułam jak głos więźnie mi w gardle. Jakby nagle z moich płuc zniknęło całe powietrze jednak wbrew pozorom nie dusiłam się.
Co się z tobą dzieje Maggie?
-Dzisiaj przyjechałaś?- pyta.
-Tak.- odpowiadam.
-Chodź coś zjesz.- mówi i idziemy w stronę domu.
Co mi się przed chwilą stało? Dlaczego nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa normalnie? Może dlatego ,że u ciebie w szkole faceci zazwyczaj nie są tacy mili? Załóżmy.
Kiedy wchodzimy do domu od razu można usłyszeć gwar rozmów. Przez chwilę myślę ,że trafiłam do kawiarni albo restauracji jednak muszę odsunąć ta myśl na bok widząc piękno „Domu Magii”. Zaraz jak się wchodzi po prawo są schody ,które również wyglądają jakby miały ze sto lat ale równocześnie są piękne. Nad moją głową wisi piękny żyrandol ,którego malutkie kryształki świecą się od światła. Zauważam portret pierwszych mieszkańców tego domu, a potem następnych i następnych itd. Fajnie ,że coś takiego zrobili. Naprawdę.
Podchodzę do ściany z portretami i przyglądam się pierwszym mieszkańcom tego domu. Jest to jeszcze portret malowany. Czyli musi mieć naprawdę dużo lat. Pamiętam ,że fotografię wynaleziono chyba w 1839 r. Jeśli tak to koło roku 1900 już można było robić sobie zdjęcia. W takim razie z ,którego roku jest ten portret?
Nieco się wzdrygam na samą myśl o tym ,że pierwsi mieszkańcy Domu Magii byli tu prawie 100 lat temu albo 150. Przechodzę do następnego portretu ,który również jest malowany. Zauważam dwie czy trzy osoby ,które były na poprzednim portrecie. Dalej są już fotografie. Czyli pierwsi mieszkańcy musieli być tu w 1880r.?
Przestaniesz już myśleć?
Biorę głęboki wdech i odwracam się w stronę Dylana ,który teraz mi się przypatruje.
-Interesuje cię historia?- mówi i podchodzi do mnie.
-Nie za bardzo ale zainteresowało mnie to ,że portret pierwszych mieszkańców jest jeszcze na płótnie.- mówię.- Od kiedy ta szkoła istnieje?
-Jesteś pewna ,że to są pierwsi mieszkańcy?- mówi a ja czuję jak dreszcz przechodzi przeze mnie.- Widzisz gdzieś tu napis „Pierwsi mieszkańcy”?- uśmiecha się lekko.- Elianna odpowie ci na te pytania.- zaśmiał się jednak mi nie było do śmiechu mimo wszystko.- Hej, już się tak nie bój. Po prostu musisz zapamiętać ,że tutaj nie rozdrapuje się strupów z przeszłości jasne?
Kiwnęła głową.
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć.
-No dobra. Przepraszam ,że cię tak nastraszyłem. Chodź, spróbujesz mojego spaghetti o ile Amanda wszystkiego nie wyżarła.

Parsknęłam lekko śmiechem.

-------------
Boże nuda jak flaki z olejem. Przepraszam Was za ten rozdział. Naprawdę. Jest to jednak wprowadzenie do życia Akademii ,które jest pełne tajemnic i magii. Jednak spokojnie ;). Już niedługo zacznie się dziać. Oj tak... Zacznie się i to bardzo :D.
Jestem do przodu z rozdziałami (aktualnie zaczynam rozdział 13) więc co nieco wiem ;D.
Mam nadzieję ,że pomimo tego ,że rozdział ten jest taki "wyjaśniający" to i tak Wam się podoba :). Gdybyście mieli jakiekolwiek pytania lub widzicie jakieś błędy to proszę napiszcie w komentarzach bo jestem tylko człowiekiem ;).
Do napisania!
Black Star