środa, 30 lipca 2014

Rozdział 18

~5 Miesięcy później~

No po prostu nie mogłem.
Moje nogi podrygiwały, żeby tylko uspokoić gniew. Miałem ochotę wrzeszczeć z tej niemocy. Chciałem wziąć tę głupią, starą i bezużyteczną ławkę, i po prostu walnąć nią o ścianę. Owszem, mogłem zwyczajnie zatrzymać czas. Mój ojczulek jest Bogiem Istot. Mogłem w s z y s t k o. Ale też nic. Moja moc miała pewne ograniczenia. Na przykład takie, że mogłem ją stosować tylko na A) treningach B) Gdy sytuacja tego wymaga według mojego ojca. Według mnie sytuacja tego b a r d z o  w y m a g a ł a. Jednak to było moje zdanie. Mój ojciec pewnie teraz patrzył na mnie z politowaniem.
-Uspokój się.- upomniał mnie Josh, który musiał zauważyć to, że mój długopis jest po raz trzeci łamany na pół.- Zaraz się skończy lekcja.
Chciałem mu zarzucić to, że to nie Alinę teraz Erik obdarowuje komplementami. To nie Alina teraz śmieje się jak idiotka i trzepocze rzęsami. To nie Alina zachowuje się jak skończona łowczyni. I to n i e Alina siedzi teraz z   ł o w c z y n i ą   w ławce.
Ja rozumiem. Ja naprawdę wszystko rozumiem. Ona chce po prostu zdobyć informację na temat 1. Niespodziewanego wyjazdu Zoey, Lucasa i Rachel. 2. Zmniejszenia ilości osób w domkach 3. Wybudowania nowych willi na przyjazd Milczących. 4. Pewnie znowu chce usłyszeć jakieś plotki na temat Elianny. Boże, jak ta dziewczyna jej nienawidzi.
-No dobra. Życzę Wam wszystkim udanych ferii, wypoczywajcie i tak dalej.- powiedział Eric i uśmiechnął się zalotnie do Maggie.
Maggie, wiem, że słyszysz moje myśli. Bądź tak miła i przywal mu ode mnie.
Zauważyłem jak dziewczyna bierze głęboki oddech, po czym rzuca mi spojrzenie typu „Patrz i podziwiaj”, a następnie bazgrze coś na kartce papieru.
Dzwonek.
Wszyscy podrywają się ze sowich miejsc, a następnie, bez pożegnania, wylatują na dwór krzycząc „WOLNOŚĆ!!!”. Zazdroszczę im.
Ja specjalnie ociągam się z pakowaniem książek do KM (komunikacji magicznej). Swoją drogą to powinni usunąć ten przedmiot z planu lekcji (męska część szkoła by się ucieszyła), bo i tak nikt już nie komunikuje się za pomocą KM. Wszyscy raczej przeszli już do ery XXIw. Gdzie telefon zastępuje KM. Muszę porozmawiać z Elianną jak wróci.
Spoglądam na Maggie i o mały włos nie wybucham ze złości. Ta mała jędza właśnie przytula Erika „na pożegnanie”. Niby nic, ale ona w k ł a d a mu do kieszeni (kieszeni!) kartkę z zapewne numerem t e l e f o n u. Ten stary piernik ma do niej pisać obrzydliwe smsy, kiedy to j a powinienem?! Jeszcze dorwę „kochasia”.
-Maggie!- krzyczę, kiedy „przytulas” trwa o wiele za długo.- Chodź! Zaraz nam ucieknie pociąg do Creek!- skłamałem.
Pociąg do Creek mieliśmy dopiero o dwudziestej drugiej trzydzieści pięć, a byłą godzina szesnasta. Ale co tam. Musiałem ją jakoś wyrwać z ramion tego starucha.
Dziewczyna zarzuciła swoją torbę na ramię, pomachała Erikowi, a wtedy wziąłem ją za łokieć i wyprowadziłem z sali.
-Jak dziecko.- mruknąłem i spojrzałem na Maggie, która powstrzymywała śmiech.
Jej piękne kasztanowe włosy okalały jej twarz. Założyła dzisiaj czarną czapkę jako, że początek stycznia przywitał nas dosyć oziębło. Wszędzie gdzie tylko patrzyło uczniowie siedzieli przy grzejnikach, a na dworze kisili się Łowcy. Większość ich wart została i tak skrócona, żeby nam bidulki nie pozamarzali. Ale oczy Maggie... Jej piękne czekoladowe oczy, w których widziałem własne odbicie. Były przepiękne.
-Mam coś na twarzy?- spytała zauważając pewnie to, że jej się przypatruje.
-Urodę, złotko.- mruknąłem, a brunetka obdarzyła mnie spojrzeniem Hitlera. Polegało ono na tym, że miała ochotę mnie zabić. Tak... Zdecydowanie za dużo czasu spędziła z Elianną. Spojrzenie Hitlera w wykonaniu Maggie było niemal identyczne jak spojrzenie Elianny Czy Ty Nigdy Nie Dorośniesz?
-W każdym bądź razie mam już dość Akademii.- odparła.
-Princesso... Ty tu jesteś ledwie 5 miesięcy. A ja tu już kibluje dwa bite lata.- i znowu spojrzenie Hitlera.- Dowiedziałaś się czegoś o Eliannie, o wyjeździe Zoey i Rachel, albo o Milczących?- spytałem próbując zmienić temat.
Wyszliśmy na świeże powietrze i od razu przywitał nas zimny wiatr. Akademia Magii tak? Niech jeszcze tu pogodę zmienią. Byłoby wtedy do prawdy bosko.
-Nie- odpowiedziała patrząc gdzieś w siną dal.- Olivia również nic nie wie.- westchnęła.- Zmarnowałam całe dwa tygodnie, żeby dowiedzieć się czegoś, czegokolwiek, o tym wszystkim. Boże... Jak ja nienawidzę Elianny! Zawsze musi coś takiego zrobić. Tylko patrzeć, a robi mi na złość.
Zaśmiałem się z tego wszystkiego.
I znowu dostałem spojrzenie Hitlera. Ja to mam szczęście. Nie minęło dziesięć minut, a już zostałem obdarzony tyloma spojrzeniami!
-Ty się śmiej, ale ja wiem, że to ona jest tym wrogiem. No oczywiście oprócz łowców, bo oni są czasem spoko, jednak mimo wszystko. A taka Elianna? Wiesz... Nie było nic powiedziane o tym, że ta osoba musi mi uprzykrzać życie na każdym kroku. To znaczy Elianna już mi uprzykrza życie na każdym możliwym kroku no ale wiesz. Kryje się z tym, że to niby „dla mojego dobra”, bla, bla, bla. Może tak naprawdę Elianna czeka tylko na to, aż zachoruje na depresję, a wtedy BUM!- krzyknęła, aż paru chłopaków z podstawówki podskoczyło ze strachu.
Swoją drogą to przez te prawie pół roku, które droga Maggie tu spędziła zrobiła się... Dosyć rozmowna. Dosyć. To za mało powiedziane. Poranek w Domu Magii (ostatnio się śmiejemy, że jest to Domek Maggie) wygląda bardzo podobnie do innych. Maggie wybiega o szóstej, wraca przed siódmą. I wtedy zaczyna się gadanina. Gada, gada, gada i jeszcze raz gada. A to pod prysznicem rozmawia z Amandą, a to rano woła mnie, żebym jej pomógł przy znalezieniu planu lekcji. Oczywiście codziennie rano daje jej swój (Elianna załatwiła nam lekcje razem), jednak schemat się powtarza, a ona nie chce iść do dyrektorki. Zagaduje też podczas śniadania Josha. O, z nim to lubi rozmawiać. On- codziennie rano rzuca jakiś temat, a później tylko potakuje na sugestie dziewczyny.
Nie sądziłem też, że tak bardzo polubię Maggie. Myślałem, że tak jak każda poleci do Lucasa, a później do mnie i do Josha. Ona jednak okazała się inna. I to mnie zdziwiło. To znaczy, od samego początku wydawała mi się inna ale... Nigdy nie wierzyłem w to, że istnieją jeszcze na tym świecie dziewczyny, które nie szaleją za Lucasem. Tak naprawdę to cieszyłem się z jego wyjazdu... Oj bardzo. I jak zgaduje większość chłopaków z Akademii podzielało moje zdanie.
-Dylan!- krzyknęła brunetka, a ja „ocknąłem” się z moich myśli.
-Słucham, Princesso?- spytałem głupkowato.
Znowu spojrzenie Hitlera.
-Zahaczymy o bibliotekę? Chciałabym wypożyczyć jeszcze parę książek na wyjazd. W końcu... To są caaaaaaaałe trzy tygodnie.- zaśmiała się.
No i jeszcze to się zmieniło. Maggie mówiła mi dużo razy o tym, że jej zamiłowanie do książek jest ogromne i nieskończone, ale w Akademii jej się to powiększyło. Dosłownie. Jako, że ostatni miesiąc musieliśmy mocno tyrać bo oczywiście wszyscy nauczyciele nagle ocknęli się, że to już koniec semestru. Nadrabialiśmy materiał, pisaliśmy mnóstwo sprawdzianów i kartkówek. Jednak tydzień temu kiedy ta cała pogoń się skończyła, nałóg Mag powrócił. Od razu po zajęciach szła do biblioteki, żeby 1. Oddać książki 2. Wypożyczyć nowe. W związku z czym wieczorami mieliśmy spokój od jej gadania (nie to, żeby mi przeszkadzało).
-Jasne.- uśmiechnąłem się tylko.
Brunetka klasnęła w dłonie i popędziła korytarzem w stronę jej ulubionego miejsca (poza jej własnym łóżkiem).
Ja osobiście lubiłem czytać. Serio, jednak no bez przesady. Ona wczoraj przeczytała 500- stronicową książkę w jeden dzień! TO już nie było normalne. Mimo wszystko jednak wkroczyłem na teren biblioteki.

-Wybrałeś coś?- spytała dziewczyna podchodząc do mnie. Stałem akurat w kolejce do zabrania książek. Wydawałoby się, że teraz kolejki powinny być duże, w końcu to są trzy tygodnie wolnego podczas, których wyjeżdżają wszyscy uczniowie oprócz łowców. Każdy chyba chciałby się zaopatrzyć w książeczkę, prawda?
Otóż nie za bardzo. Łowcy nigdy chyba nie tknęli książek innych niż lektury, wróżki korzystały z ebooków, a jako, że zmniejszyła się ilość czarodziejów/magów/wilkołaków o prawie połowę to biblioteka świeciła teraz pustkami.
-Trylogię „Igrzyska Śmierci”, „Średniowieczna pułapka” i „Nie jestem seryjnym mordercą”.
-Igrzyska to już dawno przeczytałam, tej pułapki nie, a o mordercy czytałam. Fajne, spodoba ci się. A o czym jest Pułapka?
-O tym, że w XXIw. Nadal istnieją księżniczki, królowie itd. tylko, że jest ich dużo więcej ale pełnią rolę podobną do naszej aktualnej Królowej w Anglii. No i jest jeden haczyk – żadne dziecko nie ma szlachetnej krwi. Wszyscy pochodzą z sierocińców.
-Ciekawe.- skomentowała.
-A ty?- spytałem.
-Biorę prawie wszystkie książki Ricka Riordana. No to znaczy... Percy'ego Jacksona już przeczytałam, ale te inne książki.- uśmiechnęła się.
W bibliotece zawsze panowała jako tako cisza. To znaczy... Ktoś tam zawsze gadał, ale jeśli już to cicho.
Dlatego trzask wywołany drzwiami usłyszeli wszyscy.
Każdy kto był w bibliotece (a było to około dwudziestu albo nawet piętnastu osób) obrócił głowę w tamtą stronę.
-MARTIN! RO...- chłopak chyba na początku w ogóle nie zauważył, że nie wszedł do jakiejś klasy albo telewizorni tylko do biblioteki. Spojrzał po wszystkich po czym wyszeptał „przepraszam” i szybko pobiegł.
Od dnia kiedy to odbyliśmy rozmowę z Maggie o tych wszystkich przepowiedniach upłynęło już tak dużo czasu. A ja nadal pozostaje czujny. Każde głośniejsze trzaśnięcie drzwiami, każda przełamana gałązka pod moim oknem, każde zapukanie do drzwi naszego domku – to dla mnie jeden, wielki stres. Ciągle myślę o tym, że mój brat bliźniak powinien już tu być. Większość istot w Akademii wie, że 1. Maggie to Panująca nad Tęczą 2. Ja to Władca Deszczu 3. Gdzieś po świecie grasuje mój zły brat bliźniak (brzmi to jak kawałek fabuły jakiegoś kiepskiego filmu z lat osiemdziesiątych). Na początku podejrzewaliśmy, że dlatego ponad połowa czarodziejów/wilkołaków/magów wyjechała, żeby po prostu zrobić miejsce dla Milczących, ale to się sensu nie trzymało. Nie lepiej było wyeliminować wróżki, które tylko spoglądają w lusterko? Założę się, że w Akademii w Californii bardziej by się im podobało.
-Ktoś powinien nauczyć te pierwszaki, że to nie miejsce na takie zachowania. To już trzeci raz w tym tygodniu!- mruknęła Ellie. Oj, ona nienawidziła tych bachorów najbardziej.
-Założę się, że łowcy zrobią z nimi porządek.- powiedziała Maggie.- Słyszałam, że im też już te dzieciaki nieźle zawadzają.
-Na pewno.- zaśmiała się bibliotekarka i wklepała do komputera książki.- Dylan? - zdziwiła się kiedy mnie zobaczyła ze stosem książek.
Owszem, nigdy jakoś nie odwiedzałem biblioteki. Próbowałem szczerze mówiąc unikać tego miejsca ze względu na łowców. Nigdy ich nie lubiłem.
Ellie podniosła wzrok i spojrzała na mnie po czym na Mag, po czym znowu na mnie i znowu na Maggie i uśmiechnęła się do siebie.
-Już wszystko rozumiem.- zaśmiała się i wzięła ode mnie książki.
Rzuciłem zdziwione spojrzenie Maggie, jednak ta stała koło mnie z wyraźnym rumieńcem na twarzy, który dodawał jej niesamowitego uroku. Oczywiście nie zaszczyciła mnie swoim spojrzeniem. Jej buty były ciekawsze.
-Mag pewnie przypilnuje za ciebie książki, więc nawet nie męczę cię standardową formułką o nieniszczeniu książek. Bawcie się dobrze.- zaśmiała się i wzięła parę czasopism od jakiejś dziewczyny.
Maggie szybko złapała mnie za łokieć, powiedziała ciche „Miłych ferii, Ellie”, po czym szybko opuściła razem ze mną bibliotekę.
Od razu się roześmiałem.
I kolejne spojrzenie Hitlera.
-Co cię niby tak śmieszy?- spytała. Rumieniec już nieco jej zszedł z twarzy, jednak nadal mogłem dostrzec jej iskierki w oczach. Oj, nie była zła. Ona była nieźle rozbawiona.
-Mnie? Mnie nic nigdy nie śmieszy!- uniosłem ręce w geście poddania się za co dostałem kuksańca w bok.- Za co?- spytałem zdziwiony.
-Za jajco- odpowiedziała.

-Błagam, ratujcie mnie!- wykrzyczała od razu Amanda gdy z Maggie weszliśmy do domu. Zauważyłem już dwie zielone walizki na dole schodów. Nie pamiętam, żeby ktokolwiek z nas kiedykolwiek miał zielone walizki. Raczej wszyscy posiadali czarne.- Odkąd Josh zaczął chodzić z Aliną nie przestają się całować!- westchnęła zrezygnowana.
Uśmiechnąłem się do siebie.
Alina to również czarodziejka. Dołączyła do Akademii na początku października. Mieszka w Domu obok mianowicie – Dom Grzechoczących Frytek. Czasem naprawdę nazwy tu powalają. A nawet nie „czasem”, a zawsze. Jednak sam w sobie dom jest naprawdę fajny. Na pierwszym roku często tam bywałem. Nie wiem dlaczego zaprzestałem tego. Jest tam para gejów – Ethan i Johnny. Fajni są, serio. No i Alina i Francesca, którą nazywamy zwyczajnie Franky. Wcześniej była jeszcze tam dwójka bliźniaków – Jade i Nathan ale z niewiadomych przyczyn również odeszli.
Wracając do Aliny – fajna z niej ogólnie dziewczyna. W typie Josha. Cichutka, delikatna i w ogóle taka słodka. Poznaliśmy ją chyba wtedy gdy w listopadzie przed Akademią było pełno istot, które żegnały swoich przyjaciół, którzy musieli się przenieść. Wtedy to zdarzyła się ta „miłość od pierwszego wejrzenia” u Josha i Aliny. Na początku było to niewinne. Mój współlokator pomagał się oswoić Alinie z otoczeniem. Pomagał jej w lekcjach itd. Później jednak Alina zaczęła przychodzić do nas na różne kolacje, obiady, itd. Josh również parę razy nie zjawił się u nas na posiłku. Ignorowaliśmy to. Chłopak w końcu po prawie półtora roku otworzył się na ludzi. Aż pewnego dnia wszedł z Aliną do nas i oznajmił, że są razem. Od tego czasu są nierozłączni.
-Daj im spokój, Ams.- zaśmiałem się.
-Dylan, ja rozumiem. Wy i Maggie zamiast „przygotowywać się” - tu zrobiła cudzysłów w powietrzu – do egzaminów wymieniacie się czasem ślinką ale dla mnie...
-Amanda!- krzyknęliśmy oboje z Maggie.
-No co?- zaśmiała się blondynka.- Każdy w Akademii już was rozpracował.- mrugnęła i zniknęła na górze.
Spojrzałem ukradkiem na Maggie, która stała już bez kurtki w naszym korytarzyku i muszę powiedzieć, że naprawdę nieziemsko wyglądała w tym mundurku. Zauważyłem też (po raz kolejny tego dnia!), że ma rumieńce na twarzy. Swoją drogą... Ja też czułem, że moje policzki nie są białe jak kartka.
-Masz ochotę na gorącą czekoladę?- spytałem, żeby przerwać niezręczna ciszę.
Dziewczyna spojrzała mi w oczy, a na jej ustach tkwił przepiękny uśmiech.
-Z przyjemnością.

-Dylan... Muszę się spakować- powiedziała brunetka, kiedy ciągle trzymałem ją za rękę.
-Przecież już masz wszystko przygotowane! Ba! Te rzeczy leżą tu poskładane od trzech dni!- zaśmiałem się. Oczywiście zostałem od razu (natychmiastowo wręcz!) obdarzony Spojrzeniem Hitlera. Z drugiej strony, jednak zaczyna mi się to podobać. Lubię ją denerwować.
-Ale założę się, że ty nawet nie wiesz, co ze sobą zabierasz.- powiedziała.
I tu miała rację.
Była 17 i miałem mało czasu. Musiałem się udać do pralni i odebrać stamtąd moje ubrania. Później przydałoby się je jeszcze uprasować, a do tego miałem jeszcze wstąpić do Josha na granie w FIFĘ. Z ostatniego punktu nie miałem zamiar za nic w świecie rezygnować, dlatego najrozsądniejszym z mojej strony byłoby teraz gdybym puścił Maggie i udał się pakować.
Widziałem jak brunetka próbuje złamać moją blokadę w głowie i zajrzeć sobie do moich myśli, jednak to było oczywiste, że musiałem wymyślić coś, żeby ta mała wiedźma nie wchodziła mi do głowy.
-Nie uda ci się to- zaśmiałem się i udałem do swojego pokoju.
Czas się spakować na trzytygodniową wycieczkę do Creek.

Szczerze powiedziawszy to pakowanie nie zajęło mi dużo czasu. Odebrałem z pralni moje rzeczy, wyprasowałem pierwsze lepsze ubrania i wrzuciłem poskładane do walizki. Bardziej mnie interesowała druga część czyli przedmioty codziennego użytku jak laptop, aparat czy książki. Nie chciałem brać za dużo. W końcu nie jedziemy na drugi koniec świata, a jedynie do Creek.
Zastanawiałem się jak tam będzie.
Niby wszystko wiadomo. Wybraliśmy domki przy plaży. Podobno Alina tam kiedyś była. Josh oczywiście całym sobą popierał wyjazd do domków w Creek. On jest naprawdę zakochany w Alinie. I to jak. Mógłby z nią pójść na koniec świata. Dlatego się o niego boję. Josh jest mega wrażliwy. Jeśli Alina go zostawi... Chłopak się po tym nie pozbiera.
Dobra! Odbiegłem od tematu!
Więc są to dwuosobowe domki przy plaży. Drewniane z łazienką (naprawdę świetną), dwoma sypialniami i kuchnią połączoną z salonem. Żyć nie umierać. Niektórzy się nam dziwili, że zamiast pojechać w Alpy na narty, to jedziemy nad morze. Było to proste. Tylko ja i Maggie umieliśmy jeździć na nartach. A jako, że chcieliśmy te trzy tygodnie spędzić na zabawie, a nie na nauce jeżdżenia na nartach wybraliśmy Creek.
W Akademiach jest o tyle fajnie, że szkoła funduje nam wyjazdy. W końcu... Co to jest dla nich wyczarować parę sztabek złota? Albo kilkanaście diamentów? Właśnie. Żaden. Możemy zapragnąć pojechać do najbardziej luksusowego hotelu świata bez żadnego ale. Oczywiście tylko istoty bez Łowców. Oni na to nie zasługują. Poza tym... Ich rodzice są nadziani kasą. Co im szkodzi zafundować dzieciom wycieczkę do Las Vegas czy Dubaju? Właśnie, nic.

-------------------------
Witajcie po dość długiej przerwie!
Rzeczywiście nie było mnie tu bardzo długo. Ale wiedzcie, że codziennie męczyło mnie sumienie. Dosłownie. Czułam się okropnie wobec Was. Także przepraszam.
Nie obiecuję, że rozdziały będą znowu publikowane regularnie. Mam zarys fabuły drugiej części (i to całkiem niezły), jednak na razie nie wiem jak to ubrać w słowa. Ale spokojnie! Próbuję ;).
Więc tak... Dałam rozdział z punktu widzenia Dylana, żebyście też zobaczyli, co mniej więcej dzieje się w jego głowie. Nie wiem w sumie czy dobrze zrobiłam. Ale co tam! Raz się żyje :)
Zakładka bohaterów została uzupełniona więc jak coś to radzę zerknąć.
Także trzymajcie się i do napisania!
Black Star

P.S. Rozdział nie jest sprawdzony. Przepraszam.

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Krótka informacja

Witajcie!
Jako, że odkąd wstawiłam tu rozdział 17 ciągle ale to bez przerwy męczy mnie to uczucie "WSTAW W KOŃCU TEN ROZDZIAŁ! NIE PO TO ZAKŁADAŁAŚ BLOGA, ŻEBY SIĘ PODDAWAĆ!" - mniej więcej tak to wygląda. W rzeczywistości moja podświadomość wymyśla czasem gorsze rzeczy ale no cóż. Mogłam nie zakładać bloga no ale mówi się trudno. Więc spokojnie... Doprowadzę go do końca ;D.
Więc tak... jest taka sprawa. Otóż ostatnio wena się do mnie uśmiechnęła i zaczęłam coś tam skrobać (albo to poczucie winy samo wymyśliło mi już historyjkę). Tylko, że to już byłoby zupełnie inne (no dobra, troszkę inne) od pozostałych rozdziałów. Raczej nazwałabym to częścią drugą jako, że akcja rozgrywa się sześć miesięcy później. Paru bohaterów już nie będzie ale (!) spokojnie dojdą nowi :D. 
Akcja się dużo rozwinie. Wszystko bardziej przemyślałam (poczucie winy pomogło) i powinno już nie być zbędnych wątków, które dużo za dużo razy dałam w poprzednich rozdziałach (chociaż może niektóre wykorzystam ale... wena jeszcze do końca nie powróciła).
Blog jednak nie powróci jeszcze do stanu "AKTYWNY" w najbliższą sobotę, bo po prostu wolę sobie napisać parę rozdziałów do przodu, na wypadek gdyby "kochana" wena udała się na urlop. Pierwszy rozdział będzie dłuuuugi, żeby wynagrodzić Wam ten czas kiedy to byłam tą "niemiłą, złą i w ogóle BE!" bloggerką. 
Tylko teraz potrzebuje jeszcze Waszej pomocy (tak Twojej ludku, który to czyta)! Powiedzcie mi czy to dobry pomysł, bo... Bo już powoli wariuję. Jednego dnia wydaje się to tym "najlepszym" pomysłem świata, a drugiego dnia mam ochotę to usunąć. Dlatego proszę Was chociaż o napisanie zwykłej buźki np. " :) " jeśli jesteście za tym pomysłem, albo " :( " jeśli wolicie, żeby akcja rozdziału 18 zaczynała się od momentu wyjścia Maggie z Domu Magii. 
No także... Błagam Was teraz (może być na kolanach z kwiatkami między zębami i toną złota u stóp), żebyście wypowiedzieli się w komentarzach nawet tymi głupimi buźkami dobrze? :)
Liczę na Was!
Black Star

sobota, 14 czerwca 2014

Przerwa

Hej...
Otóż to powinien być rozdział, a go nie ma. Wiem, jestem zła i okropna.
Więc wczoraj w nocy wróciłam z wycieczki nad morze, gdzie dużo myślałam. Wolałam myśleć tam niż tutaj, w końcu mogę zostawić myśli daleko. Jedną ze spraw jaką poruszyłam z moim mózgiem był właśnie ten blog. Od dwóch tygodni stoję w miejscu, kasuje co drugie słowo, nic mi się nie podoba. Mam ochotę zmienić historię od samego początku, jednak wiem ,że nie mogę tego zrobić. To są właśnie uroki bloga. Kiedy już coś tu wstawisz ponosisz za to odpowiedzialność. Nie można zmienić w dwudziestym rozdziale imienia kogoś tam, bo nikt się nie połapie i tyle. Do tego wyświetlenia i komentarze, które nie są mimo wszystko zadowalające ale no cóż. Widać taką własnie pisarką jestem.
Także postanowiłam, że jak na razie zawieszę bloga na czas nieokreślony. Mogę już jutro dodać rozdział, ale mogę też dopiero na początku września. Po prostu muszę pomyśleć co dalej zrobić z tym wszystkim. 
Dziękuję wszystkim, którzy komentowali te moje bazgroły. Szczególnie FaNtAsTyCzNiE i Daliś keviny.nachodze. Życzę Wam powodzenia w blogowaniu, a wszystkich innych zapraszam na ich blog http://poza-naszymi-marzeniami.blogspot.com. Wytrwałości dziewczynki!
Także trzymajcie się i do nie wiem kiedy!
Black Star

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 17

-MAGGIE!- wyprostowałam się jak struna kiedy tylko usłyszałam swoje imię. Do tego wypowiedziała je osoba ,która... No właśnie... Kim był dla mnie Dylan?
-CZEGO?!- odpowiedziałam. Może zachowywałam się jak mała dziewczynka wrzeszcząc do niego. Logicznym było to ,że jeśli mnie wołał to najprawdopodobniej coś ode mnie chciał. A jeśli nie zszedł to jest to coś ważnego. Może.
-CHODŹ TU!- westchnęłam i spojrzałam na resztę domowników. Oni jak gdyby nigdy nic byli pogrążeni w rozmowie. Widać takie sytuacje gdzie wszyscy do siebie wrzeszczą są całkowicie normalne.
Zamknęłam z hukiem zmywarkę i zaczęłam wdrapywać się po schodach. Miałam ochotę zamordować tego Pana Gwiazdę. Poza tym dlaczego akurat zawołał mnie? Przecież zna mnie ledwie od kilku dni. Zdenerwował mnie. I to jak cholera.
Głupie, kompletnie pozbawione sensu i nierozsądne zachowania Maggie 24h na dobę od poniedziałku do niedzieli. 
Swoją drogą to bardzo często denerwuje się rano. Zawsze kiedy byłam w domu rodzice rano chodzili przy mnie jak na szpilkach ,żeby tylko mnie nie zdenerwować. Widać Dylan musi jeszcze poznać tą małą tradycję.
Wchodzę do jego pokoju bez pukania. Nie mam zamiaru bawić się w uprzejmą Maggie.
-Czego?- mówię i od razu zauważam go jak stoi przy komodzie ze zdjęciem.
-Musimy pogadać.- mówi odkładając zdjęcie po czym spogląda na mnie.
W jego czekoladowych tęczówkach widzę smutek. I strach?
Moja postawa bojowa od razu znika i zostaje zastąpiona przez zwyczajny strach ale i ciekawość. Co Dylan chce ode mnie? Najpierw mnie wyprasza, a teraz „Musimy pogadać”?
Zamykam za sobą drzwi i spoglądam na bruneta. On również świetnie prezentuje się w mundurku. W przeciwieństwie jednak do Josha zamiast koszuli założył zwyczajny t-shirt, co było dobrym krokiem z jego strony. Szczerze powiedziawszy Dylan nie wygląda na osobę ,które się podporządkuje. On jest raczej buntownikiem. Nie jest posłuszny. O nie...
Znasz go od paru dni, a już wyrobiłaś sobie o nim takie zdanie?
-Ślicznie wyglądasz.- powiedział przerywając moje rozmyślania. Poczułam jak na moje policzki po raz drugi dzisiaj wkrada się czerwony rumieniec. Spuściłam nieco wzrok na moje stopy i próbowałam jakoś zasłonić sobie twarz.
-Ty też nieźle się w tym prezentujesz.- odparłam.
Usłyszałam jak zaczyna przemieszczać się w moją stronę przez co poczułam jak cała sztywnieje. Nie chciałam ,żeby znalazł się tak blisko mnie. Dosłownie miałam wrażenie jakby słyszał moje przyspieszone bicie serca. Wolałam jak trzymał się z daleka.
Kiedy stanął koło mnie i zobaczyłam jego buty, czułam jak moje tętno wzrasta. Panikowałam. Naprawdę panikowałam. Nie wiem... Może to było przeczucie, a może po prostu zwykły strach.
-Maggie...- wyszeptał i podniósł mój podbródek. Jego oczy błyszczały (albo mi się zdawało). - Pokaż mi prawą rękę.- wyszeptał.
Miałam wrażenie ,że moja szczęka sięgnęła ziemi, a oczy wyszły na wierzch. Skąd Dylan mógł wiedzieć? Nie wiedziałam co robić. Uciec? Zaprzeczyć? Zaśmiać się? A może strzelić mu w twarz i zapomnieć o całej sprawie?
Miałam wrażenie jakby czas nagle się zatrzymał, a moje myśli pracowały na najwyższych obrotach. Serce za to musiało nadrabiać. Ręce mi się zaczęły trząść. Skąd on wiedział? Mózg podsuwał mi najróżniejsze sytuacje w ,których mógł zobaczyć moje znaki ale... Ale żadna nie była tak dobra i tak wiarygodna.
Zaczęłam się powoli wycofywać, jednak ten złapał mnie za lewą rękę i przyciągnął do siebie.
-To dlatego wypytywałaś mnie o Panującą nad Tęczą? Wiedziałaś? Chciałaś się mną posłużyć tak?- Brunet mówił te słowa za szybko. Miałam wrażenie ,że on jakby mnie nienawidzi. Chce mnie zniszczyć ale jednocześnie nie chce.
Coś jest nie tak.
-Dylan ja nie jestem Panującą nad Tęczą!- krzyknęłam i poczułam jak po policzku spływa mi słona łza.- To zejdzie! Musi! Ja nie chcę!
Łzy ciekły po moich policzkach, a ja znowu spojrzałam na moje stopy.
Wszystko się waliło. Dylan mnie chyba nienawidził, a ja nie wiem za co. O co chodzi z tym zdjęciem? Kim jest jego brat? A ta dziewczynka? O co chodzi?
Poczułam jak Dylan przyciąga mnie do siebie, a ja po prostu nie miałam siły ,żeby się opierać i wtuliłam się w niego.
-Nie doczytałaś tej książki do końca.- wyszeptał wprost do mojego ucha, a ja spojrzałam na niego.- Pozwól ,że opuścimy pierwszą lekcje. Elianna nas usprawiedliwi.
Kiwnęłam głową i wtuliłam się w niego chcąc jedynie wrócić do mojego dawnego życia. Do tego spokojnego życia na obrzeżach Londynu. Naprawdę chciałam.

Kiedy upewniliśmy się ,że reszta domowników wyszła z domu usiedliśmy na moim łóżku. Elianna rzeczywiście usprawiedliwiła mnie i Dylana z pierwszych lekcji mówiąc ,że „próbuje mi przedstawić reguły Akademii, a Dylan jej pomaga jako mój współlokator”.
-Więc co jest dalej?- zapytałam kiedy siedzieliśmy skrzyżnie naprzeciwko siebie. Dosłownie za Dylanem było słońce przez co wyglądał jak Anioł w aureoli.
-Panująca nad Tęczą to nie jedyny mit, a teraz już przepowiednia.- uśmiechnął się lekko w moją stronę.- Mówi się ,że istnieje również Władca Deszczu i Pogromca Słońca. Są to bliźniaki...- wzdrygnęłam się lekko przypominając sobie zdjęcie w pokoju Dylana.- Jak wiesz ,żeby utworzyła się Tęcza musi być i Słońce i Deszcz.- kiwnęłam głową czując jak elementy układanki powoli układają się w spójną całość.- Pogromca Słońca jest synem bogini Eryki...
-Czyli mojej niewiernej matki...- dokończyłam za niego.
-Masz szczęście ,że jesteś jej córką.- zaśmiał się.- Więc... Pogromca Słońca jest jej synem, a jego ojcem jest Mugregard – Bóg walki.
-A kim są twoi rodzice?- spytałam.
-A skąd wiesz ,że nie jestem Pogromcą Słońca?- zmarszczył brwi i ze zdziwieniem spojrzał na mnie. W sumie... Sama nie wiem.
-Kobieca intuicja.- zaśmiałam się. Jego wyraz twarzy nieco złagodniał.
-Moim ojcem jest Deliver...
-Czyli jesteśmy przyrodnim rodzeństwem?- spytałam zdziwiona.
-Tak naprawdę to nie wiadomo.- zaśmiał się.- W końcu masz trzech ojców.- dostał za to kuksańca.
-Nie moja wina.- uśmiechnęłam się.- No gadaj.
-Więc... Nie. To znaczy jesteśmy rodziną, ale też nie. To skomplikowane.
-Czyli jakbym cię teraz pocałowała to byłby akt kazirodztwa?- spytałam i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę jakie to było głupie. Spaliłam ostrego buraka, a Dylan się tylko zaśmiał.
-Nie.- uśmiechnął się.- Śmiało możesz mi dać buziaka.
-Zapomnij.- zaśmiałam się.
-No dobra więc... moimi ojcem jest Deliver, a matką Seal – Bogini Mórz.
-Czyli... Władca od najpotężniejszej istoty, a Deszcz po prostu od Bogini Mórz tak?
-Dokładnie.- uśmiechnął się.
-No to dlaczego Pogromca Słońca?- spytałam.
Brunet westchnął.
-No Mugregard jest Bogiem wojny, czyli Pogromca, a Eryka jest boginią Słońca więc sama rozumiesz.
-No to nie mógł być to np... Słoneczny Wojownik?
-A myślisz ,że ,który brzmi groźniej? Słoneczny Wojownik czy Pogromca Deszczu?- zaśmiał się.
-Fakt.- uśmiechnęłam się.- Czekaj... Jeśli Pogromca Słońca i Władca Deszczu mają zupełnie innych rodziców to dlaczego są bliźniakami?
-Ogólnie ja i mój brat urodziliśmy się w tym samym momencie. Czarny Anioł ,który wprost uwielbia rzucać klątwami na prawo i lewo przeklął nas. Będziemy tacy sami, jednak będziemy mieszkać po dwóch różnych stronach globu. Ogólnie ja i mój brat jesteśmy jak ogień i woda. Kompletnie różni.- próbowałam sobie wyobrazić Dylana tylko ,ze złego ale nie umiałam. Było to za trudne.
-Czyli gdzie jest twój brat?- spytałam.
-Tego właśnie nie wiem. Klątwa mówi ,że nie spotkamy się póki Panująca nad Tęczą się nie objawi...
-Czyli powinien być już tu teraz...- podsumowałam.
-Ale go nie ma.- odrzekł.- To nie wszystko. Jak wiesz Panująca nad Tęczą – czyli ty – jesteś niesamowicie potężna.- oczywiście na moje policzki wskoczyły rumieńce.- Możesz zakończyć tą niewiedzę o istotach...
-Jedynie zabijając swojego ojca.- prychnęłam.
-Wiem jak to wygląda. Jednak musisz wiedzieć ,że ja i mój brat też mamy udział w tej historii. Czarny Anioł rzucił na nas klątwę, mianowicie ten ,który spotka cię pierwszą będzie twoim przyjacielem, natomiast drugi najgorszym wrogiem. Nie będzie wtedy czarodziejem, a stanie się Czarnym Aniołem.- wzdrygnęłam się.
-Czyli oprócz gromadki Łowców z toporami mam jeszcze Czarnego Anioła na karku?
-Dokładnie...
-I tylko dwóch ochroniarzy...- mruknęłam.
-A ja?- zaśmiał się.
Spojrzałam na niego spode łba.
-My się tu śmiejemy ale co jeśli naprawdę twój brat właśnie teraz zmierza prosto do Anglii? A co jeśli właśnie wchodzi jako ty do klasy? Co jeśli siada właśnie na twoim miejscu i tylko czeka aż mnie zobaczy? A co jeśli tak naprawdę nie jestem Panującą nad Tęczą i ty i twój brat musicie jeszcze czekać?
-Pokaż mi je.- powiedział patrząc mi prosto w oczy.
Nie wiem dlaczego tak bardzo nie chciałam pokazać tych tatuaży Dylanowi. Wydawało mi się to tak osobiste jak np... Części intymne ciała. No dobra. To było ohydne. Ale tak się właśnie czułam. To była cząstka mojej duszy.
-Nie skrzywdzę cię, Mag. Nigdy w życiu.
Westchnęłam niezauważalnie i odsłoniłam nieco rękaw.
Świeczka na palcu wskazującym leciutko zabłyszczała, a tęczowa woda jakby zaczęła biegnąć szybciej po konturach. Podwinęłam rękaw pod sam łokieć, a tatuaż z pegazem nabrał tęczowego koloru, jednak sylwetka Dylana zmieniła się na ciemnoniebieską.
Zmarszczyłam lekko brwi i zaczęłam wodzić palcem po sylwetce chłopaka. No tak... Władca Deszczu... Idiota.
-No nie mów ,że masz mnie na ręce.- powiedział kiedy dałam mu do obejrzenia tatuaż na nadgarstku.- Wiesz Maggie... Ja rozumiem ,że to zakochani wywatowują sobie na nadgarstkach swoje imiona ale ,że tak po dwóch dniach znajomości?- dostał za to po głowie.
-Nie moja wina.- warknęłam.
Brunet zaczął jeździć po konturach mojego tatuażu, a za każdym razem kiedy najeżdżał na swoją postać odczuwałam przyjemny dreszcz. Było to magiczne. Lekko przymknęłam oczy i wtedy stało się coś dziwnego.
Muszę ją chronić.
W mojej głowie pojawiła się ta myśl jednak ona nie była moja. Była obca. Czułam to. Nie był to jeszcze koniec. W mojej głowie zaczęły się pokazywać pojedyncze obrazy. Widziałam siebie jak dzisiaj stanęłam w pokoju Dylana w mundurku szkolnym. Potem widziałam Amandę ,która siedziała na jego łóżku. Widziałam Josha ,który spał u siebie w pokoju. Widziałam siebie jak spałam...
Obrazy jak szybko przyszły tak szybko znikły.
Spojrzałam zaskoczona na Dylana.

-Chyba... Chyba umiem czytać w myślach.- odparłam przerażona.

-------------------
Bla, bla, bla...
Przepraszam Was za to ,że po raz kolejny rozdziału nie ma w terminie. Ostatnio na nic nie mam czasu. Chodzę do szkoły, dowiaduje się o masakrycznych liczbach kartkówek, sprawdzianów itd, przychodzę do domu i mam ochotę tylko spisywać swoje myśli. Jak na złość jednak nic nie umiem dopisać do osiemnastego rozdziału. No normalnie poczucie winy pomiata mną od paru tygodni. Wiem, że nie jest to żadne dla Was wytłumaczenie, no bo halo... Zobowiązałaś się do pisania bloga, tak? Do tego super pisarką nie jesteś ,żeby czekać na rozdziały miesiącami.
Przepraszam Was jeszcze raz, ale w przyszłym tygodniu może nie być rozdziału. jak już wcześniej mówiłam, wyjeżdżam. Do tego brak weny + brak czasu = brak rozdziału. 
Obiecuje ,że to nadrobię. Słowo harcerza! (chodziłam przez jakiś czas na zuchy, nawet byłam na obozie więc nikt mi tu nie wmówi ,że moje słowo harcerza jest guzik warte). Przepraszam za wszystkie błędy, ale muszę uciekać do porywającego i pełnego zwrotów akcji podręcznika do historii :).
Trzymajcie się cieplutko :)
Black Star

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 16

-To ty masz brata?- spytałam nad wyraz spokojnie. Do tego bliźniaka? - dodałam w myślach.
-Tak...- westchnął.
-Gdzie on jest?- zaśmiałam się drugi raz przyglądając się chłopakom na zdjęciu.
-Nie ważne- odpowiedział nieco niewyraźnie i zabrał mi zdjęcie z ręki.- Myślę, że powinnaś już pójść- powiedział patrząc mi w oczy. Zaskoczyło mnie to.
Dylan zawsze wydawał się taką miłą i kulturalną osobą. Sam sobie zastrzegał, że jest dżentelmenem, a teraz co? Ach, no tak. „Kulturalnie wygania mnie z jego pokoju”. Zapomniałam.
Wyprostowałam się i przyjęłam neutralną minę. Nie chciałam, żeby zobaczył u mnie jakikolwiek niepowołany wyraz twarzy, choć pewnie i tak już widział u mnie aż za duże zdziwienie.
-Rzeczywiście, masz rację. W końcu jutro mój pierwszy dzień szkoły- obróciłam się szybko i chyba moje włosy lekko musnęły jego twarz, jednak nie przejęłam się tym zbytnio.
Mógł powiedzieć chyba, że mam tego zdjęcia nie dotykać, tak? Mógł. Mógł powiedzieć, żebym tego w ogóle nie ruszała.
Chyba trzasnęłam za sobą drzwiami, jednak nie jestem pewna. A tak chciałam ukryć swoje zdenerwowanie i rozdrażnienie. Owszem, zachowywałam się jak mała dziewczynka, która nie dostała cukierka od mamusi ale no... nic na to nie poradzę. Taka byłam. Wiecznie dziecinna.
Szybko przebiegłam do mojego pokoju, tam po prostu walnęłam się na łóżko jak to miało miejsce u Dylana. Swoją drogą to skubaniec ma i sok pomarańczowy i dwa jogurty. Farciarz. Muszę czasem panować nad emocjami bo wiele na tym tracę. Cholera.
-Już daruj sobie, Mag- powiedziałam do siebie i automatycznie podniosłam się z łóżka, żeby przygotować sobie ten cały mundurek na jutro.
Podchodzę do szafy i otwieram jej wrota. Aż krzywię się na widok marynarek i białych koszul, jednak posłusznie wyjmuje po jednej. Zdejmuje z siebie bluzkę i od razu zakładam koszulę wraz z marynarką.
Kiedy staję przed lustrem aż dziwię się temu, że trafili tak idealnie w mój rozmiar. Koszula wraz z marynarką były cudowne. Szczerze mówiąc to mogłabym to czasem założyć normalnie do szkoły, jednak po chwili moja opinia o tych ubraniach zostaje całkowicie zmieniona. Na marynarce znajduje logo szkoły. Chociaż może jest to bardziej herb.
Jest w kształcie tarczy. Na jej krawędziach jest mały napis, który jednak bez problemu mogę odczytać: „Akademia Magii w Anglii”. Rzygać mi się chce. Logo zawiera wszystkie atrybuty tutejszych istot. Na samym spodzie widać i skrzydła aniołów (jedno jest czarne, a drugie białe) i skrzydła wróżek, które są tęczowe. Są odwrócone tak, że tworzą jakby jedność. Wokół są przeróżne miecze, łuki, topory, tarcze i tak dalej, które zapewne mają symbolizować łowców. Wzdrygnęłam się na samą myśl o nich. Pośrodku widniała głowa wilka, który wył przez co się uśmiechnęłam. Kiedyś podobnego próbowałam narysować. Na jego głowie widniała czapka czarodziejska przez co cicho się zaśmiałam.
Logo Akademii było co najmniej dziwne.
Założyłam jedną z par dżinsów, które Akademia oferowała zamiast przykrótkich spódniczek. Oczywiście te również znalazłam, jednak wolałam je zostawić na swoim miejscu. Można powiedzieć, że prezentowałam się nawet, nawet. Założyłam również jakieś moje czarne trampki. Nie zamierzałam zakładać tych ohydnych butów, które znalazłam w swojej szafie.
Prezentowałam się dobrze.
To najważniejsze.
Szybko wszystko z siebie zrzuciłam i udałam się pod prysznic.
Na dole było cicho jak makiem zasiał. Jak wychodziłam od Dylana to chyba było jeszcze głośno... Czyżbym tyle czasu spędziła na oglądaniu siebie przed lustrem? W ogóle co mi z tym odbiło? Jezu, to tylko zwykła szkoła... A może nie?
W łazience zastałam Amandę, która jak zwykle niezwykle dobrze się prezentowała. Nakładała sobie chyba jakiś krem czy coś.
-No i jak było na imprezie?- zaśmiała się.
Najwyraźniej nikt się nie skapnął, że uciekłam z własnej imprezy. Tym lepiej. Przybrałam swój najlepszy uśmiech i spojrzałam na blondynkę.
-Świetnie.
Jej twarz od razu cała się rozpromieniła.
-Słuchaj co do jutrzejszego dnia, to się nie przestrasz- zaczęła machając szczotką do zębów co mnie trochę rozśmieszyło.- Nie nastawiaj sobie żadnych budzików, ani nic bo Akademia wbudowała do każdego Domu po alarmie. Lekcje zaczynają się o ósmej jednak budzik dzwoni o szóstej.
-O szóstej?- zdziwiłam się.- Dlaczego tak wcześnie?
-Głównie dla dziewczyn. Wróżki narzekają na to, że się nie wyrobią.
Popatrzyłam na Amandę jak na kosmitkę. W dwie godziny się nie wyrobią? Może faktycznie to już tylko ja na tym wielkim świecie umiem doprowadzić się do porządku w niecałą godzinę.
-Co wy tu plotkujecie o wróżkach, co?- zaśmiała się Rachel, która właśnie wyszła spod prysznica.
-A wiesz, tak tylko krytykujemy niektóre skrzydła- odpowiedziała beztrosko Amanda, a Rachel udała wielce obrażoną.
-Żebym ja nie wstawiła twojego zdjęcia na Instagrama jak przeżuwasz sobie gołębia- prychnęła dziewczyna.
-Ej, jak jestem wilkiem to jestem zupełnie inną osobą.
-Kiedy jest najbliższa pełnia?- wyrwało mi się.
Cholera. Nie chciałam, żeby wzięły mnie za ciągle bojącą się dziewczynkę. Szczerze mówiąc już nie przerażało mnie to, że ktoś tam ma skrzydła, ktoś tam może zamienić się w krwiożerczą bestię i Bóg wie co jeszcze. Byłam po prostu ciekawa.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Maggie.
-Chyba pojutrze- odpowiedziała Amanda zupełnie nie poruszona. Uff...- Boisz się?- zaśmiała się.
-Właściwie to jestem ciekawa- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Mała Rachel też tak mówiła- zaśmiała się blondynka, a wróżka posłała jej małego kuksańca w bok.
-Spadaj, psie.
-Dobrze, wrono.
I na tym skończyła się wymiana zdań między tymi dwoma.

~~***~~

O mały włos nie spadam z łóżka, kiedy słyszę wycie z głośników porozstawianych w całym domu.
-NIECH KTOŚ TO WYŁĄCZY!!!- słyszę krzyk Lucasa, a po całym domu roznosi się zbiorowy jęk.
-TO RUSZ TYŁEK I ZASUWAJ DO WYŁĄCZNIKA!- właśnie taką odpowiedź dostaje brunet od Amandy.
Nieco ziewam i próbuje spojrzeć na świat. Słońce powoli wślizguje się do mojego pokoju, jednak nie jest mi dane się tym cieszyć ponieważ nikt się jeszcze nie pofatygował do tego magicznego wyłącznika.
-GDZIE TO JEST?!- krzyczę wychodząc na korytarz.
Odpowiedź zbiorową dostaje niemal natychmiast.
-W JADALNI NA STOLE!!!- odpowiada każdy mieszkaniec Domu Magii.
Czym prędzej biegnę na dół, żeby wyłączyć to cholerstwo. Dlaczego tak chętnie chciałam to wyłączyć? Zwykle jak już coś mnie obudzi to nie mogę zasnąć. A jeśli nawet to zasnę dopiero po godzinie. Jeśli chciałam sobie jeszcze pobiegać to musiałam już wstać.
Wchodząc do jadalni nie wiem czego się spodziewałam. Pewnie czegoś lewitującego co trzeba złapać i wszystko się wyłączy.
Na stole jednak pojawił się czerwony guzik z napisem „OFF”. Akademia może i jest „magiczna” ale w tej kwestii nie mieli w ogóle wyobraźni. Wcisnęłam mały, czerwony przedmiot, a w całym domu nastała cisza.
-DZIĘKI MAGGIE!- krzyknął cały Dom Magii i po chwili nastała naprawdę wyjątkowa cisza. Widać moi współlokatorzy nie przepadali za porannymi pobudkami. Wzięłam z lodówki sok pomarańczowy po czym nalałam sobie pełną szklankę.
Dobra, muszę iść pobiegać.

~~***~~

Wyglądam jak debil.
Faktem jest jednak to, że podobnie ubierałam się na zakończenie i rozpoczęcie roku w szkole. Jednak to był jeden dzień, a nie cały tydzień. Nie cały rok. Rzeczywiście, kiedyś bardzo lubiłam marynarki, ale nigdy nie lubiłam koszul, a ta, którą mam na sobie jest okropna. Strasznie niewygodna. Już wolałabym założyć białą bokserkę.
Nie dramatyzuj, Maggie.
Wcale nie dramatyzowałam! Miałam ochotę płakać nad tym jaka jestem okropna w tym mundurku. I tak dobrze, że nie musiałam zakładać spódniczki... Boże wtedy to ludzie by oślepli.
-ŚNIADANIE!!!- usłyszałam krzyk Rachel, która podjęła się zadania zrobienia nam czegoś do jedzenia. Brawo za odwagę.
Ostatni raz poprawiłam włosy w lustrze i skrzywiłam się na widok tej okropnej koszuli. Miałam dość. Miałam ochotę wziąć nożyczki i pociąć ją na malutkie kawałeczki. Nie wiem co mnie powstrzymywało. W końcu w szafie jest jeszcze tuzin takich.
-A gdzie spódniczka?- usłyszałam głos Josha gdzieś za mną, przez co od razu obróciłam się w stronę bruneta.
Josh prezentował się naprawdę nieźle w szkolnym mundurku. On również miał założoną granatową marynarkę, jednak jego koszula wyglądała zupełnie inaczej od mojej. Odkrycie Ameryki normalnie... Wyglądał jak wzorowy uczeń. Serio.
-To było typowo seksistowskie- odparłam i włożyłam telefon do kieszeni spodni. Swoją drogą prawie w ogóle go nie używałam przez cały weekend co wydaje mi się moim małym sukcesem. Kiedyś nie mogłam przetrwać bez niego trzech sekund.
-Oj, tak sobie żartowałem. Wiesz, że będziesz się wyróżniać na tle innych dziewczyn w Akademii?- spytał kiedy kierowaliśmy się w stronę parteru.
-Zawsze się wyróżniałam- odparłam szybko. I nie zamierzałam tego zmieniać.- Skąd dostanę książki?- spytałam Josha, żeby wiedzieć co nieco o szkole.
-Na każdym przedmiocie powinnaś dostać je od nauczyciela.- odpowiedział kiedy weszliśmy do salonu.
Rzeczywiście, i Amanda, i Rachel, i nawet mała Zoey miały na sobie granatowe spódniczki w kratę. Identyczne wisiały w mojej szafie. Bądź, co bądź, one prezentowały się dobrze w tych fikuśnych spódniczkach. Nawet za dobrze.
-Maggie!- krzyknęła Amanda kiedy mnie tylko dojrzała.- Jejku jak ty świetnie wyglądasz w tym mundurku! Ja również próbowałam pójść kiedyś w spodniach jednak nie na dobre mi to wyszło- zaśmiała się.- Ale ty wyglądasz świetnie.
Poczułam jak we wnętrzu mnie rozlewa się przyjemne ciepło spowodowane komplementem ze strony blondynki. Moje policzki lekko się zaróżowiły co na pewno nie umknęło dziewczynie.
-Dzięki- odparłam.- Ty za to świetnie prezentujesz się w tej spódniczce.
Na twarz blondynki wstąpił piękny uśmiech.
-Dzięki- zaśmiała się.- Masz już swój plan lekcji?
-Nie.
-Wyjdziemy wcześniej i wpadniemy do Diany, dobrze?
-Dzięki- zaśmiałam się i usiadłyśmy przy stole.
Dziwiło mnie to, że Amanda nie ślini się tak bardzo na widok tostów. Na wszystkich posiłkach jakie jadłam w Akademii ta mała blondynka dosłownie pożerała wszystkie potrawy samym wzrokiem, a teraz? Teraz telefon jest ważniejszy od tostów. Niesamowite...
Kiedy sięgam po tosta zauważam, że nie ma Dylana. Dziwne... Zwykle pojawiał się przed wszystkimi.
Swoją drogą to odkąd, delikatnie rzecz biorąc, „wyprosił” mnie ze swojego pokoju nie zamieniliśmy ani słowa. Dylan był jedną z nielicznych osób w Akademii (o ile nie jedyną), które tak naprawdę lubiłam i dobrze mi się z nimi gadało. Ze mną zawsze było trudno jeśli chodzi o przyjaciół, znajomych. Nigdy nie umiałam właściwie dobrać moich bliskich. Zawsze było to „coś” co rujnowało naszą przyjaźń na dobre. Wiele takich już zakończyłam. Wiele jeszcze przede mną.
-Masz już plan lekcji?- usłyszałam lekko zachrypnięty głos Josha przez co od razu odwróciłam się w jego stronę.
Brunet pochłaniał kolejnego tosta od środka. Na jego talerzu widniało mnóstwo skórek od tostów, których musiał zwyczajnie nie lubić. Uśmiechnęłam się lekko bo mój tata robił identycznie...
Sama myśl o tacie wywołała falę smutku. Poczułam lekkie ukłucie w środku serca, a mój dobry humor na dobre zniknął. Samo wspomnienie o tacie było czymś magicznym. Przez myśli zaczęły przebiegać mi wszystkie nasze wspólne momenty, w których byłam córeczką tatusia. Tęskniłam za nim. Tęskniłam za nim jak cholera, a jednak nic nie mogłam na to poradzić. Ból w sercu nigdy nie przejdzie i muszę się z tym pogodzić.
-Maggie?- zwróciłam mój wzrok na Josha, który przypatrywał mi się z ciekawością.- Wszystko ok?- spytał, a ja spojrzałam na mojego tosta, który wydał mi się mało apetyczny. Szybko dojadłam go do końca z wyraźną niechęcią i jak najszybciej wstałam od stołu. Potrzebowałam chwili samotności.
Potrzebowałam.
Odłożyłam talerz do zmywarki, próbując powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.
-MAGGIE!- usłyszałam krzyk Dylana.

------------------------------------
Przepraszam! Przepraszam! I jeszcze raz przepraszam!
Wiem, wiem, sobota była, a tu rozdziału nie ma! Niedziela minęła i co? No oczywiście rozdziału nie ma! Kurcze no strasznie Was przepraszam, ale w piątek po szkole pojechałam na działkę i dopiero w niedzielę wieczorem wróciłam. Mogłam dodać jeszcze w niedzielę, ale byłam tak zmęczona ,że zapomniałam ;D.
No także... Maggie zaczyna mnie troszkę irytować. A nawet nie troszkę tylko BARDZO. No ale cóż. Taką bohaterkę wykreowałam i muszę się z tym liczyć. 
A! Druga sprawa jest taka ,że jakoś za tydzień (albo dwa?) nie pojawi się rozdział. Od razu Was ostrzegam. Wyjeżdżam na wycieczkę ze szkołą, a później w weekend mam koncert i spotkania więc od razu chce Was powiadomić :).
No więc mam nadzieję ,że rozdział się podoba, bo mi szczerze mówiąc nie za bardzo. Ale wyraźcie swoją opinię w komentarzach i jeszcze raz Was przepraszam!
Trzymajcie się :)
Black Star

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 15

Kiedy wchodzę do mojego pokoju czuję jak bardzo byłam zmęczona. I jak bardzo głodna. Oczywiście, zjadłam coś w bibliotece ale nic poza tym. Fakt faktem nigdy nie byłam typem, który jadł nie wiadomo ile. Raz zdarzyło się tak, że na pięciodniowej wycieczce nie zjadłam prawie nic. Skończyło się to tym, że dwa dni po przyjeździe do domu zemdlałam. Dostałam wtedy niezłą reprymendę od rodziców ale na tym się skończyło.
No właśnie... rodzice. Jestem w Akademii dopiero drugi dzień, a nie mam od nich żadnych wieści. Nic nie wiem. Czuję jak pojedyncza łza spływa po moim policzku kiedy w mojej wyobraźni staje obraz pustego pokoju, który niegdyś nosił miano „Bagno Maggie”. Spowodowane było to tym, że szalałam za Shrekiem. Cały pokój był w zielonych barwach, a gdzieniegdzie były nawet karykatury Shreka.
Ciekawe czy mój tata kupił w końcu ta grę, którą tak bardzo chciał? Może wreszcie ma to, o czym marzył? Może wreszcie nie musi oszczędzać na swoją córkę i nawet kupił sobie lepszy telewizor? Może wreszcie moi rodzice są szczęśliwsi?
-Przestań...- powiedziałam sama do siebie i położyłam się na łóżku.- Nie możesz o tym myśleć...
Tak... to prawda. Nie mogę.
Od razu podnoszę się z łóżka i kieruje w stronę kuchni. To chyba jedyne miejsce gdzie znajdę względny spokój. No i oczywiście jedzenie.
Na korytarzu jest cicho jak makiem zasiał. Podłoga pod moimi nogami nieprzyjemnie skrzypi przez co mam wrażenie jakby szedł tu słoń, a nie Maggie Scofield. Telewizor na naszym piętrze był włączony co mnie zdziwiło. Rachel raczej (z tego co słyszałam) ciągle pogania każdego, żeby wyłączać te telewizory. Podchodzę do urządzenia i natychmiast je wyłączam.
Również korytarz chłopaków jest cichy jak nie wiem co. Już spodziewałam się jęków Olivii albo chociaż przeklinania Dylana kiedy gra w gry z Joshem. Jednak tego również nie było...
Coś tu jest nie tak.
Moje serce przyspiesza kiedy mam zejść na parter. Nie wiem nawet czego się spodziewać. Może była jakaś apokalipsa i wszyscy nie żyją?
Maggie, twoja wyobraźnia powala. Naprawdę. Książkę można by było napisać... „Jak zeszłam na parter i zorientowałam się, że nadszedł koniec świata”. To byłby bestseller.
Nienawidzę swojej podświadomości.
A co jeśli na dole czekają na mnie łowcy?
Ta myśl dosłownie mrozi mi krew w żyłach. Już wiem, że łowców będę się bała do końca mojego marnego życia. A już najbardziej Olivii. Oj tak... jednak najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że...
Jezusie...
Na dole usłyszałam jakiś trzask, a po chwili jęk.
To łowcy. Na bank. TO SĄ ŁOWCY!
Jak najciszej próbuję wycofać się do mojego pokoju, jednak kiedy mam wejść na schody prowadzące na żeński korytarz... Upadam prosto na plecy, co wywołuje hałas na cały Dom Magii.
Maggie... jesteś cholernie, głupią ofermą! CHOLERNIE GŁUPIĄ!
Mój oddech momentalnie przyspiesza, a serce jest szybsze niż koń na wyścigach. Czuję jakby za chwilę miało mi wyskoczyć z piersi, a poziom adrenaliny sięgnął zenitu. Tak naprawdę to może być tylko moja chora wyobraźnia, która płata mi jak zwykle figle ale co jeśli nie? Co jeśli naprawdę na dole czekają na mnie łowcy? Oczywiście mogłabym teraz krzyknąć jak w horrorach „Jest tam kto?!” ale przyznajmy sobie szczerze... jaki to ma sens?
Przez około dwie minuty siedzę na stopniu, na którym upadłam, próbując uspokoić oddech (i przy okazji nasłuchując czy na dole ktoś jest). Do mojej świadomości jednak natychmiast trafia to, że łowcy są szkoleni, żeby zabijać. Są cichsi od ducha. A mogą tak pewnie długo. Do tego są stworzeni.
Chcesz pokonać swój strach czy może go powiększyć? Jeśli nawet tam na dole jest dwustu łowców, to co? Prędzej czy później po ciebie przyjdą. Chcesz umrzeć jako strachliwa Maggie czy może jako odważna Maggie? Wybór należy do ciebie jednak sugeruję tą drugą opcję.
Biorę głęboki wdech i zamykam lekko oczy. 1... 2... 3... nie dam do cholery rady! 5... 6... 7... jestem cholernym tchórzem... 8... 9... 10...
Wstałam o wiele za szybko przez co zaczęło mi się lekko kręcić przed oczami. Alleluja, że nie zemdlałam. Wzięłam jeszcze głęboki wdech i zaczęłam schodzić jak najciszej po schodach. Nie było to jednak udane ponieważ schody skrzypiały niemiłosiernie. Serce biło mi jakbym biegła na maratonie jednak nie zwracałam już na to uwagi.
Parter był spowity w mroku. Faktem jest to, że nie mam dobrego wzroku, a co dopiero w ciemnościach. Dostrzegłam jednak kontury drzwi jak i korytarza prowadzącego do kuchni i salonu.
Boże...
Coś koło wejścia do salonu się poruszyło. Widziałam to. Widziałam to na własne oczy. Jak Boga kocham widziałam to.
Poczułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz.
Ktoś tam jest. Ktoś tam naprawdę jest. KTOŚ TAM JEST!
Kiedy stanęłam na ostatnim stopniu... zapaliło się światło! Z przerażenia krzyknęłam i chyba zaczęłam się modlić...
-Niespodzianka!- krzyknął tłum, który zgromadził się na naszym korytarzu. Powoli otworzyłam oczy, które nieświadomie zamknęłam i ujrzałam wszystkich z mojego domu. Ale również były osoby, których w ogóle nie znałam... i ani śladu łowców...
Maggie... maggie... co z ciebie wyrośnie?
-Z jakiej to okazji?- zaśmiałam się i zobaczyłam Amandę, która podbiega do mnie z czapeczką karnawałową.
-Z okazji twojego dołączenia do Akademii!- krzyknęła Amanda.- Kochani śpiewamy „Sto lat!”!- krzyknęła.
-Nie, błagam nie- zaśmiałam się ale było o wiele za późno.
Korytarz niemal po jednej setnej sekundzie wypełnił się piosenką „Sto lat!”. Wszyscy kołysali się w takim samym tępię, a ja czułam to niewiadome uczucie. Nie wiedziałam czy mam śpiewać z nimi czy może po prostu się uśmiechać. Nie mam pojęcia jakie są tu zwyczaje.
Zauważyłam Dylana, który stał na samym końcu korytarza. Poczułam jak coś w żołądku mi się ściska kiedy zauważam jego uśmiech. Równie dobrze mogłoby nie być tu tych wszystkich ludzi. Równie dobrze mogliby zniknąć. Dylan hipnotyzował swoim spojrzeniem. Nie mogłam nic zrobić prócz patrzenia na niego i uśmiechania się.
-A kto?!- krzyknęli. – Maggie!!!
-Dziękuję Wam!- krzyknęłam, a korytarz wypełnił się śmiechem nastolatków.
Ktoś puścił muzykę w salonie i światło momentalnie zostało zastąpione przez kolorowe lampki, które dawały naszemu średniowiecznemu salonowi miano klubu w samym centrum miasta. Kanapy zostały przesunięte pod ściany tak, żeby pozostała jedynie wolna przestrzeń do tańczenia. Telewizor był wyłączony przez co się dziwiłam ponieważ zazwyczaj na wszystkich imprezach, na których byłam muzyka raczej nie leciała z radia, a właśnie z telewizora.
Akademia jednak rządzi się własnymi prawami.
Impreza się rozpoczęła, a ja nie wiedziałam nawet kto jest w naszym domu. Próbując się prześlizgnąć między tańczącymi istotami chciałam dostać się do kuchni. Strach, który odczuwałam na schodach osłabił mój głód (a może go zagłuszył?) przez co teraz odezwał się ze zdwojoną siłą.
Na stole było mnóstwo przekąsek jednak chciałam czegoś porządnego. Same niezdrowe żarcie. Ohyda. Już dawno moja mama obrzydziła mi jedzenie chipsów i innych takich, puszczając filmy o wytwarzaniu tego świństwa. To znaczy do czekolady chyba nigdy mnie nie zniechęciła... nie. Nadal ją kocham. Na stole jednak jej nie było. Takie moje szczęście.
Przemieszczałam się pośród obcych ludzi, którzy równie dobrze mogliby mnie nie znać. Co z tego, że przed chwilą śpiewali mi „Sto lat”? Zaśpiewali już tak? Teraz się wszyscy upijmy i zostawmy po sobie chlew!
-Maggie!- krzyknął ktoś za mną przez co od razu się obróciłam.
Za mną stał Dylan z dwoma drinkami. Mam nadzieję, że nie ma w nich alkoholu...
-Z tego co wiem nie lubisz zbytnio przebywać w tłumie- uśmiechnął się.
-Skąd to wiesz?- zaśmiałam się i wzięłam od bruneta kolorowego drinka.
-Chodź na górę, bo tu nie da się gadać. Tylko uważaj, żeby Amanda i Rachel nie zauważyły, że wymykamy się z tej „imprezy”.
-Czekaj, wezmę tylko coś do żarcia- powiedziałam i razem z moim drinkiem ruszyłam w stronę kuchni.
Ludzi było mnóstwo. Zdecydowanie za dużo. Miałam ochotę ukatrupić Amandę i jak mi się wydaje Rachel za to, że zorganizowały to wariatkowo.
Chociaż... w sumie nie miałam ochoty zadzierać z wilkołakiem i wróżką...
Z lodówki wzięłam jedynie dwa jogurty i karton soku pomarańczowego. Nie zamierzałam robić czegoś bardziej ambitnego. Zwyczajnie nic mi się nie chciało.
Moje myśli, jednak zawędrowały w stronę tej całej Panującej nad Tęczą. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Nigdy nie byłam jakąś wielką gwiazdą. Trzymałam się na uboczu, a czasem byłam odludkiem. Nie byłam jakąś kujonką przez co nawet w oczach nauczycieli byłam nikim. Byłam zwyczajną, niczym nie wyróżniająca się nastolatką.
A teraz proszę. Panująca nad Tęczą... brzmi to zjawiskowo, ale też jakby trochę dziecinnie. Panująca nad Tęczą? Już rozumiem jakby to było „Panująca nad Ogniem” albo jakimś innym żywiołem, ale tęcza? Jakby to było jakieś nieokiełznane zwierzę normalnie.
Tęcza zawsze kojarzyła mi się z czymś niezwykłym w dzieciństwie. Zawsze po deszczu wybiegałam na dwór, żeby obejrzeć choć kawałek tego zjawiska. Rodzice – nierodzice wciskali mi zawsze bajeczki o tym, że na jej krańcu znajduje się karzeł z kociołkiem złotych monet. Później mówili mi o tym, że mieszkają tam jednorożce, albo że sama tęcza została zrobiona przez motylki, które oddały kolory swoich skrzydełek przez co stały się ćmami. Historii było tyle ile ludzkich umysłów.
Poczułam lekkie łaskotanie na moich tatuażach. Właściwie to na tym nowym. Nawet nie chciałam spoglądać na to coś. Wolałam sobie zostawić te wszystkie sprawy na jutro. Mówię tu o tej całej „Panującej nad Tęczą”. Dosłownie mam ochotę rzucić się na łóżko i przygotować się na pierwszy dzień w Akademii.
Swoją drogą to jutro chciałabym odwiedzić tą fontannę, którą widziałam, kiedy Elianna mnie tu przywiozła. Może zabiorę ze sobą Dylana, żeby mi trochę opowiedział o tym miejscu?
Weszłam po schodach próbując nie zwrócić nikogo uwagi. Jeszcze tego mi brakowało, żeby Amanda dowiedziała się o mojej małej „ucieczce”.
Kiedy byłam już na piętrze chłopaków nie wiedziała czy Dylan udał się do swojego pokoju czy może do mojego. Mój mózg zaczął toczyć bitwę odrzucając wszystkie za i przeciw. Byłam niezwykle leniwą jednostką na tym świecie. Także jeśli miałam się przejść przez korytarz i nie zastać tam Dylana – byłabym na straconej pozycji bo musiałabym się wspiąć na schody. Z drugiej jednak strony gdybym od razu się udała do siebie i chłopak by tam nie było również byłabym na straconej pozycji i chyba nawet miałabym większą wędrówkę.
Po rozważeniu za i przeciw ruszyłam w stronę pokoju Dylana.
Cicho zapukałam, a po chwili usłyszałam „Proszę!”. Przybiłam sobie piątkę za moją świetną intuicję i weszłam do pokoju chłopaka.
Sypialnie chłopaków również były identyczne jak nasze. Widać Akademia nie bawiła się w jakieś urozmaicenia. Jednak pokój Dylana mia jakby inną atmosferę. Tu czuło się, że jest to męski pokój. Na podłodze walały się jakieś papiery, nad łóżkiem wisiał w ogóle tu nie pasujący obrazek czarnego Range Rovera, a poza tym unosiła się tu woń faceta.
Zdrowo świrujesz, Maggie.
Zauważyłam, że chłopak już wypił swojego drinka przez co zaśmiałam się sama do siebie i odłożyłam moje zdobycze na biurko. Czy ja naprawdę zgubiłam mojego drinka?
-Z czego się tak śmiejesz?- usłyszałam go.
-Zgubiłam swojego drinka.- prychnęłam i rzuciłam się na łóżko. Tu musiałam przyznać rację, że jednak Akademia wprowadziła jakieś urozmaicenia. Łóżko Dylana było o wiele twardsze od mojego. O wiele.- Jakie ty masz niewygodne łóżko- jęknęłam i obróciłam się na plecy.
Poczułam jak łóżko powoli ugina się, a koło mnie zastałam ucieszoną twarzyczkę Dylana.
-No i co cieszysz beczkę?- spytałam.
-Nic.
-Świetnie zatem- odparłam i wstałam.
Postanowiłam urządzić sobie małą wycieczkę po pokoju Dylana. Zawsze uwielbiałam zwiedzać różne sypialnie moich rówieśników. W tych pokojach było zawarte wszystko. I smutki, i szczęścia, i przeszłość, i teraźniejszość, i przyszłość... Pokoje dzieci/młodzieży to były portale do każdego czasu i miejsca.
-Co robisz?- usłyszałam głos Dylana.
-A kradnę ci wszystkie twoje drogocenne rzeczy, a co?- zaśmiałam się i wzięłam do ręki zdjęcie oprawione w bordową ramkę.
Zdjęcie było zrobione dawno, a fotografia zdążyła już nieco wyblaknąć. Przedstawiała ona piękną scenerię łąki. Zakładam, że nie było to w Anglii. Tu nie było tak malowniczych miejsc. Słońce świeciło ślicznie, a niebo miało prześliczną niebieską barwę. Aż trudno mi było uwierzyć, że ktoś mógł uwiecznić tak piękny kolor nieba na zdjęciu. Wszystko to wyglądało jak z bajki. Pośrodku tego wszystkiego był niebieski koc taki jaki sprzedają za parę funtów na plażach. Na nim siedziała dwójka chłopców natomiast za nimi stała dziewczynka. Mega króciutkie, brązowe włoski, które opadały na jej brązowe oczka dodawały jej uroku.
Dwójka chłopców natomiast wyglądała jak bliźniaki. Nie miałam żadnej wątpliwości, że nimi byli. Ciemne, rozczochrane włosy; idealny odcień czekoladowych tęczówek, które dosłownie pochłaniały. Oboje byli ubrani w granatowe koszulki z białym napisem „He's just an idiot. Not a brother” i strzałka wskazywała na drugiego brata. Uśmiechnęłam się nieco i spojrzałam na dziewczynkę ze zdjęcia. Ona jakby jako jedyna nie zwracała uwagi na fotografa, a patrzyła się gdzieś daleko. Uśmiechała się jednak, a jej oczy... skądś je kojarzyłam.
-Kto to?- spytałam i pokazałam zdjęcie Dylanowi.
-To mój brat.

----------------------------
Także to jest ten rozdział ,który tak długo pisałam... Nie wiem czy jest dobry czy nie. Zostawiam to Waszej ocenie :)
Inga

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 14

-AAAAAAAA!!!- krzyczę przeraźliwie kiedy widzę jak w parę sekund zbliżamy się do Ziemi.
Nie wiem dlaczego, ale nagle Dylan zaczyna się śmiać. Próbuję powiedzieć Jokerowi jakoś w myślach, że to wcale nie jest śmieszne jednak ten jakby sam zaczął się śmiać. Zamykam oczy i czuję jak moje serce galopuje. Jakby było koniem, a ja jego jeźdźcem i właśnie robimy ostatnie okrążenie. Oboje wiemy, że koniec jest bliski.
Może to Dylan jest twoim wrogiem?
Moja podświadomość od razu przypomina mi o tym, że mogę być Panującą nad Tęczą. Wszystko nagle napływa do mojej głowy, wszystkie informacje, przez co czuję, że bliski kontakt z ziemią może nie być aż tak zły jak wcześniej przypuszczałam. Może nawet będzie lepszy od tego co by miało nastąpić.
A ty Joker trzymaj gębę na kłódkę.
Nagle przed samą ziemią, pegaz poderwał się do góry i tak bliski kontakt z ziemią został zażegnany.
Uchwyciłam spojrzenie Dylana, który tylko się śmiał ukazując rząd białych zębów. Znowu poczułam piękne letnie powietrze, które otulało moją skórę, jak matka to robi swojemu dziecku. Spokojnie i delikatnie. Wiatr był chyba najpiękniejszą rzeczą na świecie, pomijając oczywiście słodycze i słońce. Taki lekki wietrzyk był dosłownie lekarstwem na każde zmartwienie.
Przytuliłam się do chłopaka, a do moich nozdrzy od razu dostał się zapach jego perfum, które zmieszały się z wiatrem. Nigdy nie lubiłam takiego zapachu jednak w tej chwili nic nie było normalne. Szczególnie pegaz, który był aktualnie w powietrzy z dwoma istotami.
-Podoba się?- spytał się.
-Jest świetnie- zaśmiałam się.- Ale wracajmy.
-Się robi, księżniczko- uśmiechnął się do mnie przez ramię, a Joker zaczął powoli obniżać swój lot.
Zamknęłam lekko oczy i napawałam się ostatkami tego co było parę metrów wyżej. Pegaz wylądował na ziemi dość spokojnie chociaż dla mnie było to i tak nie lada przeżyciem. W końcu nie na co dzień latam sobie w przestworzach.
Dylan pomógł mi zsiąść z Jokera, który teraz schował swoje skrzydła na grzbiet i spojrzał na mnie tymi swoimi wielkimi ślepiami.
-Co malutki?- zaśmiałam się i pogłaskałam go głowie. Ten w odpowiedzi tylko zarżał mi prosto w twarz. No świetnie.
-Poczekasz?- spytał się mnie Dylan.- Odprowadzę Jokera ok?
-Jasne- uśmiechnęłam się lekko i usiadłam pod drzewem.
Lekko przymknęłam oczy i próbowałam otrząsnąć się z tego, co przed chwilą było. Tak naprawdę nigdy nie wierzyłam w to, że kiedykolwiek będę mogła wznieść się wysoko ponad chmury i po prostu... Żyć.
Po mojej głowie nadal jednak wędrują tajemnice, które spowijają Akademię ciemną mgłą. Od ilu lat ona istnieje? Kto mieszkał tu przede mną? Czy to aby ja jestem Panującą nad Tęczą? Ale czy to możliwe? Czy rzeczywiście mam tu wszędzie wrogów, a moją jedyną ochroną są w tej chwili dwaj tajemniczy strażnic? No dobra, ale jeśli nawet mam tu tych dwóch stróżów to... to kim oni są?Albo one...
Spojrzałam jeszcze raz na mój tatuaż na prawym palcu i znowu zaczęłam jeździć po jego konturach. Tęczowa rzeka, która płynęła pod moją skórą, nagle zrobiła się jakby bardziej wyrazista. Bardziej barwna. Zmarszczyłam lekko brwi i wyprostowałam rękę... Poczułam jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
Dokładnie na nadgarstku mogłam dostrzec kolejny tatuaż. Ten jednak miał złote kontury, jak świeczka na początku. Przedstawiał on Jokera. Jednak nie to mnie zaniepokoiło... Na Jokerze byłam i ja i Dylan. Ja – mieniłam się tęczą, a Dylan złotem.
Wzięłam głęboki wdech próbując się uspokoić.
Czy to znaczy, że teraz każda rzecz związana z magią zostanie uwieczniona na moim ciele? Nie mogę się tu uczyć. Nie chcę być cała w tatuażach. No dobra... Chciałam sobie zrobić kiedyś taki napis na przedramieniu, ale to tyle! Nie chciałam nigdy mieć tatuaży zamiast skóry!
-Kogo my tu mamy?- usłyszałam na głową damski głos. Podniosłam lekko wzrok, żeby spojrzeć w górę i napotkałam tam dwie niewysokie sylwetki, przypuszczam, że damskie, i jedną męską.
Jedna z dziewczyn złapała mnie za ramię, wbijając przy tym swoje pazury pod skórę i szybko podniosła mnie do góry. Jęknęłam boleśnie, a kiedy dziewczyna mnie puściła zauważyłam, że z ręki zaczyna cieknąć pojedyncza stróżka krwi... Co jest z tutejszymi nastolatkami?
Spojrzałam na zgromadzonych i już wiedziałam. Na czele tej bandy stała Olivia we własnej osobie. Tym razem jednak miała na sobie ciemne spodnie i zieloną bluzę co kompletnie do niej nie pasowało. Na ramieniu widniał łuk razem z kołczanem, i szczerze mówiąc... Ja już zaczęłam się bać.
Dziewczyna, która wbiła mi się w ramię była blondynką o niesamowicie fiołkowych oczach. Pewnie nosi soczewki... Była ubrana podobnie jak Olivia jednak zamiast łuku miała siekierę... Mam nadzieję, że wzięła ją TYLKO po to, żeby pościnać drzewa.
Chłopak natomiast również solidaryzował się z dziewczynami w kwestii ubrań jednak on miał miecz i tarczę... Zastanawiam się tylko po co?
Olivia nie czekając ani chwili przygwoździła mnie do drzewa, łapiąc za szyję. Nie, nie chciała mnie udusić. Gdyby chciała to na pewno jej koleżaneczka z siekierą załatwiłaby sprawę szybciej. Dużo szybciej.
-Słuchaj, nowa- wymówiła ostatnie słowo jakby z pogardą.- Nie wiem co ci te twoje „koleżaneczki” powiedziały, ale to łowcy tu rządzą, jasne?
Kiwnęłam głową przestraszona, a Olivia się tylko uśmiechnęła. Odsunęła się lekko ode mnie, dlatego odetchnęłam z ulgą jednak nie był to dobry ruch. Brunetka zamachnęła się, przecinając powietrze ze świstem po czym wymierzyła mi siarczystego policzka. Złapałam się za szybko puchnące miejsce, a z moich oczu poleciały łzy. Co jak co ale ta mała małpa ma trochę siły. Bolące miejsce zaczęło szczypać i robić się czerwone jednak to nie był koniec.
Olivia jednym ruchem powaliła mnie na ziemię, tak, że upadłam na plecy, przez co doświadczyłam podwójnego bólu. Jednak nie to było najgorsze. Chłopak stanął nade mną z cwaniackim uśmieszkiem i wyciągnął swój mniejszy miecz po czym uklęknął przy mnie. Przystawił mi go prosto do zdrowego policzka, a ja niemal od razu poczułam zimno.
-Tylko spróbuj coś powiedzieć swoim kolegą.- uśmiechnął się i wbił ten miecz prosto w mój polik. Wrzasnęłam z bólu jednak on szybko położył mi na ustach swoją brudną rękę przez co nikt już nie mógł mnie usłyszeć.
On dalej przesuwał miecz, a ciepła krew spływała z mojej twarzy. Czułam jakby na moje poliki ktoś położył rozżarzone węgle. To tak bolało! Jedynie moje łzy ochładzały nieco bolące miejsca jednak to też było mało.
Chłopak skończył swoje ”dzieło” i chowając miecz, wstał. Cała trójka stanęła nade mną, a ja poczułam się taka mała i bezradna. Wstyd jednak był wszechogarniający.
Blondynka jeszcze kopnęła mnie w brzuch po czym odeszli.
Zwijałam się z bólu nie wiem przez ile minut. Próbowałam krzyczeć jednak nadal czułam na ustach jego ohydną, brudną rękę więc na nic się to nie zdało. Bezradność opanowywała moje całe ciało, a zapas łez jakby się nie kończył.
Potem chyba straciłam przytomność.

-Czy... się... zdrowa?- do mojej świadomości trafiały pojedyncze słowa, których nijak nie mogłam zrozumieć. To było jak gonienie czegoś jednak nie wiadomo czego. Próbowałam wrócić i otworzyć oczy, które teraz wydawały się cięższe niż cały świat.
-Pewności... mamy... dzwoniłaś... w związku... jej ręku?
Na początku poruszyłam ręką co uznałam za dobry ruch i trzymałam się tego jak najbardziej.
-Chyba się budzi- tym razem usłyszała całe zdanie. Mało tego. Wiedziałam kto je wypowiedział. Elianna.
Kiedy ścisnęłam rękę w pięść uznałam, że może moje powieki będą już o wiele lżejsze dlatego spróbowałam je otworzyć. Okazały się lekkie jak piórko dlatego musiałam natychmiast je zamknąć przez oślepiające światło.
-Proszę zawołać doktora!- krzyknęła jakaś kobieta, a ja poczułam jak ktoś ściska moją rękę. Była to duża, ciepła dłoń, której uścisk był mocny i pewny.
-Maggie?- poczułam jakby ktoś poraził mnie piorunem. Znałam ten głos. Aż za dobrze. Otworzyłam szybko oczy i spojrzałam na bruneta. Jego spojrzenie było przepełnione strachem jak i bólem jednak ten wyraz natychmiast znikł. Został zastąpiony przez szczęście, które malowało się na jego twarzy.
-Dylan- uśmiechnęłam się lekko jednak było to zły pomysł ponieważ cały ból z moich policzków powrócił w mniej niż sekundę. Zacisnęłam lekko oczy jednak od razu poczułam jak chłopak ściska moją rękę.
-Nawet nie próbuj się uśmiechać- zaśmiał się smutno, a ja całą moją energię przeznaczyłam na to, żeby się nie uśmiechnąć.
Dylan nagle stał się osobą, którą znałam całe życie. Coś podświadomie mówiło mi, że mogę mu zaufać, że on mnie nie zrani i nie opuści w najgorszej chwili. Coś było w jego tęczówkach, że dawały mi one bezpieczeństwo. Piękne bezpieczeństwo.
-Panie Weston! - krzyknął jakiś facet.- Proszę się odsunąć!- był to doktor.
Spojrzałam na Dylana i poczułam chłód kiedy puścił moją rękę. Chyba lepiej było spać tak w nieskończoność. Tak... Zdecydowanie mogłam dłużej spać.
-Dzień dobry panno Scofield!- krzyknął doktor, a ja już go znienawidziłam. On jest gorszy niż budzik. Gorszy niż moja pani od geografii. Gorszy od samego diabła... Nie... Budzik jest gorszy.- Jak się pani miewa?
-Chyba dobrze- odpowiedziałam szybko i zaczęłam się przeciągać jednak rany od razu mi to uniemożliwiły. Poczułam niewyobrażalny ból w okolicach brzucha przez co od razu zgięłam się w pół.- Może jednak nie- odparłam próbując powrócić do poprzedniej pozycji.
-Rozumiem- doktorek coś zanotował, a później spojrzał na mnie zza swoich okularów.- Czy zgadza się panienka na magiczne leczenie?
-Słucham?- powiedziałam nieco zdziwiona (i może przestraszona?). Ci wariaci leczą się tu za pomocą magii? No bez jaj... serio? Chryste...
-Maggie nie zna jeszcze zasad leczenia magią- mówi Elianna i od razu pojawia się po drugiej stronie łóżka.- Proszę to zastosować ponieważ jutro jest szkoła i nie może tego przegapić.
Spoglądam na Eliannę jak na samego diabła. Czy ona właśnie oszczędziła mi jednego czy dwóch dni wolnego? Kiedyś ją naprawdę uduszę. Nie będzie się nawet tego spodziewać. A co! Zaciągnę ją do ciemnego lasu, a tam...
-Maggie, kiedy indziej pofantazjuj o mojej śmierci, dobrze?- powiedziała Elianna, a ja o mały włosy nie spadłam z tego szpitalnego, niewygodnego łóżka.
-Mówiłaś, że nie możesz czytać w moich myślach na terenie Akademii!- krzyknęłam poirytowana.
-Jesteśmy w szpitalu, parę kilometrów od Akademii- westchnęła.- Ale nie martw się. Przyzwyczaiłam się już do tego, że tak obsesyjnie pragniesz mojej śmierci.
-Świetnie- mruknęłam.
-Dobrze... Czy możecie wszyscy stąd wyjść?- powiedział zirytowany doktor.
Sala znowu stała się pusta, a ja zostałam sam na sam z doktorem.

-Nie wierzę!- mówię kiedy wychodzę cała zdrowa ze szpitala.
Po moich ranach nie ma ani śladu. Dosłownie. Mogę normalnie się uśmiechać, chodzić – wszystko. Nie mam nawet blizny!
Na dworze zrobiło się już ciemno przez co od razu owiewa mnie zimny wietrzyk. Jednak nie przeszkadza mi to. Uwielbiam czuć chłód. Nie wiem... Po prostu to pobudza mnie do życia.
Poczułam jak ktoś zarzuca mi na ramiona coś ciepłego przez co od razu złapałam materiał. Była to bluza. Dużo za duża bluza. Czarna bluza Dylana. Spojrzałam do tyłu i napotkałam wzrok bruneta, który przypatrywał mi się.
-Widziałem, że masz gęsią skórkę- uśmiechnął się.
-A tobie nie będzie zimno?- zaśmiałam się i odczekałam chwilę, żeby wyrównać z nim kroku.
-Jesteś damą, Maggie- spojrzał na mnie tymi swoimi brązowymi oczami.- A dżentelmeni muszą dbać o swoje damy.
-Czyli jesteś dżentelmenem?- zaśmiałam się.
-A nie zauważyłaś tego?
-Wiesz... większość kobiet uważa dżentelmenów za gatunek, który wyginął.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. Wzruszyłam lekko ramionami i wtedy stało się coś czego się nie spodziewałam.
-Puszczaj mnie baranie!- wrzasnęłam kiedy zorientowałam się, że znalazłam się na rękach Dylana. Ten jednak nic sobie z tego nie robił. Zupełnie nic.
-Chyba się przesłyszałem... Chciałaś powiedzieć „dżentelmenie” prawda?- spojrzał na mnie z tym swoim zwycięskim wyrazem twarzy, a ja czułam się coraz bardziej skrępowana.
Fakt faktem, od podstawówki żaden chłopak/mężczyzna nie nosił mnie na rękach. Tak naprawdę nigdy nie miałam chłopaka. Po prostu nie miał mnie kto nosić na rękach dlatego teraz... Teraz kiedy czuję jak Dylan bezkarnie dotyka moje nogi i plecy... Po prostu czuję się niezręcznie.
Wraz z faktem, że sobie to uświadamiam czuję jak się rumienię, co na pewno nie umyka uwadze Dylana, który nadal mi się przypatruje.
-Już rozumiem...- zaśmiał się.- Nie byłaś nigdy w Takiej sytuacji?
-Byłam, ośle- skłamałam.
-Nie wierz jej Dylan!- krzyczy Elianna.
-Jak mogłaś!- krzyczę lekko ze śmiechem na co dyrektorka wzrusza ramionami.
-Ja wam tylko pomagam- mówi i puszcza nam oko.
Nawet nie chce wiedzieć co miała na myśli.

--------------------------------
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam!
Spokojnie mam całkiem niezłą wymówkę za to ,że nie było wczoraj rozdziału :D. Otóż był w moim mieście koncert Kultu i po prostu nie mogłam na nim nie być. Obiecałam sobie ,że zaraz po tym jak wrócę to wstawię tu rozdział, jednak byłam tak zmęczona ,że jak przyszłam to padłam w ubraniach na łóżko i tak spałam do czternastej :D. Ale było naprawdę świetnie :D.
No i jak Wam się podoba rozdział? Bo ja szczerze powiedziawszy jestem z niego zadowolona. Jest to według mnie jeden z najlepszych, a wy co o nim sądzicie?
Mam nadzieję ,że mi to wybaczycie no i do zobaczenia za tydzień :).
Black Star

Edit: Mam do Was jeszcze pytanie... Czy znacie jakieś blogi z szablonami? Osobiście mam już dosyć tego wyglądu bloga i próbuje znaleźć coś ciekawszego :D.

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 13

Kiedy podchodzi do mnie Dylan czuję się jakbym dryfowała gdzieś między jawą, a snem. Nie mam nawet odwagi spojrzeć na mały tatuaż na moim palcu. Czuję jakby to miejsce mnie piekło jednak wiem, że rękę jak zwykle mam chłodną jak lód.
Nigdy wcześniej nie czułam się tak bardzo dotknięta. Nie chodzi o to, że właśnie dowiedziałam się tego, że prawdopodobnie jestem Panującą nad Tęczą ale o to, że... że po prostu będę inna. Dlaczego nie mogę być normalna, jak wszyscy inni? Czemu to jest takie trudne? Nie wiem nawet czy mogę o tym wszystkim powiedzieć Eliannie, bo ona może być tym wrogiem... więc komu mam powiedzieć? Może któryś z moich ojców zejdzie na Ziemię i mi pomoże?
-Maggie!- słyszę Dylana i czuję jak potrząsa mną za ramiona.
-Czego?- odpowiadam wkurzona, że ktoś przerwał moje myśli.
-Co się stało?
-Nic- westchnęłam i schowałam książkę do torby.
W mojej głowie nadal była gonitwa myśli. Nie widać było jej początku ani końca. To tak jak z kłębkiem włóczki. Zaplącze się, a później szukaj początku albo końca. Jeszcze to pozbieraj, to jest dopiero zabawa. Tak samo jest z moimi myślami. Znalezieniu początku/końca to połowa sukcesu. Pozostaje jeszcze zwinięcie tego kłębku włóczki w jedną i porządną kupę. To dopiero wyczyn.
-Chodź, coś ci pokaże- powiedział Dylan, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
Nie opierałam się bo w mojej głowie nadal krążył wielki napis „Panująca nad Tęczą”. Jeszcze przydałaby mi się czapka wariatki.
Kiedy jesteśmy na korytarzu zauważam, że nie ma tu w ogóle uczniów. Jak w bibliotece aż się roi od łowców i innych istot, tak tutaj zero. Jest sobota, osiołku. Po co maja się kisić w szkole? W sumie racja ale...
Wychodzimy na zewnątrz i od razu czuję powiew zimnego powietrza. Jesień zbliża się do nas nieubłaganie, drodzy państwo. Radzimy zabrać dzisiaj ze sobą dodatkową bluzę i może kawałek uśmiechu, którego może zabraknąć podczas corocznej jesiennej depresji!
Boże, chyba mam rozdwojenie jaźni.
-Dylan... gdzie my idziemy?- spytałam lekko zdezorientowana. Napis „Panująca nad Tęczą” nadal był pierwszy w wyścigu o najważniejszą myśl i pozostawiał daleko w tyle swoich rywali.
-Jak to zobaczysz to dosłownie padniesz- spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Szczerze i bez żadnego podstępu. Bezproblemowo.
-Dylan...- westchnęłam.- Błagam cię, muszę dzisiaj skończyć to czytać, bo Elianna...- zamknęłam jadaczkę, gdy zobaczyłam przede mną... no właśnie.- Chyba sobie jaja robicie...
Załóżmy, że cofnęliście się do czasów kiedy byliście małymi dziećmi, gdzie dziewczynki marzyły o byciu księżniczką, a chłopcy o byciu rycerzem czy też żółwiem ninja albo batmanem. Pytanie jest bardziej skierowane do osób płci pięknej... Pamiętacie może waszą fascynację jednorożcami i pegazami? Piękne koniki z rogiem albo skrzydłami. Różowe albo fioletowe... Pamiętacie to?
Ja również to pamiętam.
A teraz moje dziecięce marzenie się spełnia.
Przede mną rozciąga się stajnia niewyobrażalnych wielkości. Już na samym wejściu słychać konie. Stukot kopyt i rżenie wszechobecne jak zawsze. Od razu wyczuwam ten specyficzny zapach jaki zawsze unosi się w stajniach. A w boksach? W boksach widać tysiące koni. Po prawej, w pierwszym boksie, dostrzegam pięknego, błękitnego pegaza. Jest dokładnie taki jak za mojego dzieciństwa.
Piękna biała grzywa spoczywała na jego szyi, a pojedyncze włoski spadały na czoło. Błękitna sierść była olśniewająca. Jakby był to jakiś materiał, a nie prawdziwa, końska skóra. Jego oczy promieniały jasnoniebieskimi tęczówkami, które się we mnie intensywnie wpatrywały. Spojrzałam na jego skrzydła, które schowane były na grzbiecie. Wyglądały tak krucho i niewinnie. Nie wiedziałam czy są to prawdziwe pióra jak u ptaków, czy może coś innego, jednak jego skrzydła były piękne. Wyglądały jakby były posypane jakimś brokatem bo co chwilę odbijał się w nich blask słońca.
-To Aria- powiedział Dylan nad moim uchem.- Czytałaś trochę o pegazach?- spytał.
Pokręciłam przecząco głową.
-Postaram ci się streścić to co byś wyczytała w „Dziejach istot”- mimo tego, że ciągle słuchałam Dylana moje oczy nadal wpatrywały się w Arię.- Pegazy to niezwykłe zwierzęta. Wróżki i anioły nie mogą ich posiadać, jednak czarodzieje, magowie i wilkołaki – jak najbardziej tak. Z jednorożcami jest na odwrót. Tylko anioły i wróżki mogą je mieć. Wracając jednak do pegazów, to one wybierają sobie właściciela. Jak? Dosyć prosto. Zazwyczaj dostrzegają w oczach istot odbicie siebie i przemawiają w ich myślach. Aria, jest to chyba najpotężniejszy pegaz w całej Akademii, jeśli nie na świecie. Jednak nadal nie znalazła właściciela. A szkoda. Chętnie bym ją przygarnął- wzruszył ramionami.
Przyglądałam się niebieskim tęczówką Arii, które były olśniewające. Były jak woda na Hawajach. Błękitna bez żadnej skazy.
-Krąży pogłoska, że Aria jest pegazem Delivera i już znalazła właściciela. Jak na razie jednak czekamy- mrugnął do mnie.- Chodź dalej. Przedstawię Ci Jokera.
Przeszliśmy w głąb stajni, a obok mnie rżało pełno koni. Wszystkie pegazy po Arii miały na tabliczkach imiona właścicieli. Drugi pegaz, zaraz po Arii był Elianny.
Joker okazał się być czarno-białym koniem z również łaciatymi skrzydłami co wyglądało dosyć komicznie. Czarna grzywa i biały ogon były naprawdę pięknym kontrastem. Na prawym oku miał łatkę w kształcie gwiazdy co było równoznaczne z cudem. Zawsze marzyłam o koniu, który będzie miał takie coś. Widać przeżyję moje dzieciństwo jeszcze raz.
-Hej Joker!- krzyknął radośnie Dylan do konia na co ten zarżał.- Cicho, ośle- zaśmiał się brunet i pogłaskał go.- Więc Jokerku poznaj Maggie, nowa uczennicę Akademii Magi!
Joker cofnął się lekko w boksie i... ukłonił mi się! Dosłownie! Klęknął na przednich nogach i pochylił głowę! Patrzyłam na to wielkimi oczami i z buzią rozwartą na całą szerokość z wrażenia.
-O jejku!- wyrwało mi się i od razu się zaśmiałam.
-Joker pyta czy masz ochotę na przejażdżkę?- powiedział Dylan w imieniu pegaza na co ja ledwo co nie zachłysnęłam się powietrzem.
-Przejażdżkę?!- powiedziałam może zbyt głośno, zdziwiona.- Chodzi ci o to, że po prostu jakoś usadzisz mnie na nim i będziemy sobie CHODZIĆ po LĄDZIE, prawda?- powiedziałam jak wariatka bo co chwilę przerywałam przez salwy śmiechu. Ta Akademia na pewno nie sprzyja mi. Oj nie.
-Maggie...- prychnął Dylan.- Ty kiedyś jechałaś na koniu? Na LĄDZIE?- spytał z tym swoim uśmieszkiem.
-Chyba cię pogięło. Ja NIGDY nie siedziałam na grzbiecie konia, a co dopiero SKRZYDLATEGO konia.
-Oj, nie daj się prosić- zamrugał oczkami.- Joker mrugaj- powiedział do pegaza co ten zaraz wykonał.
-Wariatkowo- zaśmiałam się.

*~*

-Oj, Maggie wsiadaj!- krzyknął Dylan z grzbietu pegaza.
Niby nic nie może mi się stać... Joker w końcu jest koniem/pegazem, któremu zależy na Dylanowi jednak co ze mną? Przecież jedyne co mogę sobie zrobić to spaść z parunastu metrów, złamać sobie obie nogi, kark i coś jeszcze albo zwariować. Jednak wydaje mi się, że to trzecie już mam zaliczone. I to od dawna.
-Joker!- krzyknął Dylan.- Ty ośle, zamknij się!- zaśmiał się nerwowo brunet.- Wsiadaj Maggie.- chłopak podał mi rękę, a ja... a ja nie wiem dlaczego ale chwyciłam ją, a po chwili siedziałam na grzbiecie pegaza za Dylanem.
Joker już dawno rozłożył skrzydła, które miały parę dobrych metrów szerokości jednak nogi musiałam trzymać zaciśnięte wokół pasa Dylana. Inaczej pegaz by nie poleciał (co swoją drogą chyba bardziej mnie przeraża). Czułam się niezwykle niekomfortowo gdy chłopak, którego znam ledwo jeden dzień ma zaciśnięte wokół swojego pasa moje nogi i jeszcze ja go muszę obejmować.
Oj to było niezręczne.
-Dobra Mag- zaczął brunet.- Joker będzie musiał się rozpędzić, żeby wzbić się w powietrze, tak? Kiedy zacznie machać skrzydłami może na chwilę przysłonić ci widok jednak kiedy znajdziemy się na odpowiedniej wysokości, bez problemu będziesz mogła zobaczyć świat z lotu ptaka- uśmiechnął się do mnie.- Joker mówi, że jesteś niezwykle lekka w porównaniu do mnie- zaśmiał się.
-Dzięki Joker.- odpowiedziałam nieco zmieszana. W końcu mówię do konia/pegaza prawda?
-Mówi dziękuję i... wiesz, że on czyta w twoich myślach, prawda?- spojrzał na mnie, a ja coś czuję, że moja twarz zrobiła się blada jak kreda.
Joker, nawet nie próbuj powiedzieć o moich myślach Dylanowi. Tylko spróbuj.
-Ale spokojnie. Joker to swój gość. Jeśli chcesz mu wyjawić jakąś tajemnicę to zatrzyma ją dla siebie- chłopak się uśmiechnął, a Joker obrócił łeb w moją stronę i albo mi się zdawało albo mrugnął do mnie... ja... ja nie wnikam.- Lecimy?
Wzięłam głęboki (naprawdę głęboki) wdech po czym odparłam:
-Tak- to chyba najgorsza decyzja w moim życiu.
Joker nawet nie poczekał na pozwolenie Dylana tylko od razu zaczął się rozpędzać. Wyglądało to trochę jak dwuosobowy samolot, który właśnie ma startować. Pegaz przeszedł chyba od razu w galop, a ja poczułam, że lecę do tyłu. Przez chwilę miałam wrażenie, że to koniec.
-Spokojnie księżniczko- powiedział Dylan odwracając się do mnie.- Trzymam cię- uśmiechnął się czule i odwrócił w stronę Jokera.
Raz kozie śmierć.
Przytuliłam się całym ciałem do Dylana. Czułam jego spokojne bicie serca, które w porównaniu z moim było niczym żółw. Moje? Moje zaś było gepardem. O tak... gepardem na Olimpiadzie, którego goni myśliwy. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego ciało. Przekraczaliśmy chyba wszystkie bariery prywatności. Jestem pewna, że dzięki skrzydłom Jokera było tylko widać Dylana z czymś zawiniętym wokół pasa.
Poczułam zapach jego męskich perfum, które od razu przypadły mi do gusty. Nigdy ich nie lubiłam jednak te Dylana... tak... naprawdę mi się podobały.
Poczułam jak Joker odrywa się od ziemi przez co wtuliłam się w ciało bruneta jeszcze bardziej. Fakt, bałam się jak cholera. Tak naprawdę nigdy nie leciałam nawet samolotem... Można to uznać za pierwszą podróż w powietrzu?
-Nie tak mocno, księżniczko- zaśmiał się i złapał moje ręce, które kurczowo zacisnęłam wokół jego brzucha.- Otwórz oczy.
Pokręciłam głową.
-Zapomnij- szepnęłam, a mój głos był dziwnie zniekształcony. Zupełnie jakbym miała chrypę.
-Drugiego razu może nie być...- zaśmiał się.- No dawaj.
Boże przecież nie mogę tak po prostu ich otworzyć. To nienormalne.
A co robisz codziennie rano?
Wzięłam naprawdę głęboki wdech próbując uzmysłowić sobie, że jestem w swoim łóżku chociaż nawet to nie pomogło. Nie wiedziałam już GDZIE jest MOJE łóżko. Jednak próbowałam sobie wyobrazić jakiekolwiek inne miejsce spoczynku i tylko to w Akademii przychodziło mi na myśl.
Otworzyłam powoli oczy, najpierw jedno jednak gdy zobaczyłam to wszystko... Od razu moje oczy zrobiły się wielkie.
Czułam się jak w jakimś filmie fantastycznym, gdzie główny bohater pierwszy raz lata. Jak wzbija się ponad chmury i jak może zobaczyć to wszystko z lotu ptaka. Jak to jest poczuć wiatr, który przyjemnie otula moje ciało. Jak to jest zobaczyć piękne chmury, które wyglądają jak zrobione z waty cukrowej. Przed nami było słońce. Wielkie i jasne, jednak jeśli jest się parę kilometrów nad ziemią nic nie wygląda normalnie.
Nadal trzymałam się Dylana nogami, które oplotłam wokół jego pasa jednak puściłam go rękoma. Wyprostowałam się jak struna i rozprostowałam ramiona. Chciałam poczuć się wolna. I właśnie to się stało. Przymknęłam lekko oczy i rozkoszowałam się wiatrem, który przepływał przez całe moje ciało.
Czułam się wolna.
-Uważaj bo spadniesz- zaśmiał się Dylan i jednocześnie wyrwał mnie z tego zachwytu.
Złapałam się go szybko, bojąc się, że spadnę i rozkoszowałam się dalej powietrzem, które jakby tutaj było zupełnie inne. Jakby wszystko, tutaj na górze, było inne. Inaczej spojrzałam na świat, który był dobry kawałek pode mną. Spojrzałam na to wszystko z grzbietu pegaza imieniem Joker. Joker może i umie czytać w moich myślach – to dobrze. Gdybym mogła nakręciłabym to wszystko, żeby móc codziennie przed snem pooglądać sobie to piękno.
-Gotowa na zabawę?- spytał Dylan patrząc na mnie przez ramię.
Chciałam się go zapytać o co mu chodzi jednak nie było mi to dane.
Joker nagle poleciał prosto w dół.

-----------------------
Jestem fatalną pisarką. Serio. Pegazy i jednorożce? Nie było mnie stać na coś lepszego? Nie ważne :D.
Więc witam Was w ten majowy poranek (rocznica mojej komunii ale cicho :D) i zanudzam Was moimi małymi twórczościami. No cóż... Jakimś cudem skończyłam rozdział 15 więc spokojnie, nie ma się o co martwić. Teraz kolejny tydzień lub dwa przesiedzę nad szesnastym :D.
Trzymajcie się ;*
Black Star

niedziela, 4 maja 2014

Liebster Award

No także zostałam nominowana przez: http://poza-naszymi-marzeniami.blogspot.com/
Wielkie dzięki dziewczyny ;)
Jest to moja pierwsza nominacja więc jakbym coś poknociła, przekabaciła itd. to niezmiernie przepraszam.

Nominację do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów
(informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

1. Jak masz na imię.?
Inga :)

2. Kolor pościeli.?
To znaczy... Taka biała ale z takimi niebieskimi i granatowymi kółeczkami. Ogólnie wygląda jakby ktoś zrobił to na "odwal się" ale ja ją uwielbiam :D. 

3. Ulubione powiedzonko z dzieciństwa.?
Kita, co oznaczało w moim języku piłka :D

4. Śpisz z misiem.?
Ale tylko jak się boję!

5. Zainteresowania ( min 2 ;p ).?
Pisarstwo od sierpnia 2013, a fotografia to tak naprawdę zawsze się gdzieś tam przeplatała w moim życiu. Moi dziadkowie do dzisiaj mają zdjęcie ,które im zrobiłam (jest naprawdę świetne, aż dziwię się ,że zrobiłam je zwykłą cyfrówką :D)

6. Słodycze czy owoce.?
Słodycze :3

7. Miasto czy wieś.? 
Zdecydowanie miasto, jednak uważam ,że zawsze musiałabym mieć jakąś działkę na wsi ,żeby odpocząć czasem od tego szumu i pośpiechu w mieście.

8. Czy chciałabyś/chciałbyś być robotem.?
Szczerze mówiąc to chciałabym. Mogłabym robić wszystko co mi się żywnie podoba i nic by mi się nie stało. A najlepiej by było gdybym umiała latać :D. 

9 Jak sądzisz, istnieją kosmici.? 
Oczywiście, że tak! A kto zbudował piramidy? :D

10. Gdybyś mogła/ mógłbyś być zwierzakiem, to jakim.?
Leniwcem :3. Farciarze tylko śpią i jedzą :D

11. Jakbyś mogła/ mógł w wieku 95 lat ( jeżeli dożyjesz xd ) polecieć w kosmos. Poleciałabyś/ poleciałbyś.?
Wydaje mi się ,że by mi się nie chciało, jednak gdyby było wygodnie w tej całej rakiecie to owszem. Kosmos od dziecka mnie fascynował.

Blogi ,które nominuje:
1. http://sick-with-love.blogspot.com/
2. http://ahiknow.blogspot.com/
3. http://rusz-wilczym-tropem.blogspot.com/
4. http://diary-ordinary-girl.blogspot.com/
5. http://my-imperfect-mind.blogspot.com/
6. http://pain-and-love-1d.blogspot.com/
7. http://onlyyoucanchangeme.blogspot.com/
8. http://love-death-who-win.blogspot.com/

Więcej blogów nie nominuje bo po prostu uważam ,że te blogi powyżej są świetne i na to zasługują :D.

Moje pytania:

1. Twoim marzeniem jest...?
2. Gdybyś mógł/a przeczytać myśli jednej osoby kto to by był?
3. Lubisz Igrzyska Śmierci?
4. Ulubiona książka?
5. Ulubiony autor książek? (o ile takowego posiadasz)
6. Jeśli teraz słuchasz jakiejś muzyki to jakiego utworu? A jeśli nie to jaki utwór/piosenkę ostatnio słuchałeś/aś?
7. Gdyby ludzie zniknęli na jeden dzień co byś zrobił/a? Wszelkie środki transportu, restauracje, sklepy są do twojej dyspozycji sterowane magicznymi siłami.
8. Jeśli mógłbyś/mogłabyś wybrać sobie jakąś "moc typu czytanie w myślach albo latanie to co by to było?
9. Kiedy masz urodziny?
10. Lubisz sok jabłkowy?
11. Gdybyś mógł/a być głównym/ą bohaterem/ką jakiejś książki kim byś był/była?

Zabawa rozpoczęta :D
Black Star

P.S. Nie obawiajcie się bowiem powiadam ,że wena wróciła :D. Niech żyje wena!