sobota, 15 marca 2014

Rozdział I

Założyłam swoje buty do biegania po czym narzuciłam moją ulubioną bluzę na ramiona. Musiałam jakoś odreagować ten stres. Jeszcze dzisiaj rano byłam normalna. Byłam normalną osobą i niczym się nie wyróżniałam pośród tłumu. Byłam równie biała jak inni. Teraz to nawet tego nie jestem pewna. Moje oczy nadal są piwne jednak to też nie jest pewne. Teraz to już nawet nie jestem pewna tego czy jabłko jest jabłkiem czy może butem? O czym ja dzisiaj myślałam? Co takiego specjalnego jest w tym dniu? Co ja takiego zrobiłam?
Poprawiłam jeszcze wysoką kitkę na czubku głowy i wyszłam z domu. Spojrzałam zupełnie inaczej na dzielnicę w ,której mieszkałam przez całe życie. A może to też jest wymyślone? Spojrzałam na słońce i nawet tego nie byłam pewna czy to rzeczywiście słońce czy po prostu jakaś wielka latarka. 
Nawet już normalnie z domu nie mogę wyjść przez to ,że Wiem. Dlaczego nie mogłam pozostać w tej błogiej niewiedzy? Dlaczego musiałam się wyróżnić? Całe życie walczyłam o to ,żeby być normalna a teraz co? Wszystko zburzyło się jak domek z kart. Nie ma już nawet czego zbierać. Wszystko zabrał wiatr.
Czuję jak wysiłek fizyczny koi mój zszargany umysł. Jeszcze jedna myśl i chyba wybuchnę. Nadmiar myśli jest czymś strasznym. Żeby je wyrzucić z głowy skutecznie musiałabym chyba wziąć młotek i ją sobie rozbić na malutkie kawałeczki. Innego wyjścia nie znam. O, mam kolejne pytanie do Boga kiedy umrę. Co zrobić ,żeby wyciszyć myśli? Pewnie to coś prostego czego nie może dostrzec prawie siedem miliardów ludzi.
Zauważam bawiącą się na placu zabaw małą Molly. Boże dziecko – anioł. Pamiętam jak kiedyś pilnowałam tej słodkiej brunetki ,żeby zarobić na prezent dla rodziców czym miał być tygodniowy pobyt w spa. Miałam im to dać na dwudziestą rocznicę ślubu jednak nie udało mi się uzbierać wystarczającej sumy dlatego kupiłam tacie nowy portfel a mamie - perfumy. Wiem ,że nie wyszukany prezent jednak nie stać mnie było na nic innego. Obiecałam sobie ,że sfinansuje im ten wypad do spa w przyszłym roku. Nawet tego już nie będę mogła zrobić.
-Cholera.- mówię do siebie.
Przyspieszyłam ,żeby zagłuszyć smutek ,który zaczął rozpowszechniać się po moim ciele. Czułam jak już moje mięśnie zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Nie mogę się teraz poddać. Prawdopodobnie nie będzie już lepszego momentu do biegania. Tam prawdopodobnie będzie to zabronione. Niedopuszczalne. Boże ja nie chcę! Dlaczego akurat ja a nie jakieś biedne dziecko z Afryki? Byłoby o wiele szczęśliwsze niż ja teraz. Miałoby dach nad głową i jedzenia pod dostatkiem. Już wolę moją durną szkołę z tymi wszystkimi idiotami i pustakami. 
Przystaję przy wielkim dębie posadzonym w samym środku mojego ulubionego parku. Jest naprawdę ogromny. Prawdopodobnie jest to jedno z najstarszych drzew w całym kraju. Nie jest ani znany ani pod ochroną bo nie jest Dość stary i wielki.W lato spokojnie pod jego gałęziami mieści się cała żeńska część mojej szkoły kiedy mamy wf. Nawet nauczyciele się do nas przyłączają i wtedy zanika ta nieprzyjemna więź nauczyciel- uczeń a pojawia się rozmowa dwóch znajomych osób.
Teraz pewnie już nigdy nie zobaczę tego drzewa. Przepadnie jak wszystko inne a wraz z nim moje wspomnienia i marzenia. Pewnie Tam zrobią ze mnie jakiegoś dziwoląga albo gorzej. Boże oby tylko było tam dobre jedzenie. A ty jak zwykle o jedzeniu. No dobra. Oby tam były wygodne łóżka.
Od razu zbieram się do drogi powrotnej. Nie mam zamiaru rozpłakać się a tylko ciągły bieg trzyma mnie w przekonaniu ,że wszystko jest dobrze. Biegam już od czterech lat prawie codziennie. Kiedy tylko mogę codziennie wieczorem biegam prawie po trzydzieści minut. Nie mam za dużo czasu jednak nigdy nie odpuszczam sobie treningu. Nie chcę wrócić do czasów kiedy byłam gruba i pryszczatą nastolatką. O nie, na pewno nie chcę tego.
Wybieram dłuższą trasę do domu chcąc grać na czasie. Nie chcę siedzieć w domu z zapakowanymi walizkami i czekać. Gapić się w zegar i słyszeć tylko ciszę. No dobra. Ciszę zakłócaną tylko telewizorem i krzątaniem się mamy w kuchni. Pewnie teraz to robią moi rodzice. Oglądanie meczu i pieczenie ciasta. Jak zwykle. Będzie im tylko lepiej jeśli mnie nie będzie. W końcu będą mogli zacząć żyć jak normalni ludzie. Będą mogli wyjść wieczorem na romantyczna kolację i będą mieli oczywiście dużo mniej wydatków. Same korzyści z mojego wyjazdu! Jest tylko jeden minus – ja nie chcę tam jechać.
-Ale kogo to obchodzi...- mówię do siebie a jakaś dziewczynka przygląda mi się uważnie i zastanawia się pewnie czy nie jestem psychicznie chora. Oczywiście ,że jestem! Kto normalny umie zapalić świeczki bez zapalniczki albo sprawić by długopis zaczął lewitować! Właśnie... Nikt. Tylko ja i może jeszcze paru dziwolągów z tej durnej szkoły.
Jak ja bym się chciała cofnąć do tej chwili kiedy do naszego domu weszła ta dziwna baba... Powiedziałabym ,że nie mogę zostać i wyszłabym. Moi rodzice nie patrzyli by na mnie jak na jakiś nieudany eksperyment naukowy tylko jak na swoją córkę...

Skończyłam czytać książkę i jak zwykle nie wiedziałam co myśleć. To tak jakby ktoś mnie wrzucił do innego świata. Zaczęłabym go poznawać a kiedy miałabym się już przyzwyczaić – ktoś mnie bezczelnie z niego zabrał. Jakby miał mnie przenosić jak lalkę Barbie.
Dużo ludzi nie rozumie dlaczego czytam tak dużo książek. Uważają je za coś nudnego i w ogóle nie zdolnego do wywołania uśmiechu na twarzy. Ci ludzie nigdy w życiu nie czytali książek innych niż lektury. Chociaż nawet lektury są czasem ciekawe. Pamiętam jak w podstawówce czytaliśmy 'Opowieści z Narnii'. Do dziś czytam wszystkie części co wakacje. To już chyba taki mój zwyczaj.
Biorę głęboki wdech i odkładam książkę na półkę ,która jakimś cudem się jeszcze nie zerwała pod ciężarem wszystkich powieści. Przejeżdżam palcem wskazującym po boku książki. Tak zawsze 'żegnam' się z książką. Chce jej w ten sposób powiedzieć ,że nie musi mnie męczyć po nocach ,żebym o niej nie zapomniała. Boże to brzmi jakbym rozmawiała z książkami... Chyba będę musiała nie długo zgłosić się do jakiegoś oddziału psychiatrycznego czy coś.
Uśmiecham się sama do siebie i spoglądam na telefon. Zero nowych wiadomości. No tak. Przecież nie jestem gwiazdą szkoły i nikt nie chce ze mną popisać... Jak ja to kocham.
Wychodzę ze swojego pokoju i od razu trafiam na malutki korytarzyk z parą innych drzwi oraz małymi schodami prowadzącymi na dół. Pomimo tego ,że mój dom jest mały to go uwielbiam. To tu się wychowałam. To tu stawiałam pierwsze kroczki. Tu to najprawdopodobniej pierwszy raz się uśmiechnęłam.
Na dole zastaje moich rodziców. Mój tata jak zwykle siedzi przed telewizorem i gra pewnie w Fifę a mama najpewniej szuka nowego przepisu w tych swoich czasopismach. Jest świetną kucharką. Jej dania są tak pyszne ,że nawet jak jest się pełnym to chce się więcej. Dużo razy jej mówiłam ,żeby otworzyła restaurację albo przynajmniej poszła do jakiegoś programu jednak ona zawsze odpowiadała 'Jak będę stara i nie będę miała pieniędzy to moją ostatnią deską ratunku będzie taka restauracja''. Tak więc to ,że moja mama zostanie właścicielką restauracji graniczy z cudem.
Kiedy chce usiąść na kanapie obok mojego taty i pooglądać jak gra, słyszę dzwonek. Wzdycham tylko i spoglądam na rodziców ,którzy patrzą teraz na mnie błagającym wzrokiem.
-No dobrze, otworzę!- mówię i idę w stronę pięknych, sosnowych drzwi. Zawsze wyobrażałam sobie jak króliczek wielkanocny podkłada pod nie jajka wielkanocne. Bycie dzieckiem jest piękne... Uwierzy się we wszystko co ci powiedzą.
Kiedy otwieram owe drzwi zastaję za nimi dość wysoką kobietę. Nie jest zbyt młoda ale też nie stara. Można powiedzieć ,że ma około trzydziestu pięciu lat. Ma piękne, długie blond włosy ,które opadają swobodnie na jej ramiona. Jej oczy są koloru czekolady. Zawsze lubiłam taki odcień tęczówek. Sama mam piwne oczy. Wszyscy mi mówią ,że to kolor podobny do czekoladowego jednak to jest jak rzucanie grochem o ścianę. Nienawidzę swoich oczu i tyle. Jest ubrana w miętową marynarkę i białą koszulę oraz ciemne jeansy a na jej nogach widnieją również miętowe szpilki. Jednym słowem nie pasowała do naszego domu.
-Dzień dobry...- zaczęłam niepewnie.- Em... Słucham?
-Zastałam twoich rodziców, Maggie?- bardzo zdziwiło mnie to ,że zna moje imię. Oczywiście to mogła być jakaś koleżanka mamy ze studiów ,która mnie widziała jak miałam jakieś trzy latka ale... Nie wyglądała tak. Nie tak wyglądają koleżanki mojej mamy.
-Tak...- powiedziałam nadal oszołomiona. Odchrząknęłam szybko i otworzyłam szerzej drzwi.- Proszę wejść.- boże zachowuje się jak jakaś sztywniara...
Kobieta uśmiechnęła się i weszła do domu. Zachowywała się dziwnie szczerze mówiąc. Wyglądała jakby przyszła tu tylko po to ,żeby na mnie popatrzeć. Jakby chciała mi zadać jakieś pytanie ale bała się. Ja mam do niej jedno pytanie. Czego boi się kobieta ,że nie może zadać pytania szesnastolatce?
-Mamo, to jest...- zaczęłam jednak nie wiedziałam jak skończyć. Mamo to jest jakaś kobieta ,która zna moje imię. Boże jak ja mogłam wpuścić obcą osobę do domu? Co z tobą nie tak Maggie?
-Nazywam się Elianna Lightwood. Jestem dyrektorką szkoły dla nadnaturalnie zdolnych.- mówi a ja widzę jak mój tata zatrzymuje swoją grę a mama wychodzi z kuchni.- Usłyszeliśmy ,że państwa córka ma zdolności nadnaturalne. Mogłabym z państwem porozmawiać?- czułam jakby ktoś właśnie zrzucił mnie z urwiska. Czułam jak bym spadała i spadała nie wiedząc co się dzieje ani kim jestem. Ja miałabym mieć zdolności nadnaturalne? No chyba sobie jaja robią...
Zauważam jak moja mama spogląda na kobietę i jakby próbuje sobie coś przypomnieć. Widzę jak składa usta w dzióbek. Zawsze tak robi gdy nad czymś intensywnie myśli. Nagle w jej oczach widzę pustkę. Znalazła i teraz próbuje przyswoić tą informację.
-Momencik.- mówi mama i zdejmuje fartuszek po czym bierze kobietę za ramię. Widzę ,że jest jakby zadowolona z przebiegu akcji i posłusznie wychodzi z mamą przed dom.
Nastaje cisza.
Spoglądam nerwowo na mojego tatę ,który chyba tak samo jak ja jest zszokowany tą całą sytuacją... Albo przynajmniej dobrze udaje. Odwracam się w stronę drzwi i mam ochotę usłyszeć o czym moja mama rozmawia z tajemniczą kobietą jednak nie jest to takie proste. Moi rodzice specjalnie wybudowali mocne ściany i drzwi ,które miały nie przepuszczać dźwięku z ulic Londynu. Och jak ja bym chciała usłyszeć o czym rozmawiają.
Szkoda ,że nie mam nadnaturalnego słuchu.
Siadam przy stole i zaczynam bawić się nerwowo długopisem ,który akurat został moją ofiarą. W pierwszym momencie chciałam wybuchnąć śmiechem na słowa tajemniczej kobiety. No bo proszę was. Zdolności nadnaturalne? Przecież nie cieknie mi ślina na widok stłuczonego kolana i nie mam też pięknych różowych skrzydełek. No bez przesady. Jednak coś w wyrazie twarzy mamy podpowiadało mi ,że to nie są żarty. To wszystko dzieje się naprawdę no ale co takiego jest we mnie niezwykłego? Przecież nie zmieniam się w wilkołaka co pełnię ani...
-Co u diabła...?- słyszę głos mojego ojca przez co podnoszę wzrok na niego i widzę jak przypatruje mi się wzrokiem pełnym niedowierzania. Jakbym miała małpę na głowie. Spoglądam w miejsce w ,którym wzrok utkwił mój ojciec i zauważam o co mu chodziło...

Długopis ,którym się bawiłam zaczął lewitować.

------------------------------------------
No to jest pierwszy rozdział...
Kurcze nie wierzę ,że moje prace są wreszcie w internecie!
Zrobiłam chyba z dziesięć kółek po pokoju bojąc się wstawić ten rozdział a i zmieniałam go chyba tysiąc razy ;).
Drugi rozdział pojawi się jakoś w środku tygodnia.
Mam nadzieję ,że choć trochę spodobało Wam się to coś powyżej :).
Do napisania!
Black Star

5 komentarzy:

  1. Boski ^.^ Świetny 1 rozdział, nie mogę się doczekać następnych :))

    Zapraszam do mnie na prolog --> http://onlyyoucanchangeme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się.!! Kocham książki/opowiadania fantasy. Będę czytać. <33 Czekam nn. ;3

    OdpowiedzUsuń
  3. supcio ;) czekam na nn ;p
    Zapraszam do siebie na nowy rozdział www.niebieskookiecudo.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń