sobota, 29 marca 2014

Rozdział 5

-Mówiłeś ,żebym na ciebie nie czekała!- mówi Diana kiedy już stoję o własnych nogach na ziemi.
-Diana...- westchnął Erik.- Chyba musisz powtórzyć lekcje z komunikacji.- mówi i staje przede mną.
Jest to dosyć przystojny mężczyzna. Inaczej. Jest to mężczyzna ,za ,którym szaleją nastolatki ,które dopiero wyszły z podstawówki. Żałosne. Nigdy nie rozumiałam tego. Co tacy faceci robią w szkołach? Fakt, jego blond włosy są naprawdę piękne, a zielone tęczówki wręcz hipnotyzują ale no bez przesady.
-Nic ci nie jest?- mówi do mnie po czym się uśmiecha.- Jestem Erik Apolskis. Nauczyciel Komunikacji Magicznej w skrócie – KM.- niech on przestanie się uśmiechać. To się robi denerwujące.- A ty musisz być...
-Scofield Maggie.- odpowiadam.
-To ty jesteś tą nową o ,której wszyscy mówią.- zaśmiał się jednak mi wcale nie było do śmiechu.
Oczywiście nie zważając na to ,że po mojej ręce krążyły różne kolory tęczy, a nade mną wirowały walizki otoczone różową poświatą to wszystko wyglądało normalnie. Dość. No i jeszcze możemy dodać do tego wszystkiego latającą wróżkę nade mną. Tak. To jest normalne miejsce na rozmowę.
Trafiłam do wariatkowa.
-Maggie! Chodź pokażę ci pokój!- krzyczy Diana.
-Dasz sobie radę?- pyta się mnie Erik.
-Nie mam trzech lat.- odgryzam się i idę Schodami na górę. Oczywiście nie mam pewności co do tego ,że za chwilę te schody nie zaczną falować albo nie zamienią się w schody ruchome albo nie zaczną się mienić tęczą. Na wstępie powinni powiedzieć ,że tutaj nic nie jest pewne.
Kiedy jestem na górze wcale nie było tak źle. Schody stały jak stoją i lepiej niech tak zostaną. Rozglądam się za Dianą jednak nigdzie nie mogę jej znaleźć.
-Maggie!- słyszę jej krzyk. Zauważam ją na drugim końcu korytarza.
-Świetnie.- mówię do siebie.
Biegnę przed siebie w stronę Diany jednak korytarz jakby ciągle się wydłuża. Ściany są oświetlone tylko świecami przez co czuję się jak w jakimś zamku. Sądząc po odległościach drzwi pokoje tu muszą być naprawdę wielkie. O ile to tu są pokoje bo jak mówiłam... Tu niczego nie jestem pewna.
-Wiem te korytarze są straszne.- śmieje się Diana. Spoglądam w dół ,żeby zobaczyć czy moje walizki są nie uszkodzone jednak... Ich nie ma.
-Gdzie są moje walizki?- mówię przestraszona. Co jak co ale naprawdę kocham moje książki.
Diana spojrzała na mnie jak na wariatkę.
-Ty naprawdę myślałaś ,że tu będziesz mieszkać?- zaśmiała się.- Zapomnij. To jest budynek lekcyjny. To znaczy to jest budynek lekcyjny i teoretyczny. To tutaj poznasz samą teorię magii.
Chyba zaraz puszczę pawia.
-No to.. Co my tutaj robimy?- mówię nieco przestraszona.
-Och nie bój się. Lekcje już prawie dobiegają końca ale Elianna poprosiła mnie ,żebym zaprowadziła cię na lekcje Teorii. Nudne to ale dasz sobie radę.- uśmiecha się a ja czuję ,że robię się cała blada. Przecież jest już po osiemnastej! I do tego nie ma jeszcze roku szkolnego! Są wakacje!
Diana siłą wepchnęła mnie do sali i dosłownie osłupiałam.
-Profesorze Frankson to jest nowa uczennica Maggie Scofield.- mówi Diana za mnie a ja nie mogę oderwać oczu od ludzi... Istot ,które siedzą najnormalniej w świecie w ławkach.
Pierwsze co rzuca mi się w oczy to wróżki takie jak Diana. Ich skrzydła mają naprawdę przeróżną barwę. Ich oczy również są tak wielkie jak Diany jednak nic nie mówię. Następnie rzucają mi się w oczy skrzydła dziewczynki siedzącej w pierwszej ławce. Wyglądają jak u anioła. Pokryte białymi piórami teraz jakby są schowane na plecach dziewczynki ,która ma blond włosy. Zauważam również chłopaka z czarnymi skrzydłami jednak nawet nie chcę zgadywać o co chodzi. Siedzą tu też dziewczyny z łukami i mieczami. Dostrzegam również chłopaka z toporem.
Chyba zaraz zemdleję.
Reszta klasy wydaje się dość normalna. No dobra. Wszyscy mają mundurki składające się z albo spódniczek albo spodni i granatowych marynarek z wyszytym logiem Akademii.
-Witaj Maggie w Akademii Magii!- krzyczy staruszek za biurkiem. Zauważam ,że on również jest normalny na swój sposób. Na szczęście.- Zajmij miejsce koło Amandy, proszę.- mówi.
Jak bym miała wiedzieć kim jest Amanda...
Stoję tak i nie wiem co mam zrobić aż jakaś dziewczyna nie zaczyna mi machać.
Uśmiecham się widząc ,że ta cała Amanda nie ma ani skrzydeł ani topora czy miecza ani skrzydełek aniołka. Jest normalna. Ma blond włosy do ramion ,które lekko się falują jednak nie to przyciąga moją uwagę. Jej oczy wydają się takie inne. Nigdy jeszcze nie widziałam nikogo ze złotymi tęczówkami.
Tu wszystko jest możliwe.
Chyba tak.
-Hej jestem Amanda.- szepcze do mnie dziewczyna i podaje mi rękę.
-Maggie.- odpowiadam nadal oszołomiona jej tęczówkami.
-Teoria Magii jest okropnie nudna ale radzę ci słuchać na pierwszych lekcjach. Potem możesz już sobie dać spokój.- śmieje się i zaczyna rysować w swoim zeszycie. Zauważam ,że rysuje wilka. Po raz drugi mam ochotę zemdleć. Jeszcze nigdy nie widziałam ,żeby ktoś tak rysował. Jego łapy były perfekcyjne. Mogłoby się zdawać ,że on istnieje naprawdę.
-Teoria Magii jest trudna.- mówi ten cały profesorek.- Ale za to jaka interesująca!- cała klasa się zaśmiała.- No dobrze, dobrze. Więc czym jest Magia?- profesorek zaczął chodzić po klasie.- Magia jest czymś pięknym. Ludzie nie wierzą ,że coś takiego istnieje, a jeśli już to wierzą w iluzję. Na pewno każdy z was był na tandetnym występie iluzjonistycznym gdzie „magik” przecina partnerkę na pół. Po występie okazuje się ,że tak naprawdę w skrzyni były dwie kobiety.
Spoglądam na rysunek Amandy ,który teraz zaczyna nabierać kolorów. Przez chwilę mam wrażenie jakby wilk się poruszył jednak wiem ,że to niemożliwe. Spoglądam ukradkiem na prawą rękę chcąc zobaczyć czy kolory mojego tatuażu już ustały jednak to na nic. Mam wrażenie jakby barwy krążące po liniach tatuażu nasiliły się. To wszystko wydaje się wyraźniejsze i takie... Nie istniejące...
-Teraz pytanie. Jaka jest różnica między czarodziejem a magiem?- pyta się profesorek. Dziewczynka ze skrzydłami podnosi rękę.
-Mag jest to zupełnie inny rodzaj istoty od czarodzieja. Mag panuje nad wszystkim co możliwe do zobaczenia natomiast czarodziej panuje nad wszystkim. Nad niewidzialnym i widzialnym. Przykładem tego może być to ,że czarodziej potrafi zatrzymać czas czy sprawić ,że wszystkie dźwięki na ziemi ustaną czego mag nie potrafi.
-Bardzo ładnie Zoey.- uśmiecha się do dziewczynki profesorek.
Czuję jak kręci mi się w głowie. Pewnie to jeden z tych moich snów ,które mam zawsze po skończeniu książki o tematyce fantastycznej.
Rzeczy widzialne i niewidzialne?
Bzdura.
Mam ochotę stanąć na ławce i zacząć krzyczeć ,że oni wszyscy są nienormalni lub chorzy psychicznie jednak obawiam się jednego. Może to ja jestem chora psychicznie? Może tak naprawdę teraz siedzę w białym pokoju bez klamek i okien w białym ubraniu próbując sobie wyobrazić coś innego? Może naprawdę to ja jestem psychicznie chora. No bo błagam was. Przecież Magia i wróżki nie istnieją. Rodzice już dawno mnie o tym powiadomili.
-Tak jak Zoey mówiła różnica między magiem a czarodziejem jest wielka i niewielka. Człowiek nie może wyobrazić sobie rzeczy niewidzialnych dlatego my, jako istoty, przewyższamy ich inteligencją. Wiemy ,że jesteśmy od nich potężniejsi i nasi przodkowie byli na tych ziemiach jako pierwsi jednak dawno temu został zawarty pakt między człowiekiem a Deliverem.
-Kim?- wymsknęło mi się przez przypadek.
Cała klasa spojrzała na mnie jak na idiotkę a ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Powiedziałam coś nie tak?
-Musi się panienka jeszcze wiele nauczyć.- profesorek się uśmiechnął.- Deliver jest naszym można powiedzieć Bogiem. Jednak nim nie jest. - świetnie się zapowiada. Bóg nie Bóg. Naprawdę inteligentne...- Nie stawia nam żadnych żądań jak Bóg ludzi, nie mamy żadnych obowiązków. On po prostu jest. Jest najpotężniejszą istotą jaka żyła na tej ziemi. Jest on połączeniem i łowcy i wilkołaka i czarodzieja i wróżącego.
Chyba zaraz zemdleję.
-Miliony lat temu człowiek złożył porozumienie z Deliverem.- chciałam coś dodać jednak profesorek uciszył mnie skinieniem ręki.- Wiem ,że panienkę uczyli w szkole ,że człowiek rozumny zaistniał jakieś 190 tys. lat temu jednak to nie prawda. To wszystko jest wymysłem Delivera. Jest to naprawdę mądry człowiek.- mówi.- Wracając... Porozumienie polegało na tym ,że istoty miały nie wtrącać się w sprawy ludzi, a ludzie mają nie wiedzieć nic o istnieniu istot co nie jest takie trudne.
Przypominam sobie co powiedziała Elianna o moim ojcu ,że on już mnie nie pamięta. Co ona mu zrobiła? Czy to właśnie miał na myśli profesorek mówiąc o tym ,że ludzie mają nic nie wiedzieć o istnieniu istot co „nie jest takie trudne”. Również „nie jest takie trudne” zabić kogoś, profesorku.
-I tak przez miliony lat ludzie nie wiedzieli i nie będą wiedzieć o istnieniu istot. My za to będziemy się nadal szkolić.
Ciekawe po co?

-Radzę panience po kolacji, pójść do biblioteki i wypożyczyć „Dzieje istot”.- uśmiecha się do mnie i wraca do lekcji. Pożyczam długopis od Amandy ,żeby zapisać tytuł tej książki i słucham do końca lekcji. Ta teoria magii jest beznadziejna.

--------------------------
No i mamy rozdział 5! Jejku już tak daleko to zaszło :D (powiedziała ta co ma na blogu ledwo pięć rozdziałów...).
No więc mamy pierwszą lekcje Maggie w Akademii. Teoria Magii... Ciekawa czy nie? :D. Poza tym podoba Wam się Erik? Oczywiście nie jest on postacią na jeden rozdział. Już nie długo (za parę rozdziałów) Maggie pozna KM ale do tego czasu... :D Coś dla Was przygotowałam :D.
Więc piszcie w komentarzach wasze opinie o tym rozdziale bo jest to dla mnie naprawdę ważne. Jest to mój pierwszy blog z opowiadaniem dlatego naprawdę chciałabym poznać opinię osób "doświadczonych" ale również każdego innego :).
Więc trzymajcie się cieplutko i do wtorku!
Black Star

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 4

Nie wiem od ilu już jedziemy. Wiem ,że minęliśmy już chyba tysiąc stacji benzynowych i kilkadziesiąt McDonaldów na autostradzie. Zaraz dostanę szału. Prosiłam Eliannę o to ,żebyśmy się zatrzymały chyba wieki temu a ona nic! Wredna jędza.
-Ty masz świadomość tego ,że ja cię słyszę prawda?- westchnęła Elianna.
-Och to może od razu zacznę myśleć na głos co? Może to byłoby najlepszym rozwiązaniem.- opadłam bezsilnie na siedzenie. O, kolejny McDonald.
-Maggie, mówię tylko to ,że nazywanie mnie „wredną jędzą” w niczym ci nie pomoże. Nie wrócisz już do domu. Nie po tym co dzisiaj zobaczyłam.- prychnęłam.
-Więc możesz mi wytłumaczyć jeszcze raz co zrobiłaś z moim tatą i sąsiadami ,że mnie nie pamiętają?- powiedziałam z jadem w głosie.
Zamknęłam swoje dwie walizki i omiotłam wzrokiem mój pokój. Zabrałam ze sobą prawie wszystko. Książki, zdjęcia, pamiątki, plakaty i ulubione ubrania. Elianna powiedziała ,że na miejscu dostanę mundurki jednak ja wolałam zabrać coś swojego. Poza tym mam nadzieję ,że nie będę musiała nosić tych głupich spódniczek w kratkę i durnych koszuli. Na to się nie zgodzę. Spalę je razem z Elianną na stosie.
Kiedy schodzę na dół zastaję swoją mamę i Eliannę jak o czymś szeptem rozmawiają. Ciekawe o czym?
-No to możemy jechać?- pyta się mnie Elianna.
-Tylko pożegnam się z tatą.- mówię i idę do dużego pokoju gdzie mój ojciec gra w Fifę. Jak zwykle koło jego stóp leży miska z popcornem i pepsi. Ma na sobie tą czerwoną koszulkę ,którą zawsze zakłada jak gra. Uważa ,że to pomaga mu wygrać. Próbuję zapamiętać tatę takiego jaki jest. Nie jako przerażonego ojca ,który na widok swojej córki dostaje zawału.
Siadam koło niego na kanapie i zauważam ,że staruszek właśnie strzela gola. Pauzuje grę i patrzy się na mnie.
-Kim pani jest?- mówi a ja czuję jak moje serce momentalnie staje w miejscu.
-Słucham?- mówię czując łzy w oczach.
-Co Pani robi w moim domu?- tata odkłada pada na stolik i wpatruje się we mnie zaciekawionym wzrokiem podczas gdy ja mam łzy w oczach. Czuję jak moje całe ciało sztywnieje a oddech przyspiesza.
-Żartujesz sobie?- mówię z łzami w oczach. Boże to się nie dzieje naprawdę.
-Maggie chodź już.- mówi Elianna trzymając mnie za ramiona. Mój ojciec nadal mi się przypatruje jednak od razu włącza Fifę i świat dla niego nie istnieje.
Chcę krzyknąć na cały głos jednak nie mogę. Czuję ,że to nic nie da.
-Maggie wszyscy w sąsiedztwie i w ogóle cię nie znają. Tak jest lepiej dla ciebie.- mówi Elianna kiedy stoimy już w korytarzu.
Biorę głęboki wdech próbując się uspokoić.
To nic nie daje.
Czuję pierwsze łzy spływają po moich policzkach.
-Oj Maggie nie maż się już i jedź.- mówi moja mama.
Spoglądam na kobietę ,która przez tyle lat była mi najbliższą osobą. Spoglądam na nią wzrokiem pełnym niedowierzania.
-Że co?- mówię zaskoczona.
-Idź już stąd.
Nie wierzę ,że patrzę na tą samą kobietę ,która jeszcze dzisiaj rano obudziła. Nie wierzę ,że to ta sama kobieta ,która zawsze była dla mnie życzliwa i pełna ciepła.
Nie wierzę.
Po prostu nie wierzę.
-Musisz.- mówi Elianna patrząc mi prosto w oczy.
Powstrzymuje się od płaczu i biorę moje walizki nie oglądając się za siebie.
Nikt mnie tu nie pamięta.

-Ech...- wzdycha Elianna.- Musisz zrozumieć ,że to dla twojego dobra. W innym przypadku sąsiedzi zaczęli by zadawać pytania a twój ojciec nie mógłby się z tym pogodzić. On tego nie rozumie.
-A co z moją mamą?- pytam. Kolejny McDonald.
-Przestań liczyć te McDonaldy.
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-I nie odpowiem.- mówi i na tym rozmowa się ucina.
Świetnie.

-Witaj Mickey.- mówi Elianna do jakiegoś ochroniarza.
Spoglądam na dosyć wysokiego bruneta ,który właśnie zagląda przez szybę. Już go nie lubię. Z resztą jak wszystkich tutaj.
-Nowa?- nie stara a co? Wzdycham tylko z powodu głupoty tego ochroniarza i spoglądam przez okno.
Szczerze powiedziawszy to nie jest to elitarna szkoła w samym centrum Londynu. Nie ma wokół pięknych drapaczy chmur ani tłumu ludzi z telefonami przy uchu. Są tu tylko drzewa. Do wyboru, do koloru. Nigdy nie lubiłam biologi dlatego rozpoznaję tylko brzozy i sosny. Tyle. Widzę też inne rodzaje drzew jednak one nie za wiele mi mówią. Nie ma tu nawet drogi asfaltowej. Tylko durna dróżka ,która nijak przypomina wjazd do tej całej „Akademii”.
Już mi się tu nie podoba.
Po chwili Elianna rusza autem i żegna się z „Mickeyem”. Wcale nie przypomina Myszki Mickey. Wręcz przeciwnie. Wyciągam z kieszeni komórkę i zauważam ,że jechałyśmy dobre pięć godzin. Świetnie. Gdzie ona chce mnie wywieźć? Do Francji? Hiszpanii?
Spoglądam na Eliannę chcąc zobaczyć co myśli o moich myślach jednak ona uważnie prowadzi auto. Może jak zacznę na nią wrzucać to wreszcie jakoś zareaguje? W mojej głowie zaczynają pojawiać się najgorsze wyzwiska pod adresem Elianny jednak ona nic sobie z tego nie robi. To dziwne.
Musiała poczuć na sobie mój wzrok bo odwróciła się w moją stronę. Nie wiem dlaczego ona się tak uśmiecha.
-Możesz sobie mnie wyzywać w myślach do woli jednak wiedz ,że na terenie Akademii nie mogę zajrzeć ci do głowy.
Cholera.
A tak chciałam ,żeby usłyszała to co o niej myślę. Pewnie nie długo będę miała okazję do tego. Na bank. Jeszcze stąd ucieknę i zamieszkam w Ameryce. Głupi babsztyl mnie tam nie znajdzie.
Kiedy jedziemy chyba polną drogą od ponad dwudziestu minut zaczynam się nieco obawiać o moją ucieczkę. Jeśli autem droga do tej całej Akademii trwa ok. 20 minut od samej bramy to ile zajmie to na pieszo? Przez moje ciało przechodzi lodowaty dreszcz jednak wiem ,że nie mogę się poddać. Jeszcze stąd ucieknę.
Drzewa zaczynają się przerzedzać aż ukazuje mi się Akademia.
-O w dupcię Gandalfa...- mówię widząc ogrom tego budynku.
-Witaj w Akademii Magii.- mówi Elianna jednak ja już jej nie słucham.
Zamiast tego przyglądam się budynkowi z czerwonej cegły. Jest on wielki. Ma może z cztery piętra i... I jest ogromny. Wielkie okna dodają temu wszystkiemu jeszcze większego uroku. Przed budynkiem znajduje się fontanna. Jest ona wielka. Dosłownie basen w mojej starej szkole. Nie wiem czy mi się to wydaje czy nie ale woda jest jakby kolorowa. Raz jest normalna a zaraz potem mieni się wszystkimi kolorami tęczy. Po środku fontanny jest posąg dwójki ludzi. Kobiety i mężczyzny. Oboje są jakby zwróceni twarzą ku sobie. Kobieta jakby chce przekazać mężczyźnie kryształową kulę ,która również zdaje się mienić kolorami tęczy natomiast facet próbuje przekazać jej coś podobnego do berła ,które jest całe czarne. Dziwne...
Kiedy Elianna parkuje auto zauważam ,że Akademia nie składa się z tylko jednego budynku. Jest ich dużo więcej. Po prawo widać dwa mniejsze od pierwszego jednak nadal są ogromne a po lewo jest kilkanaście jakby domków ,które również emanują swoją wielkością.
Wysiadam z auta nie mogąc nadal oderwać oczu od fontanny ,która jest dla mnie jedną wielką zagadką. Dlaczego wydaje mi się ,że woda mieni się tęczowymi kolorami? Dlaczego to berło jest czarne? Co symbolizuje kryształowa kula? Co symbolizuje i mężczyzna i kobieta?
Za dużo pytań.
Otworzyłam bagażnik ,żeby wziąć moje walizki. Elianna tylko mi się przypatrywała.
Mogłabyś pomóc wredna żmijo.
-Chodź.- mówi kiedy wyciągam bagaże. Dziwię się ,że nie zamyka auta jednak nic już nie mówię. U mnie w szkole nie uszłoby to płazem. Za ok. pół godziny nie miałaby siedzeń i całej zawartości auta. Wiem bo sama kiedyś wyrządziłam taką 'sztuczkę' mojemu dyrektorowi.
Drzwi Akademii na pewno nie wyglądają jak w mojej szkole. Są to raczej duże, drewniane drzwi ,które zdają się mieć po sto lat. Nie wiem czy sama mogłabym je przesunąć.
Elianna jednak nie ma z tym najmniejszego problemu. Wokół niej wytwarza się jakby złota otoczka ,która jest najbardziej widoczna wokół jej rąk. W pierwszej chwili miałam ochotę się przeżegnać jak to moja katechetka mnie uczyła jednak dałam sobie spokój.
Złota otoczka nagle powędrowała w stronę drzwi ,które po chwili stały przed nami otworem.
Nikt nie musiał mi mówić ,że moja szczęka dotyka ziemi.
Elianna tylko uśmiechnęła się i weszła do środka. Nadal jej nie lubię dla jasności. Popisuje się jak dziecko w podstawówce. Mimo wszystko ty tak nie umiesz.
To fakt.
O ile zewnętrzna część budynku była dla mnie zachwycająca to wnętrze przewyższa wszystkie moje oczekiwania. Czuję się jak w jednym ze starych filmów ,które oglądaliśmy zawsze na angielskim.
Przede mną rozciągały się piękne drewniane schody ,które pokrywał czerwony dywan. W niczym on tu nie zawadzał jak w mojej szkole. Tu pasował idealnie. Czułam się jakbym trafiła do średniowiecza. Wszystko tu było tak autentyczne i niepowtarzalne ,że umiałam tylko westchnąć z zachwytu.
-Dzień dobry Elianno!- krzyknęła jakaś kobieta. Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam coś w rodzaju recepcji.
Recepcja w szkole? To Akademia, ośle.
Mimo wszystko to i tak nie wyjaśnia po co im ta recepcja.
Kobieta ,która krzyknęła do Elianny była niską brunetką. Jednak coś w jej wyglądzie mi nie pasowało. Jej oczy jakby były inne. Były dużo za duże. Wydawało mi się ,że... Że jest chora psychicznie.
Podeszłam bliżej i o mały włos nie przewróciłam się ze strachu. Teraz to już musiałam się przeżegnać bo to co właśnie widzę jest niemożliwe.
Z pleców kobiety wyrastały jakby skrzydła. Były one koloru niebieskiego i wyglądały dokładnie jak w disnejowskich bajkach. Mieniły się przy każdym ruchu i wyglądały tak jakby za chwilę miały się złamać bo są tak cienkie i kruche.
-Och ty musisz być Maggie Scofield!- krzyczy kobieta i wychodzi za swojego biurka przez co mogę się bliżej przyjrzeć jej skrzydłom. Boże jak to głupio brzmi.
-Diano zaopiekujesz się Maggie?- mówi Elianna.
-Oczywiście ,że tak!- uśmiecha się do mnie a ja jestem zbyt przerażona ,żeby cokolwiek zrobić.
-Widzimy się po kolacji Maggie!- krzyczy Elianna i znika w korytarzu przez co zostaję z „Dianą” sam na sam. Wolałabym ją mimo wszystko nazywać wróżką albo chociaż skrzydlatą jednak to chyba nie jest tu normalne.
-Poczekaj chwilę to zawołam Ericka ,który zaniesie twoje bagaże.- uśmiecha się słodko i zamyka oczy. Chyba ona powiedziała ,że go zawoła prawda? Normalnym było by gdyby teraz wzięła telefon albo krzyknęła jednak... Ona tylko coś mruczy pod nosem.
Coraz mniej mi się tu podoba.
-Kurcze nie może przyjść.- mówi Diana a ja wybałuszam na nią oczy. Przecież ona nic nie zrobiła!- Musisz się jeszcze wiele nauczyć a teraz proszę nie zemdlej.- mówi a ostatnie słowa wypowiada śmiertelnie poważnie co nie pasuje do jej różowych skrzydełek Barbie. No dobra niebieskich skrzydełek Barbie.
Jeśli sprawi ,że moje walizki teleportują się do mojego pokoju to powinnam wytrzymać. Powinnam.
Wokół Diany zaczęła wytwarzać się niebieska otoczka ,która tym razem skupiła się bardziej przy skrzydłach i rękach. Nagle zaczęła mnie swędzić ręka na ,której wytworzył się mały tatuaż świeczki. To oderwało mój wzrok od Diany ,która teraz coś tam robiła. Spojrzałam na rękę i momentalnie poczułam jakbym miała zemdleć. Tatuaż zamiast być złoty jak powinien zaczął zmieniać kolor. Jakby po liniach świeczki przepływała krew ,która co chwilę zmieniała barwę. Mój palec wskazujący mienił się kolorami tęczy a ja nie wiem dlaczego.
Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na Dianę. Ta cała skrzydlata panienka teraz wisiała w powietrzu. Dosłownie. Moich walizek nie było już koło mnie a były w powietrzu tuż nad moją głową otoczone również niebieską otoczką.
Poczułam jak świat zaczyna mi się kręcić przed oczami.
Nie wytrzymam tutaj.
Nogi nagle odmówiły stania i nagle zaczęłam spadać w dół.
Kiedy już czułam ,że spotkanie z podłogą jest nieuniknione poczułam jak łapią mnie dwie silne ręce.

-Diana!- krzyknął ktoś za mną.- Mówiłem ci ,żebyś poczekała!

----------------------
No i jest rozdział czwarty. Kurcze aż nie wierzę ,że AŻ TYLE wytrwałam na tym blogu.
Jak Wam się podoba rozdział czwarty? Postać Diany już jest w bohaterach a... A tajemniczy KTOŚ pod koniec rozdziału też tam jest ale pamiętajcie... Nie wiecie tego ode mnie ;D.
Więc tak... Obraz Akademii jako taki jest. Nie jest to idealna kopia moich wyobrażeń bo takowa w ogóle nie istnieje ale... Akademia wygląda podobnie do tego. Nie wiem czy dzięki temu możecie sobie wyobrazić Akademię. Proszę napiszcie czy chcecie ,żeby obrazki były stałym gościem w rozdziałach czy nie ;).
No i oczywiście wyrażajcie swoją opinię ;).
Do napisania!
Black Star


sobota, 22 marca 2014

Rozdział 3


Więc takim oto sposobem wracam do domu w ,którym moja mama pewnie rozmawia z Elianną i przy okazji pakuje moje rzeczy. Mój tata pewnie poszedł do sąsiada napić się bo nie rozumie tego wszystkiego równie dobrze jak ja. Sama chciałabym pójść do jednej z moich koleżanek, obejrzeć film i pośmiać się z tego co dzisiaj się stało. Oczywiście już nigdy w życiu nie będzie mi to dane. Będę się musiała kisić w jakiejś Akademii. Na dobrą sprawę nawet nie wiem gdzie jadę.
A co jeśli to wszystko jest jakąś sztuczką? Co jeśli tak naprawdę jestem w ukrytej kamerze? Przecież to niemożliwe ,żeby nagle długopis zawisł w powietrzu albo świeczki zapłonęły nagle żywym ogniem. Takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach Disneya. No i jeszcze w książkach fantastycznych ale nie w realnym świecie!
Powoli przed moimi oczami zaczął ukazywać się mój kochany domek. Mały ale ciepły. Tylko to się zawsze liczyło. Na podwórku zauważam moją ukochaną huśtawkę z dzieciństwa. Pamiętam ,że dostałam ją na szóste urodziny. Mój tata oczywiście siłował się dwa dni ,żeby ją złożyć aż przyszedł sąsiad ,który postawił całą huśtawkę w trzy sekundy. Albo mniej.
Zwalniam kiedy dobiegam do furtki ,która jest zardzewiała bardziej niż cokolwiek innego u nas w domu jednak jak to mój tata mówi 'W tym domu wszystko jest zepsute'. Trzymam się tej wersji.
Stojąc pod drzwiami własnego domu nie wiem jak się zachować. Powinnam zapukać? Poczekać aż mama otworzy mi drzwi i zaprosi mnie do środka? Albo może jak zwykle wejść do domu i z brudnymi butami usiąść na kanapie? Albo może powinnam wejść oknem do mojego pokoju? Ta opcja wydaje się najodpowiedniejsza. Nie mam ochoty na spotkanie z Elianną. Wolę unikać jej osoby ile się tylko da.
Podchodzę pod okno mojego pokoju ,który jest na pierwszym piętrze jednak nie robi mi to większej różnicy. Wiele razy wymykałam się po nocach z domu ,żeby poobserwować gwiazdy w parku. Jest on tak duży ,że nawet światła Londynu nie docierają do jego środka. W takie noce wchodziłam na ten wielki dąb i po prostu patrzyłam w gwiazdy. Odkąd pamiętam zawsze fascynowały mnie gwiazdy. Uwielbiałam przesiadywać z moim dziadkiem na wsi gdzie mamy działkę. Moi rodzice zawsze zabierali mnie mówiąc ,że się przeziębię jednak ja i tak nie spałam i patrzyłam się w te piękne, malutkie punkciki na czarnym niebie.
Wspięłam się na rosnące drzewo koło mojego domu i po chwili siedziałam już na gałęzi naprzeciwko mojego okna. Cholera. Przecież okno może być zamknięte. Tak. To właśnie jestem ja. Działam a potem myślę.
Gdybym mogła pewnie strzeliłabym sobie mocnego kopa w tyłek jednak cóż... Nie widzi mi się spaść z tej wysokości. Może mogłabym zrobić to wodoo i otworzyć okno? Zaśmiałam się na samą myśl o tym.
Dobra trzeba zacząć myśleć jak najprościej i jak najnormalniej. Przecież nie będę siedziała na tym drzewie do końca dnia. Prędzej czy później ta durna Elianna by mnie znalazła i cały plan diabli by wzięli. W końcu pani dyrektor umie czytać w myślach. Rozumiem ,że w tej durnej Akademii kiedy coś zniknie, Elianna wchodzi do głowy uczniom i szuka sprawcy tak? Po prostu świetnie. Trzeba wykombinować coś innego.
Nie pozostało mi nic innego jak po prostu skoczyć na dość obszerny parapet i modlić o to ,żeby okno było otwarte. Odbiłam się najlepiej jak umiałam od gałęzi i już po chwili stałam na parapecie modląc się o to ,żeby okno było otwarte. Popchnęłam leciutko okno i... i nic się nie stało. Wzięłam głęboki wdech próbując się uspokoić i popchnęłam okno dużo mocniej.
-Jest!- krzyknęłam może odrobinę za głośno kiedy ten przedmiot diabła się otworzył. Szepnęłam jeszcze szybko 'dziękuję' do tego co postanowił mi już bardziej nie uprzykrzać życia i wślizgnęłam się prosto do mojego pokoju.
Oczywiście w moim pokoju jak zwykle panował artystyczny nieład jednak inaczej nie umiałam się poruszać po moim małym królestwie. Albo jak kto woli – Bagno. Kiedy był wysprzątany nic nie mogłam znaleźć i ogólnie czułam się źle. Taka jestem.
-Rozumiem ,że wchodzenie drzwiami stało się nudne tak?- słyszę głos Elianny i o mało co nie dostaje zawału. Odwracam się w stronę łóżka i zauważam ją. Co ona robi w moim pokoju?- Otóż chciałam tu na ciebie poczekać i zobaczyć jaki wystrój lubisz.
-Świetnie.- mruknęłam.- Czy możesz przestać mi czytać w myślach?- powiedziałam wściekła. Mimo wszystko wolę ,żeby moje myśli nigdy nie znalazły się niczyjej innej głowie.
-Mogę.- odpowiada.- Jednak tylko wtedy kiedy staniemy za murami Akademii.
-Świetnie.- mruknęłam do siebie.- I tak pewnie nie pozostawisz mi wyboru więc za ile mam być gotowa do opuszczenia mojego domu w ,którym się wychowałam tylko po to ,żeby dać się zamknąć w jakiejś Akademii?- widzę jak Elianna jest nieco zniesmaczona moją wypowiedzią jednak o to mi chodziło. Nie będę nikomu ułatwiała życia. Nikt mi nie ułatwił życia. Czasem trzeba być egoistą.
-Udam ,że nie słyszałam tego co pomyślałaś ani powiedziałaś.- wydęła śmiesznie policzki co o mało nie wywołało u mnie napadu śmiechu.- Jeśli możesz to za pół godziny na dole.- i wyszła. Wyszła z mojego pokoju i tyle.

-Świetnie.- mruknęłam sama do siebie.

------------------------------------------
Witam was wszystkich w rozdziale trzecim!
Jak na razie będzie tak nudno jak flaki z olejem ale to jest wprowadzenie do życia Maggie. Obiecuję ,że już w następnym rozdziale poznacie Akademię i wiele więcej ;). Czwarty rozdział jest zdecydowanie dłuższy niż ten bo po prostu wtedy zapomniałam zakończyć ten fragment więc jest jaki jest ;).
Rozdział czwarty pojawi się najprawdopodobniej we wtorek wieczorem albo środę. Od poniedziałku wracam po tygodniu nieobecności do szkoły i prawdopodobnie (a nawet na pewno) będę siedzieć nad książkami próbując zaliczyć zaległe sprawdziany więc... 
A co tam u was? :) Wiosna, za oknem cieplutko aż chce się żyć :D.
Więc komentujcie bo chcę poznać Waszą opinię i... Do napisania!
Black Star

P.S. Mam wstawiać jakieś obrazki np. dom Maggie, pokój Maggie itd? Oczywiście wygląd Akademii na pewno tutaj będzie ale wolicie normalne rozdziały czy z obrazkami? :)

wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 2

-Właśnie o tym Ci mówiłam Lilianno.- słyszę głos tajemniczej kobiety przez co z bijącym stanowczo za szybko sercem spoglądam na nią. Widzę jak z uśmiechem spogląda na to co zrobiłam a za nią moją mamę. Widzę ,że nie jest w ogóle zaskoczona jedynie... Rozczarowana? Czy to możliwe? Nie znam się zbytnio na matkowaniu jednak jedno wiem. Jeśli twoje dziecko sprawiło ,że długopis nagle zaczął lewitować to nie jest to normalne.
-Może masz rację...- moja mama wzdycha i najnormalniej w świecie idzie do kuchni. Co się dzieje?!
Jeszcze raz spoglądam na niebieski długopis ,który po prostu wisi w powietrzu. Nie poruszył się ani o milimetr. Po prostu wisi. Przysuwam swoje krzesło troszkę bliżej bo przecież ze strachu odjechałam nim aż pod ścianę.
Przyglądam się powietrzu wokół długopisu szukającego czegokolwiek. Jakichś sznurków albo światła projektora jednak nic nie znajduję. Jest tylko powietrze.
-Mój boże...- mówię do siebie i jeszcze raz dla pewności macham nad długopisem w poszukiwaniu sznurka. On musi tu być.
-Maggie, uspokój się.- słyszę głos Elianny. Po chwili widzę jak zasiada naprzeciwko mnie na identycznym krześle jak moje.- Nie bój się tego. Musisz się tego nauczyć.- uśmiecha się ciepło jednak nie wiem czy jej ufać czy nie.- Lili, możesz podać mi świeczkę albo cokolwiek innego?- mówi a ja po raz kolejny dziwię się tego dnia. Nikt tak nie mówił do mojej mamy w życiu. Nawet mój tata zwraca się do niej per Lilianna.
-Nie popisuj się.- mówi moja mama podchodząc do stołu razem z dwoma małymi świeczkami i miseczką wody. Nie obrzuca mnie nawet na chwilę spojrzeniem co boli. Myślałam ,że chociaż spojrzy na mnie ze współczuciem albo powie coś. Ona jednak nic. Odeszła w stronę kanapy pewnie wytłumaczyć coś tacie. Sama chciałabym wiedzieć o co tu chodzi...
-Dobrze Maggie.- zaczęła Elianna.- Musisz się uspokoić bo ten długopis będzie wisiał w powietrzu do końca świata a to nie jest dla nas ani trochę pocieszające.- mówi. Normalnie bym się zaśmiała jednak... Cóż tak jakby przede mną lewituje długopis i to jeszcze przeze mnie. Nie jest mi do śmiechu mimo wszystko.- Weź głęboki wdech i wyobraź sobie ten długopis z powrotem na stole.
Nie wiedziałam zbytnio czy ona się ze mnie nabija czy nie. Na początku chciałam się po prostu zaśmiać i wyjść jednak jak już wspomniałam... Długopis... Wzięłam głęboki wdech i rzeczywiście próbowałam sobie wyobrazić jak ten długopis powoli spada na stół. Zmarszczyłam brwi i z całej siły próbowałam to zrobić. Na nic. Długopis jak wisiał tak wisi.
-Nie przejmuj się.- zaczęła.- To trudna sztuka. Dziwne jest to ,że w ogóle zawisł w powietrzu. Spróbuj zamknąć oczy i zrelaksować się. Nie myśl o tym jakby od tego zależała przyszłość świata.
Łatwo ci mówić. Jak mam się zrelaksować jeśli przede mną lewituje długopis?! Zwykły długopis! Lewituje! Boże chce się obudzić! Chyba zwariowałam!
-Nie zwariowałaś Maggie.- mówi Elianna a ja po raz kolejny dzisiaj o mały włos nie ląduje razem z krzesłem na podłodze.- Ty też będziesz umieć czytać w myślach nie długo.
Boże trafiłam do wariatkowa.
-Czytać w myślach?- parsknęłam.- Czy pani siebie słyszy?- mówię.
-Mów mi po imieniu, Maggie.- uśmiecha się a ja spoglądam na długopis. Może rzeczywiście jej posłucham? Może ten długopis w końcu by spadł... - I tak słyszę siebie. Czytanie w myślach jest możliwe ale tylko nieliczni to umieją.
-Świetnie.- parsknęłam śmiechem ponownie.- Tyle lat starałam się być normalna a tu bum! Wszystkie moje starania poszły gdzieś.
-Maggie ale to jest dar. Są na świecie ludzie ,którzy o nim marzą.
-To nie mogę go komuś oddać?- mówię.- Ja go nie chcę.
-Maggie to nie jest zabawka ,którą możesz komuś oddać. Zaczną się dziać rzeczy ,których nie będziesz mogła kontrolować. Najpierw będą to małe rzeczy jak lewitujący długopis albo nagle zapalająca się kartka papieru ale potem będą to rzeczy dużo groźniejsze jak podpalenie całej szkoły albo zatrzymanie czyjegoś serca.- nie wiem jakim cudem ona mówiła spokojnie. Ona właśnie mówi o rzeczach takich jak zabójstwo! Jak można o czymś takim mówić spokojnie!
-No to mnie zabijcie!- krzyknęłam a świeczki zapłonęły nagle ogniem. Był on tak wielki ,że po chwili zaczął palić się obrus.
Co się dzieje?
Patrzyłam jak ogień pochłania obrus mojej mamy ,który kupiła tydzień temu. 
Odskoczyłam od stołu z bijącym sercem.
Patrzyłam jak ogień się rozprzestrzenia.
To niemożliwe.
Moja mama wzięła dzbanek z wodą i szybko wylała na obrus.
To wszystko zdarzyło się niemal w ciągu kilku sekund.
Jakby ktoś puścił mi za szybko film.
Spojrzałam na długopis ,który nadal lewitował w powietrzu. Jak mam to zrobić ,żeby on spadł na dół? Co robić?
Zamknęłam oczy zgodnie z instrukcjami Elianny. Zaczęłam spokojnie oddychać próbując uspokoić galopujące serce. Ręce trzęsły mi się niemiłosierne jakbym miała jakąś chorobę. W mojej głowie roiło się od natłoku myśli jednak ja chciałam tylko pozostawić tam obraz leżącego na stole niebieskiego długopisu. Jeden cholernie głupi, niebieski długopis ma leżeć na stole... Czy to takie trudne nawet do pomyślenie? Dlaczego nie mogę go sobie wyobrazić? 
Może dlatego ,że przed chwilą podpaliłaś obrus? 
Fakt.
Nagle w mojej głowie pojawił się obraz niebieskiego długopisu ,który spokojnie leżał sobie na stole jakby nigdy nic.Czułam jakby mróz na czole więc odruchowo dotknęłam zimnego miejsca jednak nic nie wyczułam pod opuszkami palców.
-Maggie, otwórz oczy.- usłyszałam spokojny głos Elianny a wraz z nim powróciło wszystko. Ohydny zapach dymu, mama ,która coś mówiła i tata ,którego kroki słyszało pewnie pół osiedla.
Otworzyłam spokojnie oczy i podniosłam wzrok tam gdzie powinien lewitować niebieski długopis jednak go tam nie było. Szybko przeniosłam wzrok na stół i zauważyłam go tuż pod moim nosem. Leżał sobie spokojnie na białym obrusie jakby przed chwilą go ktoś odłożył po skończonym pisaniu a nie jakby przed chwila lewitował i prawie się spalił.
Wzięłam delikatnie długopis w swoje dłonie i zaczęłam go oglądać z każdej strony. Był tak samo brzydki jak wcześniej. Nadal był pogryziony na skuwce przez moją mamę, nadal miał napis 'Uśmiechnij się' i nadal był zepsuty. Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież teraz powinnam pewnie czuć jakiś przepływ dobrej energii albo chociaż on powinien się świecić jednak długopis jaki był taki jest. Wyglądał nawet jeszcze bardziej zwyczajniej niż przedtem. 
Odłożyłam go spokojnie na stół bojąc się ponownie tego ,że zacznie lewitować. Najchętniej zostawiła bym go pod nogą stołu ,żeby nie wpadł na pomysł latanie jednak wiem ,że Elianna dorzuciłaby wtedy swoje trzy grosze a nie za bardzo chce mi się jej słuchać.
Potarłam ponownie miejsce gdzie wcześniej odczuwałam zimno jednak teraz moje czoło było w jak najlepszej temperaturze. Dziwne... Spojrzałam na swoje ręce i o mało nie spadłam (ponownie) z krzesła. Na wskazującym palcu prawej ręki widniał złoty tatuaż o misternych wzorkach. Zawijasy, linie a na środku palca po zewnętrznej stronie widniała mała świeczka z równie małym płomykiem.
Spojrzałam na pozostałych dorosłych zgromadzonych w salonie i zauważyłam na ich twarzach niedowierzanie. U taty było to raczej 'Moja córka jest dziwolągiem' za to wyraz twarzy Elianny i mojej mamy był zupełnie inny. Jakby nie dowierzały. Jakby to co widzą było niemożliwe. Kobiety spojrzały się na siebie po czym spojrzały mi obie w oczy.
-Co jest?- mówię nieco przestraszona mimo wszystko i opieram dłonie na kolanach.
-Pokaż prawą rękę.- mówi Elianna.
Niechętnie wyjmuję rękę spod stołu i kładę przed Elianną. Kobieta od razu dobiera się do misternego tatuaży i zaczyna wodzić palcem po wzorach aż dociera do świeczki. Nie wiem szczerze mówiąc co się dzieje. O co chodzi? Skąd w ogóle wziął się ten tatuaż? Faktem jest to ,że sama nigdy sobie nie zrobiłam tatuażu ale chyba do tego jest potrzebne jakieś małe urządzonko czy cokolwiek innego prawda? Nikt nie może sobie sam z siebie zrobić tatuażu! Elianna po dłuższej chwili przypatrywania się tatuażowi odkłada moja rękę i spogląda na mnie niepewnie.

-Maggie. Musisz natychmiast rozpocząć szkolenie.

--------------------------------
No... Więc mam nadzieję ,że spodobało się Wam to coś na górze.
W pierwszych rozdziałach rzeczywiście może być nudno jednak musicie mi wybaczyć. Nie umiem pisać tak ,że już od pierwszych stron zaciekawię czytelnika.
Chciałabym się jeszcze podpytać Was czy rozdziały powinny być dłuższe a może krótsze bo jestem całkowicie zielona w tym temacie :).
Także zapraszam do komentowania i do napisania!
Black Star

sobota, 15 marca 2014

Rozdział I

Założyłam swoje buty do biegania po czym narzuciłam moją ulubioną bluzę na ramiona. Musiałam jakoś odreagować ten stres. Jeszcze dzisiaj rano byłam normalna. Byłam normalną osobą i niczym się nie wyróżniałam pośród tłumu. Byłam równie biała jak inni. Teraz to nawet tego nie jestem pewna. Moje oczy nadal są piwne jednak to też nie jest pewne. Teraz to już nawet nie jestem pewna tego czy jabłko jest jabłkiem czy może butem? O czym ja dzisiaj myślałam? Co takiego specjalnego jest w tym dniu? Co ja takiego zrobiłam?
Poprawiłam jeszcze wysoką kitkę na czubku głowy i wyszłam z domu. Spojrzałam zupełnie inaczej na dzielnicę w ,której mieszkałam przez całe życie. A może to też jest wymyślone? Spojrzałam na słońce i nawet tego nie byłam pewna czy to rzeczywiście słońce czy po prostu jakaś wielka latarka. 
Nawet już normalnie z domu nie mogę wyjść przez to ,że Wiem. Dlaczego nie mogłam pozostać w tej błogiej niewiedzy? Dlaczego musiałam się wyróżnić? Całe życie walczyłam o to ,żeby być normalna a teraz co? Wszystko zburzyło się jak domek z kart. Nie ma już nawet czego zbierać. Wszystko zabrał wiatr.
Czuję jak wysiłek fizyczny koi mój zszargany umysł. Jeszcze jedna myśl i chyba wybuchnę. Nadmiar myśli jest czymś strasznym. Żeby je wyrzucić z głowy skutecznie musiałabym chyba wziąć młotek i ją sobie rozbić na malutkie kawałeczki. Innego wyjścia nie znam. O, mam kolejne pytanie do Boga kiedy umrę. Co zrobić ,żeby wyciszyć myśli? Pewnie to coś prostego czego nie może dostrzec prawie siedem miliardów ludzi.
Zauważam bawiącą się na placu zabaw małą Molly. Boże dziecko – anioł. Pamiętam jak kiedyś pilnowałam tej słodkiej brunetki ,żeby zarobić na prezent dla rodziców czym miał być tygodniowy pobyt w spa. Miałam im to dać na dwudziestą rocznicę ślubu jednak nie udało mi się uzbierać wystarczającej sumy dlatego kupiłam tacie nowy portfel a mamie - perfumy. Wiem ,że nie wyszukany prezent jednak nie stać mnie było na nic innego. Obiecałam sobie ,że sfinansuje im ten wypad do spa w przyszłym roku. Nawet tego już nie będę mogła zrobić.
-Cholera.- mówię do siebie.
Przyspieszyłam ,żeby zagłuszyć smutek ,który zaczął rozpowszechniać się po moim ciele. Czułam jak już moje mięśnie zaczynają odmawiać posłuszeństwa. Nie mogę się teraz poddać. Prawdopodobnie nie będzie już lepszego momentu do biegania. Tam prawdopodobnie będzie to zabronione. Niedopuszczalne. Boże ja nie chcę! Dlaczego akurat ja a nie jakieś biedne dziecko z Afryki? Byłoby o wiele szczęśliwsze niż ja teraz. Miałoby dach nad głową i jedzenia pod dostatkiem. Już wolę moją durną szkołę z tymi wszystkimi idiotami i pustakami. 
Przystaję przy wielkim dębie posadzonym w samym środku mojego ulubionego parku. Jest naprawdę ogromny. Prawdopodobnie jest to jedno z najstarszych drzew w całym kraju. Nie jest ani znany ani pod ochroną bo nie jest Dość stary i wielki.W lato spokojnie pod jego gałęziami mieści się cała żeńska część mojej szkoły kiedy mamy wf. Nawet nauczyciele się do nas przyłączają i wtedy zanika ta nieprzyjemna więź nauczyciel- uczeń a pojawia się rozmowa dwóch znajomych osób.
Teraz pewnie już nigdy nie zobaczę tego drzewa. Przepadnie jak wszystko inne a wraz z nim moje wspomnienia i marzenia. Pewnie Tam zrobią ze mnie jakiegoś dziwoląga albo gorzej. Boże oby tylko było tam dobre jedzenie. A ty jak zwykle o jedzeniu. No dobra. Oby tam były wygodne łóżka.
Od razu zbieram się do drogi powrotnej. Nie mam zamiaru rozpłakać się a tylko ciągły bieg trzyma mnie w przekonaniu ,że wszystko jest dobrze. Biegam już od czterech lat prawie codziennie. Kiedy tylko mogę codziennie wieczorem biegam prawie po trzydzieści minut. Nie mam za dużo czasu jednak nigdy nie odpuszczam sobie treningu. Nie chcę wrócić do czasów kiedy byłam gruba i pryszczatą nastolatką. O nie, na pewno nie chcę tego.
Wybieram dłuższą trasę do domu chcąc grać na czasie. Nie chcę siedzieć w domu z zapakowanymi walizkami i czekać. Gapić się w zegar i słyszeć tylko ciszę. No dobra. Ciszę zakłócaną tylko telewizorem i krzątaniem się mamy w kuchni. Pewnie teraz to robią moi rodzice. Oglądanie meczu i pieczenie ciasta. Jak zwykle. Będzie im tylko lepiej jeśli mnie nie będzie. W końcu będą mogli zacząć żyć jak normalni ludzie. Będą mogli wyjść wieczorem na romantyczna kolację i będą mieli oczywiście dużo mniej wydatków. Same korzyści z mojego wyjazdu! Jest tylko jeden minus – ja nie chcę tam jechać.
-Ale kogo to obchodzi...- mówię do siebie a jakaś dziewczynka przygląda mi się uważnie i zastanawia się pewnie czy nie jestem psychicznie chora. Oczywiście ,że jestem! Kto normalny umie zapalić świeczki bez zapalniczki albo sprawić by długopis zaczął lewitować! Właśnie... Nikt. Tylko ja i może jeszcze paru dziwolągów z tej durnej szkoły.
Jak ja bym się chciała cofnąć do tej chwili kiedy do naszego domu weszła ta dziwna baba... Powiedziałabym ,że nie mogę zostać i wyszłabym. Moi rodzice nie patrzyli by na mnie jak na jakiś nieudany eksperyment naukowy tylko jak na swoją córkę...

Skończyłam czytać książkę i jak zwykle nie wiedziałam co myśleć. To tak jakby ktoś mnie wrzucił do innego świata. Zaczęłabym go poznawać a kiedy miałabym się już przyzwyczaić – ktoś mnie bezczelnie z niego zabrał. Jakby miał mnie przenosić jak lalkę Barbie.
Dużo ludzi nie rozumie dlaczego czytam tak dużo książek. Uważają je za coś nudnego i w ogóle nie zdolnego do wywołania uśmiechu na twarzy. Ci ludzie nigdy w życiu nie czytali książek innych niż lektury. Chociaż nawet lektury są czasem ciekawe. Pamiętam jak w podstawówce czytaliśmy 'Opowieści z Narnii'. Do dziś czytam wszystkie części co wakacje. To już chyba taki mój zwyczaj.
Biorę głęboki wdech i odkładam książkę na półkę ,która jakimś cudem się jeszcze nie zerwała pod ciężarem wszystkich powieści. Przejeżdżam palcem wskazującym po boku książki. Tak zawsze 'żegnam' się z książką. Chce jej w ten sposób powiedzieć ,że nie musi mnie męczyć po nocach ,żebym o niej nie zapomniała. Boże to brzmi jakbym rozmawiała z książkami... Chyba będę musiała nie długo zgłosić się do jakiegoś oddziału psychiatrycznego czy coś.
Uśmiecham się sama do siebie i spoglądam na telefon. Zero nowych wiadomości. No tak. Przecież nie jestem gwiazdą szkoły i nikt nie chce ze mną popisać... Jak ja to kocham.
Wychodzę ze swojego pokoju i od razu trafiam na malutki korytarzyk z parą innych drzwi oraz małymi schodami prowadzącymi na dół. Pomimo tego ,że mój dom jest mały to go uwielbiam. To tu się wychowałam. To tu stawiałam pierwsze kroczki. Tu to najprawdopodobniej pierwszy raz się uśmiechnęłam.
Na dole zastaje moich rodziców. Mój tata jak zwykle siedzi przed telewizorem i gra pewnie w Fifę a mama najpewniej szuka nowego przepisu w tych swoich czasopismach. Jest świetną kucharką. Jej dania są tak pyszne ,że nawet jak jest się pełnym to chce się więcej. Dużo razy jej mówiłam ,żeby otworzyła restaurację albo przynajmniej poszła do jakiegoś programu jednak ona zawsze odpowiadała 'Jak będę stara i nie będę miała pieniędzy to moją ostatnią deską ratunku będzie taka restauracja''. Tak więc to ,że moja mama zostanie właścicielką restauracji graniczy z cudem.
Kiedy chce usiąść na kanapie obok mojego taty i pooglądać jak gra, słyszę dzwonek. Wzdycham tylko i spoglądam na rodziców ,którzy patrzą teraz na mnie błagającym wzrokiem.
-No dobrze, otworzę!- mówię i idę w stronę pięknych, sosnowych drzwi. Zawsze wyobrażałam sobie jak króliczek wielkanocny podkłada pod nie jajka wielkanocne. Bycie dzieckiem jest piękne... Uwierzy się we wszystko co ci powiedzą.
Kiedy otwieram owe drzwi zastaję za nimi dość wysoką kobietę. Nie jest zbyt młoda ale też nie stara. Można powiedzieć ,że ma około trzydziestu pięciu lat. Ma piękne, długie blond włosy ,które opadają swobodnie na jej ramiona. Jej oczy są koloru czekolady. Zawsze lubiłam taki odcień tęczówek. Sama mam piwne oczy. Wszyscy mi mówią ,że to kolor podobny do czekoladowego jednak to jest jak rzucanie grochem o ścianę. Nienawidzę swoich oczu i tyle. Jest ubrana w miętową marynarkę i białą koszulę oraz ciemne jeansy a na jej nogach widnieją również miętowe szpilki. Jednym słowem nie pasowała do naszego domu.
-Dzień dobry...- zaczęłam niepewnie.- Em... Słucham?
-Zastałam twoich rodziców, Maggie?- bardzo zdziwiło mnie to ,że zna moje imię. Oczywiście to mogła być jakaś koleżanka mamy ze studiów ,która mnie widziała jak miałam jakieś trzy latka ale... Nie wyglądała tak. Nie tak wyglądają koleżanki mojej mamy.
-Tak...- powiedziałam nadal oszołomiona. Odchrząknęłam szybko i otworzyłam szerzej drzwi.- Proszę wejść.- boże zachowuje się jak jakaś sztywniara...
Kobieta uśmiechnęła się i weszła do domu. Zachowywała się dziwnie szczerze mówiąc. Wyglądała jakby przyszła tu tylko po to ,żeby na mnie popatrzeć. Jakby chciała mi zadać jakieś pytanie ale bała się. Ja mam do niej jedno pytanie. Czego boi się kobieta ,że nie może zadać pytania szesnastolatce?
-Mamo, to jest...- zaczęłam jednak nie wiedziałam jak skończyć. Mamo to jest jakaś kobieta ,która zna moje imię. Boże jak ja mogłam wpuścić obcą osobę do domu? Co z tobą nie tak Maggie?
-Nazywam się Elianna Lightwood. Jestem dyrektorką szkoły dla nadnaturalnie zdolnych.- mówi a ja widzę jak mój tata zatrzymuje swoją grę a mama wychodzi z kuchni.- Usłyszeliśmy ,że państwa córka ma zdolności nadnaturalne. Mogłabym z państwem porozmawiać?- czułam jakby ktoś właśnie zrzucił mnie z urwiska. Czułam jak bym spadała i spadała nie wiedząc co się dzieje ani kim jestem. Ja miałabym mieć zdolności nadnaturalne? No chyba sobie jaja robią...
Zauważam jak moja mama spogląda na kobietę i jakby próbuje sobie coś przypomnieć. Widzę jak składa usta w dzióbek. Zawsze tak robi gdy nad czymś intensywnie myśli. Nagle w jej oczach widzę pustkę. Znalazła i teraz próbuje przyswoić tą informację.
-Momencik.- mówi mama i zdejmuje fartuszek po czym bierze kobietę za ramię. Widzę ,że jest jakby zadowolona z przebiegu akcji i posłusznie wychodzi z mamą przed dom.
Nastaje cisza.
Spoglądam nerwowo na mojego tatę ,który chyba tak samo jak ja jest zszokowany tą całą sytuacją... Albo przynajmniej dobrze udaje. Odwracam się w stronę drzwi i mam ochotę usłyszeć o czym moja mama rozmawia z tajemniczą kobietą jednak nie jest to takie proste. Moi rodzice specjalnie wybudowali mocne ściany i drzwi ,które miały nie przepuszczać dźwięku z ulic Londynu. Och jak ja bym chciała usłyszeć o czym rozmawiają.
Szkoda ,że nie mam nadnaturalnego słuchu.
Siadam przy stole i zaczynam bawić się nerwowo długopisem ,który akurat został moją ofiarą. W pierwszym momencie chciałam wybuchnąć śmiechem na słowa tajemniczej kobiety. No bo proszę was. Zdolności nadnaturalne? Przecież nie cieknie mi ślina na widok stłuczonego kolana i nie mam też pięknych różowych skrzydełek. No bez przesady. Jednak coś w wyrazie twarzy mamy podpowiadało mi ,że to nie są żarty. To wszystko dzieje się naprawdę no ale co takiego jest we mnie niezwykłego? Przecież nie zmieniam się w wilkołaka co pełnię ani...
-Co u diabła...?- słyszę głos mojego ojca przez co podnoszę wzrok na niego i widzę jak przypatruje mi się wzrokiem pełnym niedowierzania. Jakbym miała małpę na głowie. Spoglądam w miejsce w ,którym wzrok utkwił mój ojciec i zauważam o co mu chodziło...

Długopis ,którym się bawiłam zaczął lewitować.

------------------------------------------
No to jest pierwszy rozdział...
Kurcze nie wierzę ,że moje prace są wreszcie w internecie!
Zrobiłam chyba z dziesięć kółek po pokoju bojąc się wstawić ten rozdział a i zmieniałam go chyba tysiąc razy ;).
Drugi rozdział pojawi się jakoś w środku tygodnia.
Mam nadzieję ,że choć trochę spodobało Wam się to coś powyżej :).
Do napisania!
Black Star

środa, 12 marca 2014

Prolog

Na świecie istnieje coś czego nikt sobie nie wyobraża.
Nawet w fikcji literackiej tego nie ma.
Przynajmniej za moich czasów.
Historia ,którą pragnę Wam opowiedzieć zdarzyła się naprawdę.
Postacie również istnieją jednak dla ich dobra zmieniłam im imiona.
Pisząc to wiele ryzykuję.
Wszyscy mogą mnie dopaść.
Jednak muszę komuś opowiedzieć moją historię.
Drogi czytelniku ,który teraz to czytasz...
Ufam Ci.
Pamiętaj...
Czego oczy nie widzą, Serce czuje.
Nikt nie jest tym za kogo się podaje.
A Akademia wcale tego nie ułatwia...


--------------------------------------
Wow!
Wreszcie wstawiłam coś swojego na jakiegokolwiek bloga... Nieźle...
Witam Was wszystkich na tym blogu!
Jest to moje pierwsze opowiadanie ,które będę publikować w internecie ale mam nadzieję ,że na tym się nie skończy ;).
Wiem ,że z prologu bardzo mało można wywnioskować jednak cóż... Takie są prologi :).
Pierwszy rozdział mam już napisany jednak wolę poczekać :).
Mam dużo nauki więc posty będą publikowane może dwa razy w tygodniu ale nie jestem tego pewna. Jak już mówiłam to jest mój pierwszy blog z opowiadaniem i naprawdę nie wiem czy będę umiała dodawać rozdziały tak systematycznie.
Tutaj jest mój można powiedzieć internetowy pamiętnik więc jakby ktoś tam wpadł wcale bym się nie obraziła ;)
czarna-otchlan-pustki.blogspot.com

No dobrze to przywitałam się więc...
Do zobaczenia?
Załóżmy :D

Black Star