sobota, 24 maja 2014

Rozdział 15

Kiedy wchodzę do mojego pokoju czuję jak bardzo byłam zmęczona. I jak bardzo głodna. Oczywiście, zjadłam coś w bibliotece ale nic poza tym. Fakt faktem nigdy nie byłam typem, który jadł nie wiadomo ile. Raz zdarzyło się tak, że na pięciodniowej wycieczce nie zjadłam prawie nic. Skończyło się to tym, że dwa dni po przyjeździe do domu zemdlałam. Dostałam wtedy niezłą reprymendę od rodziców ale na tym się skończyło.
No właśnie... rodzice. Jestem w Akademii dopiero drugi dzień, a nie mam od nich żadnych wieści. Nic nie wiem. Czuję jak pojedyncza łza spływa po moim policzku kiedy w mojej wyobraźni staje obraz pustego pokoju, który niegdyś nosił miano „Bagno Maggie”. Spowodowane było to tym, że szalałam za Shrekiem. Cały pokój był w zielonych barwach, a gdzieniegdzie były nawet karykatury Shreka.
Ciekawe czy mój tata kupił w końcu ta grę, którą tak bardzo chciał? Może wreszcie ma to, o czym marzył? Może wreszcie nie musi oszczędzać na swoją córkę i nawet kupił sobie lepszy telewizor? Może wreszcie moi rodzice są szczęśliwsi?
-Przestań...- powiedziałam sama do siebie i położyłam się na łóżku.- Nie możesz o tym myśleć...
Tak... to prawda. Nie mogę.
Od razu podnoszę się z łóżka i kieruje w stronę kuchni. To chyba jedyne miejsce gdzie znajdę względny spokój. No i oczywiście jedzenie.
Na korytarzu jest cicho jak makiem zasiał. Podłoga pod moimi nogami nieprzyjemnie skrzypi przez co mam wrażenie jakby szedł tu słoń, a nie Maggie Scofield. Telewizor na naszym piętrze był włączony co mnie zdziwiło. Rachel raczej (z tego co słyszałam) ciągle pogania każdego, żeby wyłączać te telewizory. Podchodzę do urządzenia i natychmiast je wyłączam.
Również korytarz chłopaków jest cichy jak nie wiem co. Już spodziewałam się jęków Olivii albo chociaż przeklinania Dylana kiedy gra w gry z Joshem. Jednak tego również nie było...
Coś tu jest nie tak.
Moje serce przyspiesza kiedy mam zejść na parter. Nie wiem nawet czego się spodziewać. Może była jakaś apokalipsa i wszyscy nie żyją?
Maggie, twoja wyobraźnia powala. Naprawdę. Książkę można by było napisać... „Jak zeszłam na parter i zorientowałam się, że nadszedł koniec świata”. To byłby bestseller.
Nienawidzę swojej podświadomości.
A co jeśli na dole czekają na mnie łowcy?
Ta myśl dosłownie mrozi mi krew w żyłach. Już wiem, że łowców będę się bała do końca mojego marnego życia. A już najbardziej Olivii. Oj tak... jednak najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że...
Jezusie...
Na dole usłyszałam jakiś trzask, a po chwili jęk.
To łowcy. Na bank. TO SĄ ŁOWCY!
Jak najciszej próbuję wycofać się do mojego pokoju, jednak kiedy mam wejść na schody prowadzące na żeński korytarz... Upadam prosto na plecy, co wywołuje hałas na cały Dom Magii.
Maggie... jesteś cholernie, głupią ofermą! CHOLERNIE GŁUPIĄ!
Mój oddech momentalnie przyspiesza, a serce jest szybsze niż koń na wyścigach. Czuję jakby za chwilę miało mi wyskoczyć z piersi, a poziom adrenaliny sięgnął zenitu. Tak naprawdę to może być tylko moja chora wyobraźnia, która płata mi jak zwykle figle ale co jeśli nie? Co jeśli naprawdę na dole czekają na mnie łowcy? Oczywiście mogłabym teraz krzyknąć jak w horrorach „Jest tam kto?!” ale przyznajmy sobie szczerze... jaki to ma sens?
Przez około dwie minuty siedzę na stopniu, na którym upadłam, próbując uspokoić oddech (i przy okazji nasłuchując czy na dole ktoś jest). Do mojej świadomości jednak natychmiast trafia to, że łowcy są szkoleni, żeby zabijać. Są cichsi od ducha. A mogą tak pewnie długo. Do tego są stworzeni.
Chcesz pokonać swój strach czy może go powiększyć? Jeśli nawet tam na dole jest dwustu łowców, to co? Prędzej czy później po ciebie przyjdą. Chcesz umrzeć jako strachliwa Maggie czy może jako odważna Maggie? Wybór należy do ciebie jednak sugeruję tą drugą opcję.
Biorę głęboki wdech i zamykam lekko oczy. 1... 2... 3... nie dam do cholery rady! 5... 6... 7... jestem cholernym tchórzem... 8... 9... 10...
Wstałam o wiele za szybko przez co zaczęło mi się lekko kręcić przed oczami. Alleluja, że nie zemdlałam. Wzięłam jeszcze głęboki wdech i zaczęłam schodzić jak najciszej po schodach. Nie było to jednak udane ponieważ schody skrzypiały niemiłosiernie. Serce biło mi jakbym biegła na maratonie jednak nie zwracałam już na to uwagi.
Parter był spowity w mroku. Faktem jest to, że nie mam dobrego wzroku, a co dopiero w ciemnościach. Dostrzegłam jednak kontury drzwi jak i korytarza prowadzącego do kuchni i salonu.
Boże...
Coś koło wejścia do salonu się poruszyło. Widziałam to. Widziałam to na własne oczy. Jak Boga kocham widziałam to.
Poczułam jak przez moje ciało przechodzi dreszcz.
Ktoś tam jest. Ktoś tam naprawdę jest. KTOŚ TAM JEST!
Kiedy stanęłam na ostatnim stopniu... zapaliło się światło! Z przerażenia krzyknęłam i chyba zaczęłam się modlić...
-Niespodzianka!- krzyknął tłum, który zgromadził się na naszym korytarzu. Powoli otworzyłam oczy, które nieświadomie zamknęłam i ujrzałam wszystkich z mojego domu. Ale również były osoby, których w ogóle nie znałam... i ani śladu łowców...
Maggie... maggie... co z ciebie wyrośnie?
-Z jakiej to okazji?- zaśmiałam się i zobaczyłam Amandę, która podbiega do mnie z czapeczką karnawałową.
-Z okazji twojego dołączenia do Akademii!- krzyknęła Amanda.- Kochani śpiewamy „Sto lat!”!- krzyknęła.
-Nie, błagam nie- zaśmiałam się ale było o wiele za późno.
Korytarz niemal po jednej setnej sekundzie wypełnił się piosenką „Sto lat!”. Wszyscy kołysali się w takim samym tępię, a ja czułam to niewiadome uczucie. Nie wiedziałam czy mam śpiewać z nimi czy może po prostu się uśmiechać. Nie mam pojęcia jakie są tu zwyczaje.
Zauważyłam Dylana, który stał na samym końcu korytarza. Poczułam jak coś w żołądku mi się ściska kiedy zauważam jego uśmiech. Równie dobrze mogłoby nie być tu tych wszystkich ludzi. Równie dobrze mogliby zniknąć. Dylan hipnotyzował swoim spojrzeniem. Nie mogłam nic zrobić prócz patrzenia na niego i uśmiechania się.
-A kto?!- krzyknęli. – Maggie!!!
-Dziękuję Wam!- krzyknęłam, a korytarz wypełnił się śmiechem nastolatków.
Ktoś puścił muzykę w salonie i światło momentalnie zostało zastąpione przez kolorowe lampki, które dawały naszemu średniowiecznemu salonowi miano klubu w samym centrum miasta. Kanapy zostały przesunięte pod ściany tak, żeby pozostała jedynie wolna przestrzeń do tańczenia. Telewizor był wyłączony przez co się dziwiłam ponieważ zazwyczaj na wszystkich imprezach, na których byłam muzyka raczej nie leciała z radia, a właśnie z telewizora.
Akademia jednak rządzi się własnymi prawami.
Impreza się rozpoczęła, a ja nie wiedziałam nawet kto jest w naszym domu. Próbując się prześlizgnąć między tańczącymi istotami chciałam dostać się do kuchni. Strach, który odczuwałam na schodach osłabił mój głód (a może go zagłuszył?) przez co teraz odezwał się ze zdwojoną siłą.
Na stole było mnóstwo przekąsek jednak chciałam czegoś porządnego. Same niezdrowe żarcie. Ohyda. Już dawno moja mama obrzydziła mi jedzenie chipsów i innych takich, puszczając filmy o wytwarzaniu tego świństwa. To znaczy do czekolady chyba nigdy mnie nie zniechęciła... nie. Nadal ją kocham. Na stole jednak jej nie było. Takie moje szczęście.
Przemieszczałam się pośród obcych ludzi, którzy równie dobrze mogliby mnie nie znać. Co z tego, że przed chwilą śpiewali mi „Sto lat”? Zaśpiewali już tak? Teraz się wszyscy upijmy i zostawmy po sobie chlew!
-Maggie!- krzyknął ktoś za mną przez co od razu się obróciłam.
Za mną stał Dylan z dwoma drinkami. Mam nadzieję, że nie ma w nich alkoholu...
-Z tego co wiem nie lubisz zbytnio przebywać w tłumie- uśmiechnął się.
-Skąd to wiesz?- zaśmiałam się i wzięłam od bruneta kolorowego drinka.
-Chodź na górę, bo tu nie da się gadać. Tylko uważaj, żeby Amanda i Rachel nie zauważyły, że wymykamy się z tej „imprezy”.
-Czekaj, wezmę tylko coś do żarcia- powiedziałam i razem z moim drinkiem ruszyłam w stronę kuchni.
Ludzi było mnóstwo. Zdecydowanie za dużo. Miałam ochotę ukatrupić Amandę i jak mi się wydaje Rachel za to, że zorganizowały to wariatkowo.
Chociaż... w sumie nie miałam ochoty zadzierać z wilkołakiem i wróżką...
Z lodówki wzięłam jedynie dwa jogurty i karton soku pomarańczowego. Nie zamierzałam robić czegoś bardziej ambitnego. Zwyczajnie nic mi się nie chciało.
Moje myśli, jednak zawędrowały w stronę tej całej Panującej nad Tęczą. Po prostu nie mogłam w to uwierzyć. Nigdy nie byłam jakąś wielką gwiazdą. Trzymałam się na uboczu, a czasem byłam odludkiem. Nie byłam jakąś kujonką przez co nawet w oczach nauczycieli byłam nikim. Byłam zwyczajną, niczym nie wyróżniająca się nastolatką.
A teraz proszę. Panująca nad Tęczą... brzmi to zjawiskowo, ale też jakby trochę dziecinnie. Panująca nad Tęczą? Już rozumiem jakby to było „Panująca nad Ogniem” albo jakimś innym żywiołem, ale tęcza? Jakby to było jakieś nieokiełznane zwierzę normalnie.
Tęcza zawsze kojarzyła mi się z czymś niezwykłym w dzieciństwie. Zawsze po deszczu wybiegałam na dwór, żeby obejrzeć choć kawałek tego zjawiska. Rodzice – nierodzice wciskali mi zawsze bajeczki o tym, że na jej krańcu znajduje się karzeł z kociołkiem złotych monet. Później mówili mi o tym, że mieszkają tam jednorożce, albo że sama tęcza została zrobiona przez motylki, które oddały kolory swoich skrzydełek przez co stały się ćmami. Historii było tyle ile ludzkich umysłów.
Poczułam lekkie łaskotanie na moich tatuażach. Właściwie to na tym nowym. Nawet nie chciałam spoglądać na to coś. Wolałam sobie zostawić te wszystkie sprawy na jutro. Mówię tu o tej całej „Panującej nad Tęczą”. Dosłownie mam ochotę rzucić się na łóżko i przygotować się na pierwszy dzień w Akademii.
Swoją drogą to jutro chciałabym odwiedzić tą fontannę, którą widziałam, kiedy Elianna mnie tu przywiozła. Może zabiorę ze sobą Dylana, żeby mi trochę opowiedział o tym miejscu?
Weszłam po schodach próbując nie zwrócić nikogo uwagi. Jeszcze tego mi brakowało, żeby Amanda dowiedziała się o mojej małej „ucieczce”.
Kiedy byłam już na piętrze chłopaków nie wiedziała czy Dylan udał się do swojego pokoju czy może do mojego. Mój mózg zaczął toczyć bitwę odrzucając wszystkie za i przeciw. Byłam niezwykle leniwą jednostką na tym świecie. Także jeśli miałam się przejść przez korytarz i nie zastać tam Dylana – byłabym na straconej pozycji bo musiałabym się wspiąć na schody. Z drugiej jednak strony gdybym od razu się udała do siebie i chłopak by tam nie było również byłabym na straconej pozycji i chyba nawet miałabym większą wędrówkę.
Po rozważeniu za i przeciw ruszyłam w stronę pokoju Dylana.
Cicho zapukałam, a po chwili usłyszałam „Proszę!”. Przybiłam sobie piątkę za moją świetną intuicję i weszłam do pokoju chłopaka.
Sypialnie chłopaków również były identyczne jak nasze. Widać Akademia nie bawiła się w jakieś urozmaicenia. Jednak pokój Dylana mia jakby inną atmosferę. Tu czuło się, że jest to męski pokój. Na podłodze walały się jakieś papiery, nad łóżkiem wisiał w ogóle tu nie pasujący obrazek czarnego Range Rovera, a poza tym unosiła się tu woń faceta.
Zdrowo świrujesz, Maggie.
Zauważyłam, że chłopak już wypił swojego drinka przez co zaśmiałam się sama do siebie i odłożyłam moje zdobycze na biurko. Czy ja naprawdę zgubiłam mojego drinka?
-Z czego się tak śmiejesz?- usłyszałam go.
-Zgubiłam swojego drinka.- prychnęłam i rzuciłam się na łóżko. Tu musiałam przyznać rację, że jednak Akademia wprowadziła jakieś urozmaicenia. Łóżko Dylana było o wiele twardsze od mojego. O wiele.- Jakie ty masz niewygodne łóżko- jęknęłam i obróciłam się na plecy.
Poczułam jak łóżko powoli ugina się, a koło mnie zastałam ucieszoną twarzyczkę Dylana.
-No i co cieszysz beczkę?- spytałam.
-Nic.
-Świetnie zatem- odparłam i wstałam.
Postanowiłam urządzić sobie małą wycieczkę po pokoju Dylana. Zawsze uwielbiałam zwiedzać różne sypialnie moich rówieśników. W tych pokojach było zawarte wszystko. I smutki, i szczęścia, i przeszłość, i teraźniejszość, i przyszłość... Pokoje dzieci/młodzieży to były portale do każdego czasu i miejsca.
-Co robisz?- usłyszałam głos Dylana.
-A kradnę ci wszystkie twoje drogocenne rzeczy, a co?- zaśmiałam się i wzięłam do ręki zdjęcie oprawione w bordową ramkę.
Zdjęcie było zrobione dawno, a fotografia zdążyła już nieco wyblaknąć. Przedstawiała ona piękną scenerię łąki. Zakładam, że nie było to w Anglii. Tu nie było tak malowniczych miejsc. Słońce świeciło ślicznie, a niebo miało prześliczną niebieską barwę. Aż trudno mi było uwierzyć, że ktoś mógł uwiecznić tak piękny kolor nieba na zdjęciu. Wszystko to wyglądało jak z bajki. Pośrodku tego wszystkiego był niebieski koc taki jaki sprzedają za parę funtów na plażach. Na nim siedziała dwójka chłopców natomiast za nimi stała dziewczynka. Mega króciutkie, brązowe włoski, które opadały na jej brązowe oczka dodawały jej uroku.
Dwójka chłopców natomiast wyglądała jak bliźniaki. Nie miałam żadnej wątpliwości, że nimi byli. Ciemne, rozczochrane włosy; idealny odcień czekoladowych tęczówek, które dosłownie pochłaniały. Oboje byli ubrani w granatowe koszulki z białym napisem „He's just an idiot. Not a brother” i strzałka wskazywała na drugiego brata. Uśmiechnęłam się nieco i spojrzałam na dziewczynkę ze zdjęcia. Ona jakby jako jedyna nie zwracała uwagi na fotografa, a patrzyła się gdzieś daleko. Uśmiechała się jednak, a jej oczy... skądś je kojarzyłam.
-Kto to?- spytałam i pokazałam zdjęcie Dylanowi.
-To mój brat.

----------------------------
Także to jest ten rozdział ,który tak długo pisałam... Nie wiem czy jest dobry czy nie. Zostawiam to Waszej ocenie :)
Inga

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 14

-AAAAAAAA!!!- krzyczę przeraźliwie kiedy widzę jak w parę sekund zbliżamy się do Ziemi.
Nie wiem dlaczego, ale nagle Dylan zaczyna się śmiać. Próbuję powiedzieć Jokerowi jakoś w myślach, że to wcale nie jest śmieszne jednak ten jakby sam zaczął się śmiać. Zamykam oczy i czuję jak moje serce galopuje. Jakby było koniem, a ja jego jeźdźcem i właśnie robimy ostatnie okrążenie. Oboje wiemy, że koniec jest bliski.
Może to Dylan jest twoim wrogiem?
Moja podświadomość od razu przypomina mi o tym, że mogę być Panującą nad Tęczą. Wszystko nagle napływa do mojej głowy, wszystkie informacje, przez co czuję, że bliski kontakt z ziemią może nie być aż tak zły jak wcześniej przypuszczałam. Może nawet będzie lepszy od tego co by miało nastąpić.
A ty Joker trzymaj gębę na kłódkę.
Nagle przed samą ziemią, pegaz poderwał się do góry i tak bliski kontakt z ziemią został zażegnany.
Uchwyciłam spojrzenie Dylana, który tylko się śmiał ukazując rząd białych zębów. Znowu poczułam piękne letnie powietrze, które otulało moją skórę, jak matka to robi swojemu dziecku. Spokojnie i delikatnie. Wiatr był chyba najpiękniejszą rzeczą na świecie, pomijając oczywiście słodycze i słońce. Taki lekki wietrzyk był dosłownie lekarstwem na każde zmartwienie.
Przytuliłam się do chłopaka, a do moich nozdrzy od razu dostał się zapach jego perfum, które zmieszały się z wiatrem. Nigdy nie lubiłam takiego zapachu jednak w tej chwili nic nie było normalne. Szczególnie pegaz, który był aktualnie w powietrzy z dwoma istotami.
-Podoba się?- spytał się.
-Jest świetnie- zaśmiałam się.- Ale wracajmy.
-Się robi, księżniczko- uśmiechnął się do mnie przez ramię, a Joker zaczął powoli obniżać swój lot.
Zamknęłam lekko oczy i napawałam się ostatkami tego co było parę metrów wyżej. Pegaz wylądował na ziemi dość spokojnie chociaż dla mnie było to i tak nie lada przeżyciem. W końcu nie na co dzień latam sobie w przestworzach.
Dylan pomógł mi zsiąść z Jokera, który teraz schował swoje skrzydła na grzbiet i spojrzał na mnie tymi swoimi wielkimi ślepiami.
-Co malutki?- zaśmiałam się i pogłaskałam go głowie. Ten w odpowiedzi tylko zarżał mi prosto w twarz. No świetnie.
-Poczekasz?- spytał się mnie Dylan.- Odprowadzę Jokera ok?
-Jasne- uśmiechnęłam się lekko i usiadłam pod drzewem.
Lekko przymknęłam oczy i próbowałam otrząsnąć się z tego, co przed chwilą było. Tak naprawdę nigdy nie wierzyłam w to, że kiedykolwiek będę mogła wznieść się wysoko ponad chmury i po prostu... Żyć.
Po mojej głowie nadal jednak wędrują tajemnice, które spowijają Akademię ciemną mgłą. Od ilu lat ona istnieje? Kto mieszkał tu przede mną? Czy to aby ja jestem Panującą nad Tęczą? Ale czy to możliwe? Czy rzeczywiście mam tu wszędzie wrogów, a moją jedyną ochroną są w tej chwili dwaj tajemniczy strażnic? No dobra, ale jeśli nawet mam tu tych dwóch stróżów to... to kim oni są?Albo one...
Spojrzałam jeszcze raz na mój tatuaż na prawym palcu i znowu zaczęłam jeździć po jego konturach. Tęczowa rzeka, która płynęła pod moją skórą, nagle zrobiła się jakby bardziej wyrazista. Bardziej barwna. Zmarszczyłam lekko brwi i wyprostowałam rękę... Poczułam jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
Dokładnie na nadgarstku mogłam dostrzec kolejny tatuaż. Ten jednak miał złote kontury, jak świeczka na początku. Przedstawiał on Jokera. Jednak nie to mnie zaniepokoiło... Na Jokerze byłam i ja i Dylan. Ja – mieniłam się tęczą, a Dylan złotem.
Wzięłam głęboki wdech próbując się uspokoić.
Czy to znaczy, że teraz każda rzecz związana z magią zostanie uwieczniona na moim ciele? Nie mogę się tu uczyć. Nie chcę być cała w tatuażach. No dobra... Chciałam sobie zrobić kiedyś taki napis na przedramieniu, ale to tyle! Nie chciałam nigdy mieć tatuaży zamiast skóry!
-Kogo my tu mamy?- usłyszałam na głową damski głos. Podniosłam lekko wzrok, żeby spojrzeć w górę i napotkałam tam dwie niewysokie sylwetki, przypuszczam, że damskie, i jedną męską.
Jedna z dziewczyn złapała mnie za ramię, wbijając przy tym swoje pazury pod skórę i szybko podniosła mnie do góry. Jęknęłam boleśnie, a kiedy dziewczyna mnie puściła zauważyłam, że z ręki zaczyna cieknąć pojedyncza stróżka krwi... Co jest z tutejszymi nastolatkami?
Spojrzałam na zgromadzonych i już wiedziałam. Na czele tej bandy stała Olivia we własnej osobie. Tym razem jednak miała na sobie ciemne spodnie i zieloną bluzę co kompletnie do niej nie pasowało. Na ramieniu widniał łuk razem z kołczanem, i szczerze mówiąc... Ja już zaczęłam się bać.
Dziewczyna, która wbiła mi się w ramię była blondynką o niesamowicie fiołkowych oczach. Pewnie nosi soczewki... Była ubrana podobnie jak Olivia jednak zamiast łuku miała siekierę... Mam nadzieję, że wzięła ją TYLKO po to, żeby pościnać drzewa.
Chłopak natomiast również solidaryzował się z dziewczynami w kwestii ubrań jednak on miał miecz i tarczę... Zastanawiam się tylko po co?
Olivia nie czekając ani chwili przygwoździła mnie do drzewa, łapiąc za szyję. Nie, nie chciała mnie udusić. Gdyby chciała to na pewno jej koleżaneczka z siekierą załatwiłaby sprawę szybciej. Dużo szybciej.
-Słuchaj, nowa- wymówiła ostatnie słowo jakby z pogardą.- Nie wiem co ci te twoje „koleżaneczki” powiedziały, ale to łowcy tu rządzą, jasne?
Kiwnęłam głową przestraszona, a Olivia się tylko uśmiechnęła. Odsunęła się lekko ode mnie, dlatego odetchnęłam z ulgą jednak nie był to dobry ruch. Brunetka zamachnęła się, przecinając powietrze ze świstem po czym wymierzyła mi siarczystego policzka. Złapałam się za szybko puchnące miejsce, a z moich oczu poleciały łzy. Co jak co ale ta mała małpa ma trochę siły. Bolące miejsce zaczęło szczypać i robić się czerwone jednak to nie był koniec.
Olivia jednym ruchem powaliła mnie na ziemię, tak, że upadłam na plecy, przez co doświadczyłam podwójnego bólu. Jednak nie to było najgorsze. Chłopak stanął nade mną z cwaniackim uśmieszkiem i wyciągnął swój mniejszy miecz po czym uklęknął przy mnie. Przystawił mi go prosto do zdrowego policzka, a ja niemal od razu poczułam zimno.
-Tylko spróbuj coś powiedzieć swoim kolegą.- uśmiechnął się i wbił ten miecz prosto w mój polik. Wrzasnęłam z bólu jednak on szybko położył mi na ustach swoją brudną rękę przez co nikt już nie mógł mnie usłyszeć.
On dalej przesuwał miecz, a ciepła krew spływała z mojej twarzy. Czułam jakby na moje poliki ktoś położył rozżarzone węgle. To tak bolało! Jedynie moje łzy ochładzały nieco bolące miejsca jednak to też było mało.
Chłopak skończył swoje ”dzieło” i chowając miecz, wstał. Cała trójka stanęła nade mną, a ja poczułam się taka mała i bezradna. Wstyd jednak był wszechogarniający.
Blondynka jeszcze kopnęła mnie w brzuch po czym odeszli.
Zwijałam się z bólu nie wiem przez ile minut. Próbowałam krzyczeć jednak nadal czułam na ustach jego ohydną, brudną rękę więc na nic się to nie zdało. Bezradność opanowywała moje całe ciało, a zapas łez jakby się nie kończył.
Potem chyba straciłam przytomność.

-Czy... się... zdrowa?- do mojej świadomości trafiały pojedyncze słowa, których nijak nie mogłam zrozumieć. To było jak gonienie czegoś jednak nie wiadomo czego. Próbowałam wrócić i otworzyć oczy, które teraz wydawały się cięższe niż cały świat.
-Pewności... mamy... dzwoniłaś... w związku... jej ręku?
Na początku poruszyłam ręką co uznałam za dobry ruch i trzymałam się tego jak najbardziej.
-Chyba się budzi- tym razem usłyszała całe zdanie. Mało tego. Wiedziałam kto je wypowiedział. Elianna.
Kiedy ścisnęłam rękę w pięść uznałam, że może moje powieki będą już o wiele lżejsze dlatego spróbowałam je otworzyć. Okazały się lekkie jak piórko dlatego musiałam natychmiast je zamknąć przez oślepiające światło.
-Proszę zawołać doktora!- krzyknęła jakaś kobieta, a ja poczułam jak ktoś ściska moją rękę. Była to duża, ciepła dłoń, której uścisk był mocny i pewny.
-Maggie?- poczułam jakby ktoś poraził mnie piorunem. Znałam ten głos. Aż za dobrze. Otworzyłam szybko oczy i spojrzałam na bruneta. Jego spojrzenie było przepełnione strachem jak i bólem jednak ten wyraz natychmiast znikł. Został zastąpiony przez szczęście, które malowało się na jego twarzy.
-Dylan- uśmiechnęłam się lekko jednak było to zły pomysł ponieważ cały ból z moich policzków powrócił w mniej niż sekundę. Zacisnęłam lekko oczy jednak od razu poczułam jak chłopak ściska moją rękę.
-Nawet nie próbuj się uśmiechać- zaśmiał się smutno, a ja całą moją energię przeznaczyłam na to, żeby się nie uśmiechnąć.
Dylan nagle stał się osobą, którą znałam całe życie. Coś podświadomie mówiło mi, że mogę mu zaufać, że on mnie nie zrani i nie opuści w najgorszej chwili. Coś było w jego tęczówkach, że dawały mi one bezpieczeństwo. Piękne bezpieczeństwo.
-Panie Weston! - krzyknął jakiś facet.- Proszę się odsunąć!- był to doktor.
Spojrzałam na Dylana i poczułam chłód kiedy puścił moją rękę. Chyba lepiej było spać tak w nieskończoność. Tak... Zdecydowanie mogłam dłużej spać.
-Dzień dobry panno Scofield!- krzyknął doktor, a ja już go znienawidziłam. On jest gorszy niż budzik. Gorszy niż moja pani od geografii. Gorszy od samego diabła... Nie... Budzik jest gorszy.- Jak się pani miewa?
-Chyba dobrze- odpowiedziałam szybko i zaczęłam się przeciągać jednak rany od razu mi to uniemożliwiły. Poczułam niewyobrażalny ból w okolicach brzucha przez co od razu zgięłam się w pół.- Może jednak nie- odparłam próbując powrócić do poprzedniej pozycji.
-Rozumiem- doktorek coś zanotował, a później spojrzał na mnie zza swoich okularów.- Czy zgadza się panienka na magiczne leczenie?
-Słucham?- powiedziałam nieco zdziwiona (i może przestraszona?). Ci wariaci leczą się tu za pomocą magii? No bez jaj... serio? Chryste...
-Maggie nie zna jeszcze zasad leczenia magią- mówi Elianna i od razu pojawia się po drugiej stronie łóżka.- Proszę to zastosować ponieważ jutro jest szkoła i nie może tego przegapić.
Spoglądam na Eliannę jak na samego diabła. Czy ona właśnie oszczędziła mi jednego czy dwóch dni wolnego? Kiedyś ją naprawdę uduszę. Nie będzie się nawet tego spodziewać. A co! Zaciągnę ją do ciemnego lasu, a tam...
-Maggie, kiedy indziej pofantazjuj o mojej śmierci, dobrze?- powiedziała Elianna, a ja o mały włosy nie spadłam z tego szpitalnego, niewygodnego łóżka.
-Mówiłaś, że nie możesz czytać w moich myślach na terenie Akademii!- krzyknęłam poirytowana.
-Jesteśmy w szpitalu, parę kilometrów od Akademii- westchnęła.- Ale nie martw się. Przyzwyczaiłam się już do tego, że tak obsesyjnie pragniesz mojej śmierci.
-Świetnie- mruknęłam.
-Dobrze... Czy możecie wszyscy stąd wyjść?- powiedział zirytowany doktor.
Sala znowu stała się pusta, a ja zostałam sam na sam z doktorem.

-Nie wierzę!- mówię kiedy wychodzę cała zdrowa ze szpitala.
Po moich ranach nie ma ani śladu. Dosłownie. Mogę normalnie się uśmiechać, chodzić – wszystko. Nie mam nawet blizny!
Na dworze zrobiło się już ciemno przez co od razu owiewa mnie zimny wietrzyk. Jednak nie przeszkadza mi to. Uwielbiam czuć chłód. Nie wiem... Po prostu to pobudza mnie do życia.
Poczułam jak ktoś zarzuca mi na ramiona coś ciepłego przez co od razu złapałam materiał. Była to bluza. Dużo za duża bluza. Czarna bluza Dylana. Spojrzałam do tyłu i napotkałam wzrok bruneta, który przypatrywał mi się.
-Widziałem, że masz gęsią skórkę- uśmiechnął się.
-A tobie nie będzie zimno?- zaśmiałam się i odczekałam chwilę, żeby wyrównać z nim kroku.
-Jesteś damą, Maggie- spojrzał na mnie tymi swoimi brązowymi oczami.- A dżentelmeni muszą dbać o swoje damy.
-Czyli jesteś dżentelmenem?- zaśmiałam się.
-A nie zauważyłaś tego?
-Wiesz... większość kobiet uważa dżentelmenów za gatunek, który wyginął.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony. Wzruszyłam lekko ramionami i wtedy stało się coś czego się nie spodziewałam.
-Puszczaj mnie baranie!- wrzasnęłam kiedy zorientowałam się, że znalazłam się na rękach Dylana. Ten jednak nic sobie z tego nie robił. Zupełnie nic.
-Chyba się przesłyszałem... Chciałaś powiedzieć „dżentelmenie” prawda?- spojrzał na mnie z tym swoim zwycięskim wyrazem twarzy, a ja czułam się coraz bardziej skrępowana.
Fakt faktem, od podstawówki żaden chłopak/mężczyzna nie nosił mnie na rękach. Tak naprawdę nigdy nie miałam chłopaka. Po prostu nie miał mnie kto nosić na rękach dlatego teraz... Teraz kiedy czuję jak Dylan bezkarnie dotyka moje nogi i plecy... Po prostu czuję się niezręcznie.
Wraz z faktem, że sobie to uświadamiam czuję jak się rumienię, co na pewno nie umyka uwadze Dylana, który nadal mi się przypatruje.
-Już rozumiem...- zaśmiał się.- Nie byłaś nigdy w Takiej sytuacji?
-Byłam, ośle- skłamałam.
-Nie wierz jej Dylan!- krzyczy Elianna.
-Jak mogłaś!- krzyczę lekko ze śmiechem na co dyrektorka wzrusza ramionami.
-Ja wam tylko pomagam- mówi i puszcza nam oko.
Nawet nie chce wiedzieć co miała na myśli.

--------------------------------
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam!
Spokojnie mam całkiem niezłą wymówkę za to ,że nie było wczoraj rozdziału :D. Otóż był w moim mieście koncert Kultu i po prostu nie mogłam na nim nie być. Obiecałam sobie ,że zaraz po tym jak wrócę to wstawię tu rozdział, jednak byłam tak zmęczona ,że jak przyszłam to padłam w ubraniach na łóżko i tak spałam do czternastej :D. Ale było naprawdę świetnie :D.
No i jak Wam się podoba rozdział? Bo ja szczerze powiedziawszy jestem z niego zadowolona. Jest to według mnie jeden z najlepszych, a wy co o nim sądzicie?
Mam nadzieję ,że mi to wybaczycie no i do zobaczenia za tydzień :).
Black Star

Edit: Mam do Was jeszcze pytanie... Czy znacie jakieś blogi z szablonami? Osobiście mam już dosyć tego wyglądu bloga i próbuje znaleźć coś ciekawszego :D.

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 13

Kiedy podchodzi do mnie Dylan czuję się jakbym dryfowała gdzieś między jawą, a snem. Nie mam nawet odwagi spojrzeć na mały tatuaż na moim palcu. Czuję jakby to miejsce mnie piekło jednak wiem, że rękę jak zwykle mam chłodną jak lód.
Nigdy wcześniej nie czułam się tak bardzo dotknięta. Nie chodzi o to, że właśnie dowiedziałam się tego, że prawdopodobnie jestem Panującą nad Tęczą ale o to, że... że po prostu będę inna. Dlaczego nie mogę być normalna, jak wszyscy inni? Czemu to jest takie trudne? Nie wiem nawet czy mogę o tym wszystkim powiedzieć Eliannie, bo ona może być tym wrogiem... więc komu mam powiedzieć? Może któryś z moich ojców zejdzie na Ziemię i mi pomoże?
-Maggie!- słyszę Dylana i czuję jak potrząsa mną za ramiona.
-Czego?- odpowiadam wkurzona, że ktoś przerwał moje myśli.
-Co się stało?
-Nic- westchnęłam i schowałam książkę do torby.
W mojej głowie nadal była gonitwa myśli. Nie widać było jej początku ani końca. To tak jak z kłębkiem włóczki. Zaplącze się, a później szukaj początku albo końca. Jeszcze to pozbieraj, to jest dopiero zabawa. Tak samo jest z moimi myślami. Znalezieniu początku/końca to połowa sukcesu. Pozostaje jeszcze zwinięcie tego kłębku włóczki w jedną i porządną kupę. To dopiero wyczyn.
-Chodź, coś ci pokaże- powiedział Dylan, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
Nie opierałam się bo w mojej głowie nadal krążył wielki napis „Panująca nad Tęczą”. Jeszcze przydałaby mi się czapka wariatki.
Kiedy jesteśmy na korytarzu zauważam, że nie ma tu w ogóle uczniów. Jak w bibliotece aż się roi od łowców i innych istot, tak tutaj zero. Jest sobota, osiołku. Po co maja się kisić w szkole? W sumie racja ale...
Wychodzimy na zewnątrz i od razu czuję powiew zimnego powietrza. Jesień zbliża się do nas nieubłaganie, drodzy państwo. Radzimy zabrać dzisiaj ze sobą dodatkową bluzę i może kawałek uśmiechu, którego może zabraknąć podczas corocznej jesiennej depresji!
Boże, chyba mam rozdwojenie jaźni.
-Dylan... gdzie my idziemy?- spytałam lekko zdezorientowana. Napis „Panująca nad Tęczą” nadal był pierwszy w wyścigu o najważniejszą myśl i pozostawiał daleko w tyle swoich rywali.
-Jak to zobaczysz to dosłownie padniesz- spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Szczerze i bez żadnego podstępu. Bezproblemowo.
-Dylan...- westchnęłam.- Błagam cię, muszę dzisiaj skończyć to czytać, bo Elianna...- zamknęłam jadaczkę, gdy zobaczyłam przede mną... no właśnie.- Chyba sobie jaja robicie...
Załóżmy, że cofnęliście się do czasów kiedy byliście małymi dziećmi, gdzie dziewczynki marzyły o byciu księżniczką, a chłopcy o byciu rycerzem czy też żółwiem ninja albo batmanem. Pytanie jest bardziej skierowane do osób płci pięknej... Pamiętacie może waszą fascynację jednorożcami i pegazami? Piękne koniki z rogiem albo skrzydłami. Różowe albo fioletowe... Pamiętacie to?
Ja również to pamiętam.
A teraz moje dziecięce marzenie się spełnia.
Przede mną rozciąga się stajnia niewyobrażalnych wielkości. Już na samym wejściu słychać konie. Stukot kopyt i rżenie wszechobecne jak zawsze. Od razu wyczuwam ten specyficzny zapach jaki zawsze unosi się w stajniach. A w boksach? W boksach widać tysiące koni. Po prawej, w pierwszym boksie, dostrzegam pięknego, błękitnego pegaza. Jest dokładnie taki jak za mojego dzieciństwa.
Piękna biała grzywa spoczywała na jego szyi, a pojedyncze włoski spadały na czoło. Błękitna sierść była olśniewająca. Jakby był to jakiś materiał, a nie prawdziwa, końska skóra. Jego oczy promieniały jasnoniebieskimi tęczówkami, które się we mnie intensywnie wpatrywały. Spojrzałam na jego skrzydła, które schowane były na grzbiecie. Wyglądały tak krucho i niewinnie. Nie wiedziałam czy są to prawdziwe pióra jak u ptaków, czy może coś innego, jednak jego skrzydła były piękne. Wyglądały jakby były posypane jakimś brokatem bo co chwilę odbijał się w nich blask słońca.
-To Aria- powiedział Dylan nad moim uchem.- Czytałaś trochę o pegazach?- spytał.
Pokręciłam przecząco głową.
-Postaram ci się streścić to co byś wyczytała w „Dziejach istot”- mimo tego, że ciągle słuchałam Dylana moje oczy nadal wpatrywały się w Arię.- Pegazy to niezwykłe zwierzęta. Wróżki i anioły nie mogą ich posiadać, jednak czarodzieje, magowie i wilkołaki – jak najbardziej tak. Z jednorożcami jest na odwrót. Tylko anioły i wróżki mogą je mieć. Wracając jednak do pegazów, to one wybierają sobie właściciela. Jak? Dosyć prosto. Zazwyczaj dostrzegają w oczach istot odbicie siebie i przemawiają w ich myślach. Aria, jest to chyba najpotężniejszy pegaz w całej Akademii, jeśli nie na świecie. Jednak nadal nie znalazła właściciela. A szkoda. Chętnie bym ją przygarnął- wzruszył ramionami.
Przyglądałam się niebieskim tęczówką Arii, które były olśniewające. Były jak woda na Hawajach. Błękitna bez żadnej skazy.
-Krąży pogłoska, że Aria jest pegazem Delivera i już znalazła właściciela. Jak na razie jednak czekamy- mrugnął do mnie.- Chodź dalej. Przedstawię Ci Jokera.
Przeszliśmy w głąb stajni, a obok mnie rżało pełno koni. Wszystkie pegazy po Arii miały na tabliczkach imiona właścicieli. Drugi pegaz, zaraz po Arii był Elianny.
Joker okazał się być czarno-białym koniem z również łaciatymi skrzydłami co wyglądało dosyć komicznie. Czarna grzywa i biały ogon były naprawdę pięknym kontrastem. Na prawym oku miał łatkę w kształcie gwiazdy co było równoznaczne z cudem. Zawsze marzyłam o koniu, który będzie miał takie coś. Widać przeżyję moje dzieciństwo jeszcze raz.
-Hej Joker!- krzyknął radośnie Dylan do konia na co ten zarżał.- Cicho, ośle- zaśmiał się brunet i pogłaskał go.- Więc Jokerku poznaj Maggie, nowa uczennicę Akademii Magi!
Joker cofnął się lekko w boksie i... ukłonił mi się! Dosłownie! Klęknął na przednich nogach i pochylił głowę! Patrzyłam na to wielkimi oczami i z buzią rozwartą na całą szerokość z wrażenia.
-O jejku!- wyrwało mi się i od razu się zaśmiałam.
-Joker pyta czy masz ochotę na przejażdżkę?- powiedział Dylan w imieniu pegaza na co ja ledwo co nie zachłysnęłam się powietrzem.
-Przejażdżkę?!- powiedziałam może zbyt głośno, zdziwiona.- Chodzi ci o to, że po prostu jakoś usadzisz mnie na nim i będziemy sobie CHODZIĆ po LĄDZIE, prawda?- powiedziałam jak wariatka bo co chwilę przerywałam przez salwy śmiechu. Ta Akademia na pewno nie sprzyja mi. Oj nie.
-Maggie...- prychnął Dylan.- Ty kiedyś jechałaś na koniu? Na LĄDZIE?- spytał z tym swoim uśmieszkiem.
-Chyba cię pogięło. Ja NIGDY nie siedziałam na grzbiecie konia, a co dopiero SKRZYDLATEGO konia.
-Oj, nie daj się prosić- zamrugał oczkami.- Joker mrugaj- powiedział do pegaza co ten zaraz wykonał.
-Wariatkowo- zaśmiałam się.

*~*

-Oj, Maggie wsiadaj!- krzyknął Dylan z grzbietu pegaza.
Niby nic nie może mi się stać... Joker w końcu jest koniem/pegazem, któremu zależy na Dylanowi jednak co ze mną? Przecież jedyne co mogę sobie zrobić to spaść z parunastu metrów, złamać sobie obie nogi, kark i coś jeszcze albo zwariować. Jednak wydaje mi się, że to trzecie już mam zaliczone. I to od dawna.
-Joker!- krzyknął Dylan.- Ty ośle, zamknij się!- zaśmiał się nerwowo brunet.- Wsiadaj Maggie.- chłopak podał mi rękę, a ja... a ja nie wiem dlaczego ale chwyciłam ją, a po chwili siedziałam na grzbiecie pegaza za Dylanem.
Joker już dawno rozłożył skrzydła, które miały parę dobrych metrów szerokości jednak nogi musiałam trzymać zaciśnięte wokół pasa Dylana. Inaczej pegaz by nie poleciał (co swoją drogą chyba bardziej mnie przeraża). Czułam się niezwykle niekomfortowo gdy chłopak, którego znam ledwo jeden dzień ma zaciśnięte wokół swojego pasa moje nogi i jeszcze ja go muszę obejmować.
Oj to było niezręczne.
-Dobra Mag- zaczął brunet.- Joker będzie musiał się rozpędzić, żeby wzbić się w powietrze, tak? Kiedy zacznie machać skrzydłami może na chwilę przysłonić ci widok jednak kiedy znajdziemy się na odpowiedniej wysokości, bez problemu będziesz mogła zobaczyć świat z lotu ptaka- uśmiechnął się do mnie.- Joker mówi, że jesteś niezwykle lekka w porównaniu do mnie- zaśmiał się.
-Dzięki Joker.- odpowiedziałam nieco zmieszana. W końcu mówię do konia/pegaza prawda?
-Mówi dziękuję i... wiesz, że on czyta w twoich myślach, prawda?- spojrzał na mnie, a ja coś czuję, że moja twarz zrobiła się blada jak kreda.
Joker, nawet nie próbuj powiedzieć o moich myślach Dylanowi. Tylko spróbuj.
-Ale spokojnie. Joker to swój gość. Jeśli chcesz mu wyjawić jakąś tajemnicę to zatrzyma ją dla siebie- chłopak się uśmiechnął, a Joker obrócił łeb w moją stronę i albo mi się zdawało albo mrugnął do mnie... ja... ja nie wnikam.- Lecimy?
Wzięłam głęboki (naprawdę głęboki) wdech po czym odparłam:
-Tak- to chyba najgorsza decyzja w moim życiu.
Joker nawet nie poczekał na pozwolenie Dylana tylko od razu zaczął się rozpędzać. Wyglądało to trochę jak dwuosobowy samolot, który właśnie ma startować. Pegaz przeszedł chyba od razu w galop, a ja poczułam, że lecę do tyłu. Przez chwilę miałam wrażenie, że to koniec.
-Spokojnie księżniczko- powiedział Dylan odwracając się do mnie.- Trzymam cię- uśmiechnął się czule i odwrócił w stronę Jokera.
Raz kozie śmierć.
Przytuliłam się całym ciałem do Dylana. Czułam jego spokojne bicie serca, które w porównaniu z moim było niczym żółw. Moje? Moje zaś było gepardem. O tak... gepardem na Olimpiadzie, którego goni myśliwy. Zamknęłam oczy i wtuliłam się w jego ciało. Przekraczaliśmy chyba wszystkie bariery prywatności. Jestem pewna, że dzięki skrzydłom Jokera było tylko widać Dylana z czymś zawiniętym wokół pasa.
Poczułam zapach jego męskich perfum, które od razu przypadły mi do gusty. Nigdy ich nie lubiłam jednak te Dylana... tak... naprawdę mi się podobały.
Poczułam jak Joker odrywa się od ziemi przez co wtuliłam się w ciało bruneta jeszcze bardziej. Fakt, bałam się jak cholera. Tak naprawdę nigdy nie leciałam nawet samolotem... Można to uznać za pierwszą podróż w powietrzu?
-Nie tak mocno, księżniczko- zaśmiał się i złapał moje ręce, które kurczowo zacisnęłam wokół jego brzucha.- Otwórz oczy.
Pokręciłam głową.
-Zapomnij- szepnęłam, a mój głos był dziwnie zniekształcony. Zupełnie jakbym miała chrypę.
-Drugiego razu może nie być...- zaśmiał się.- No dawaj.
Boże przecież nie mogę tak po prostu ich otworzyć. To nienormalne.
A co robisz codziennie rano?
Wzięłam naprawdę głęboki wdech próbując uzmysłowić sobie, że jestem w swoim łóżku chociaż nawet to nie pomogło. Nie wiedziałam już GDZIE jest MOJE łóżko. Jednak próbowałam sobie wyobrazić jakiekolwiek inne miejsce spoczynku i tylko to w Akademii przychodziło mi na myśl.
Otworzyłam powoli oczy, najpierw jedno jednak gdy zobaczyłam to wszystko... Od razu moje oczy zrobiły się wielkie.
Czułam się jak w jakimś filmie fantastycznym, gdzie główny bohater pierwszy raz lata. Jak wzbija się ponad chmury i jak może zobaczyć to wszystko z lotu ptaka. Jak to jest poczuć wiatr, który przyjemnie otula moje ciało. Jak to jest zobaczyć piękne chmury, które wyglądają jak zrobione z waty cukrowej. Przed nami było słońce. Wielkie i jasne, jednak jeśli jest się parę kilometrów nad ziemią nic nie wygląda normalnie.
Nadal trzymałam się Dylana nogami, które oplotłam wokół jego pasa jednak puściłam go rękoma. Wyprostowałam się jak struna i rozprostowałam ramiona. Chciałam poczuć się wolna. I właśnie to się stało. Przymknęłam lekko oczy i rozkoszowałam się wiatrem, który przepływał przez całe moje ciało.
Czułam się wolna.
-Uważaj bo spadniesz- zaśmiał się Dylan i jednocześnie wyrwał mnie z tego zachwytu.
Złapałam się go szybko, bojąc się, że spadnę i rozkoszowałam się dalej powietrzem, które jakby tutaj było zupełnie inne. Jakby wszystko, tutaj na górze, było inne. Inaczej spojrzałam na świat, który był dobry kawałek pode mną. Spojrzałam na to wszystko z grzbietu pegaza imieniem Joker. Joker może i umie czytać w moich myślach – to dobrze. Gdybym mogła nakręciłabym to wszystko, żeby móc codziennie przed snem pooglądać sobie to piękno.
-Gotowa na zabawę?- spytał Dylan patrząc na mnie przez ramię.
Chciałam się go zapytać o co mu chodzi jednak nie było mi to dane.
Joker nagle poleciał prosto w dół.

-----------------------
Jestem fatalną pisarką. Serio. Pegazy i jednorożce? Nie było mnie stać na coś lepszego? Nie ważne :D.
Więc witam Was w ten majowy poranek (rocznica mojej komunii ale cicho :D) i zanudzam Was moimi małymi twórczościami. No cóż... Jakimś cudem skończyłam rozdział 15 więc spokojnie, nie ma się o co martwić. Teraz kolejny tydzień lub dwa przesiedzę nad szesnastym :D.
Trzymajcie się ;*
Black Star

niedziela, 4 maja 2014

Liebster Award

No także zostałam nominowana przez: http://poza-naszymi-marzeniami.blogspot.com/
Wielkie dzięki dziewczyny ;)
Jest to moja pierwsza nominacja więc jakbym coś poknociła, przekabaciła itd. to niezmiernie przepraszam.

Nominację do Liebster Award jest otrzymywana od innego bloggera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 blogów
(informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

1. Jak masz na imię.?
Inga :)

2. Kolor pościeli.?
To znaczy... Taka biała ale z takimi niebieskimi i granatowymi kółeczkami. Ogólnie wygląda jakby ktoś zrobił to na "odwal się" ale ja ją uwielbiam :D. 

3. Ulubione powiedzonko z dzieciństwa.?
Kita, co oznaczało w moim języku piłka :D

4. Śpisz z misiem.?
Ale tylko jak się boję!

5. Zainteresowania ( min 2 ;p ).?
Pisarstwo od sierpnia 2013, a fotografia to tak naprawdę zawsze się gdzieś tam przeplatała w moim życiu. Moi dziadkowie do dzisiaj mają zdjęcie ,które im zrobiłam (jest naprawdę świetne, aż dziwię się ,że zrobiłam je zwykłą cyfrówką :D)

6. Słodycze czy owoce.?
Słodycze :3

7. Miasto czy wieś.? 
Zdecydowanie miasto, jednak uważam ,że zawsze musiałabym mieć jakąś działkę na wsi ,żeby odpocząć czasem od tego szumu i pośpiechu w mieście.

8. Czy chciałabyś/chciałbyś być robotem.?
Szczerze mówiąc to chciałabym. Mogłabym robić wszystko co mi się żywnie podoba i nic by mi się nie stało. A najlepiej by było gdybym umiała latać :D. 

9 Jak sądzisz, istnieją kosmici.? 
Oczywiście, że tak! A kto zbudował piramidy? :D

10. Gdybyś mogła/ mógłbyś być zwierzakiem, to jakim.?
Leniwcem :3. Farciarze tylko śpią i jedzą :D

11. Jakbyś mogła/ mógł w wieku 95 lat ( jeżeli dożyjesz xd ) polecieć w kosmos. Poleciałabyś/ poleciałbyś.?
Wydaje mi się ,że by mi się nie chciało, jednak gdyby było wygodnie w tej całej rakiecie to owszem. Kosmos od dziecka mnie fascynował.

Blogi ,które nominuje:
1. http://sick-with-love.blogspot.com/
2. http://ahiknow.blogspot.com/
3. http://rusz-wilczym-tropem.blogspot.com/
4. http://diary-ordinary-girl.blogspot.com/
5. http://my-imperfect-mind.blogspot.com/
6. http://pain-and-love-1d.blogspot.com/
7. http://onlyyoucanchangeme.blogspot.com/
8. http://love-death-who-win.blogspot.com/

Więcej blogów nie nominuje bo po prostu uważam ,że te blogi powyżej są świetne i na to zasługują :D.

Moje pytania:

1. Twoim marzeniem jest...?
2. Gdybyś mógł/a przeczytać myśli jednej osoby kto to by był?
3. Lubisz Igrzyska Śmierci?
4. Ulubiona książka?
5. Ulubiony autor książek? (o ile takowego posiadasz)
6. Jeśli teraz słuchasz jakiejś muzyki to jakiego utworu? A jeśli nie to jaki utwór/piosenkę ostatnio słuchałeś/aś?
7. Gdyby ludzie zniknęli na jeden dzień co byś zrobił/a? Wszelkie środki transportu, restauracje, sklepy są do twojej dyspozycji sterowane magicznymi siłami.
8. Jeśli mógłbyś/mogłabyś wybrać sobie jakąś "moc typu czytanie w myślach albo latanie to co by to było?
9. Kiedy masz urodziny?
10. Lubisz sok jabłkowy?
11. Gdybyś mógł/a być głównym/ą bohaterem/ką jakiejś książki kim byś był/była?

Zabawa rozpoczęta :D
Black Star

P.S. Nie obawiajcie się bowiem powiadam ,że wena wróciła :D. Niech żyje wena!

sobota, 3 maja 2014

Rozdział 12

-Mógłbyś mnie zaprowadzić do biblioteki?- pytam.
-Ja cię zaprowadzę- mówi Dylan, który nagle pojawia się w kuchni.
A może jednak mam adoratora?
Prędzej stanę na rzęsach, niż w to uwierzę.
Dylan jednak stał w progu kuchni i patrzył na mnie wyczekującym wzrokiem. Znowu dostrzegłam coś w jego oczach, co... sama już nie wiem co. Spogląda na mnie z zaintrygowanym wyrazem twarzy, podczas gdy moja pewnie była podobna do krowy na granicy... Nie wiem co by miała robić krowa na granicy ale pomińmy ten szczegół. Moja nauczycielka polskiego w podstawówce zawsze tak mówiła kiedy ktoś tępo gapił się na nią jakby czekając na cud.
-Spoko- mówi Josh i puszcza do mnie oko. A to co miało znaczyć?
Dylan nadal mi się przypatruje jednak ja idę do korytarza. Nie zamierzam toczyć z nim pojedynku na wzrok lub Bóg wie co jeszcze...
-Maggie?- mówi Dylan kiedy jesteśmy już na dworze.- Mogę zadać Ci pytanko?
-A jakie konkretnie?
-Kim jesteś?- spojrzał mi w oczy. Co ty masz z tymi oczami? To jest normalne, że ludzie kiedy rozmawiają ze sobą patrzą w swoje paczałka.
Problem w tym, że my nie jesteśmy ludźmi.
-Nie wiem- odpowiedziałam szybko.
Swoją drogą to naprawdę chciałabym się dowiedzieć. Nie lubię żyć w niepewności.
Resztę drogi szliśmy w milczeniu.
I dobrze.
Nie lubię się odzywać. Tak naprawdę nigdy nie „kolegowałam” się z chłopakami. Zawsze wolałam towarzystwo dziewczyn, które jakoś mniej mnie stresowało niż płeć męska. Zawsze byłam bardziej milczącą osobą. Nigdy się nie wyróżniałam, a moim znienawidzonym dniem były moje urodziny. Wtedy wszyscy skupiali swoją uwagę na mnie ,której za nic w świecie nie chciałam.
-To tu- powiedział Dylan, a ja spostrzegłam, że stoimy przed drzwiami z napisem „Biblioteka”. Czy ja zawsze muszę się tak zamyślać?
Obróciłam się w stronę chłopaka z uśmiechem na ustach.
-Dzięki- powiedziałam i już chciałam wejść do tego pomieszczenia, w które wiem ,że będę uwielbiała przebywać, kiedy Dylan łapie mnie za rękę.
-W bibliotece przebywa dużo łowców. Proszę, trzymaj się z daleka od ich toporów i łuków- powiedział śmiertelnie poważnie patrząc mi w oczy. Musiał się trochę pochylić ponieważ no cóż, nie mam 175 cm jak wszystkie modelki. Trzymam się przy swoich 167 cm jednak rzeczywiście wolałabym być nieco wyższa. Jak zwykle zresztą.
-Postaram się- uśmiecham się do niego i już naciskam klamkę drzwi kiedy jeszcze słyszę jego głos.
-Za dwie godziny do ciebie wpadnę.
Oj znacznie więcej czasu tu spędzę...

Biblioteka Akademii Magii gdzieś pośrodku kraju „Nigdzie” jest naprawdę piękna. Nie mówię tego, żeby ubarwić Wam odbiór. Ona naprawdę jest piękna.
Zachowana w stylu średniowiecznym czytelnia powala na kolana. Gdy się tu wchodzi od razu można wyczuć specyficzny zapach książek, który tak bardzo uwielbiam w przeciwieństwie do moich rodziców. Zawsze kiedy kupowali mi książki, dawałam im je do powąchania, a oni „to śmierdzi, Maggie”. Nigdy ich nie rozumiałam.
Całe pomieszczenie jest wypełnione dywanami. To znaczy jednym WIELKIM dywanem. Biblioteka jest wysoka na dwa piętra, a półki sięgają sufitu, jednak jest ich nie wiele ponieważ wokół całego pomieszczenia biegnie balkon z mniejszymi meblami. Wszystko jest bardzo dobrze oświetlone co strasznie mnie cieszy. W mojej poprzedniej „oazie spokoju” było naprawdę słabe oświetlenie.
Biblioteka jest wyposażona w całe setki kanap, miękkich foteli i miliony poduszek. Są tu też stoliki jednak zdarzają się niezwykle rzadko. Na kanapach nie ma rozwalonych uczniów jakby to pewnie wyglądało w mojej szkole, a jedynie pilni nastolatkowie. Przeważnie na pierwszych meblach od wejścia siedzą same dzieci. Mają może dziewięć, dziesięć lat. Dziwi mnie w ogóle ich obecność tutaj. Nigdy nie widziałam chyba tak wielu czytających osób w tak młodym wieku jak tutaj. Przyjrzałam się książką, które uważnie studiowały i ze zdumieniem spostrzegłam, że są to podręczniki szkolne. Do matematyki, angielskiego, historii – wszystko.
Otrząsnęłam się nieco i podeszłam do bibliotekarki, która siedziała teraz za bardzo podobnym biurkiem jakie mam u siebie w pokoju.
Była to młoda kobieta. Jeśli ktoś na ulicy zapytał by mnie ile ona ma lat, to odpowiedziałabym bez wahania, że jest starsza ode mnie o rok, dwa maksymalnie. Wyglądała normalnie. Żadnych skrzydeł ani Bóg wie czego jeszcze. Miała proste, czarne jak smoła włosy, które opadały jej na plecy i sięgały do pasa.
-Dzień dobry- powiedziałam, a kobieta podniosła na mnie wzrok. Miała piękne, niebieskie tęczówki. Były jasne jak lazurowa woda na Hawajach. Aż trudno mi było uwierzyć, że to mogą być jej prawdziwe oczy.
Zawsze może nosić soczewki...
-Mogłaby mi Pani pokazać...
-Mów mi Ellie, albo Eleanor- uśmiechnęła się ukazując rząd białych zębów. Od razu ja polubiłam.- Nienawidzę kiedy osoby niewiele młodsze mówią mi per pani- zaśmiała się.- Ale to jak większość nauczycieli w tej szkole. No jedynie Profesor Frankson lubi jak mówi się do niego per profesorze ale to równy gość.
Już wiem, że bibliotekarka Ellie jest wielką gadułą.
-W czym mogę Ci pomóc?- zapytała i się uśmiechnęła.
-Szukam książki a konkretnie „Dzieje Istot” i „Historia Czarodziejów”- odpowiedziałam a Ellie przewróciła oczami. Swoją drogą kiedy nawet w myślach nazywam ją per Ellie czuję się bardziej jakbym rozmawiała z koleżanką z klasy, a nie z dorosłą osobą.
-Rozumiem, że jesteś tu nowa- zaśmiała się.- Chodź, pokażę Ci gdzie to jest...- powiedziała wyczekująco.
-Scofield Maggie- odpowiedziałam szybko.
-Dobrze- uśmiechnęła się.- Chodźmy zatem, Scofield Maggie.

~***~

Istotom nie wolno się ujawnić.
Istotom nie wolno wychodzić poza teren Akademii przed jej ukończeniem.
Istotom nie wolno mieszać się w sprawy ludzkie.
Istotom nie wolno praktykować magii w miejscach publicznych, ani ludzkich.
Istotom nie wolno uciekać. Akademia zawsze musi znać ich położenie.
Istotom nie wolno czcić ludzkiego Boga.
Istotom nie wolno niszczyć mienia Akademii.
Istotom nie wolno lekceważyć żądań Delivera.
Istotom nie wolno...

-Może jeszcze jeść, co?- szepnęłam sama do siebie czytając zasady Istot. Kompletna nuda. Nie wolno Ci tego i tamtego, a tamto to już w ogóle zakazane. Może od razu mnie zabijcie, co?
Zamknęłam „Dzieje istot”, które zaczynały się właśnie od reguł i otworzyłam „Historię Czarodziejów”. Spojrzałam na mój mały tatuaż, który nadal był tak barwny jak parę godzin temu. Albo nawet bardziej.
Otworzyłam spis treści, żeby poszukać czegoś o tym „czymś” na mojej ręce. Nie wiem... "Trudne przypadki"? A może "Odmienni"? Elianna mówiła, że jeszcze nigdy nie spotkała się z takim przypadkiem.
Spojrzałam na małą świeczkę na wskazującym palcu. Nadal w jej konturach płynęła kolorowa maź. Dotknęłam jej lekko bojąc się, że zostanie mi jej trochę na placu jednak to wyglądało tak, jakby płynęło pod skórą. Tyle, że ja to widzę. Sama nie wiem co o tym myśleć.
Otworzyłam na rozdziale „Tajemnicze i niewyjaśnione przypadki”. Był to obszerny dział tej książki, chyba jeden z najdłuższych. Miał nawet podrozdziały. Było ich wiele. Na jednej stronie mieściły się max trzy przypadki, jednak zazwyczaj były tylko dwa. Powoli zaczęłam czytać kolejne słowa.
Czarodziej, który stracił swoją moc,
Czarodziej, który nigdy nie ukończył Akademii,
Czarodziej, który sprawił, że zniknął...

Wszystko to mnie nie interesowało.
Kartkowałam książkę w poszukiwaniu czegokolwiek o moim przypadku, ale nic nie znalazła. Same "Czarodziej, który był pierwszym i ostatnim", "Czarodziej, który z każdym zaklęciem tracił włosy"... nic. Kompletnie nic nie znalazłam.
Postanowiłam przeczytać rozdział zatytułowany „Córka Delivera, Panująca nad Tęczą”. Panująca nad tęczą? Spojrzałam na mój palec, na którym kolory jakby zaczęły się szybciej poruszać...
"Legenda głosi, że wieki temu Deliver wdał się w romans z boginią Słońca – Eryką. Była najpiękniejszą spośród wszystkich patronek aniołów, a sama była aniołem stróżem Delivera. To dzięki niej każdego dnia wschodzi i zachodzi słońce.
Eryka i Deliver poznali się jeszcze jako dzieci, wtedy, kiedy żadne z nich nie znało swojej mocy i potęgi. Byli parą przez długi czas. Kiedy osiągnęli pełnoletność okazało się, że bogini jest w ciąży. Jednak Eryka nie pozostała wierna Deliverowi. Dziecko, które nosiła w sobie było nie tylko Delivera, ale też Czarnego Anioła i Boga światła – Fernanda.
Fernando Bogiem światła był od bardzo dawna i kiedy poznał Erykę, była ona bardzo mała.
Czarny Anioł i Fernando wyparli się tego dziecka dlatego odpowiedzialność spadła na Delivera, który w tamtych czasach był tylko człowiekiem tak samo jak Eryka. Deliver nie mógł znieść myśli, że jego Eryka go zdradziła, dlatego zostawił jej środki do życia i wyjechał. Wyjechał do znanej wtedy tylko nielicznym Ameryki Północnej i zostawił Erykę samą w Europie.
Wtem Eryka została odkryta jako Bogini Słońca. Urodziła i zostawiła dziecko w rzece gdzie czekała je pewna śmierć.
Legenda głosi, że była to dziewczynka. Czarny Anioł, który nie mógł patrzeć jak Eryka zostawia córkę na pastwę losu, zostawił ją na Antarktydzie gdzie jej małe ciałko miało pozostać w stanie hibernacji do czasu, aż Deliver i Eryka się pogodzą.
Legenda głosi ,że gdy to się stanie dziewczynka wyjdzie z bryły lodowej jako Panująca nad Tęczą. Wróci do rodziców, którzy wychowają ją do momentu jej pełnoletności. Wtedy to ona przejmie wszystkie rządy, a jej rodzice będą mogli wreszcie odpocząć.
Do tej pory nie wiadomo gdzie znajduje się Deliver i Eryka. Mówią, że oboje siedzą w Niebie jednak nie chcą ze sobą rozmawiać. Mówi się, że Deliver jednak codziennie obserwuje swoją córeczkę z Nieba jak jej małe ciałko pozostaje w zamarznięciu.

Panująca nad tęczą... Przecież tęcza jest rzeczą widzialną, więc każdy może nad nią panować prawda? I Mag i Czarodziej... Więc czemu ta dziewczynka jest taka niezwykła.
-Nudne, no nie?- podskoczyłam ze strachu kiedy usłyszałam głos Dylana tuż przy moim uchu. Brunet się tylko zaśmiał i usiadł naprzeciwko mnie.- O czym czytasz?- spojrzał na moją książkę.- Panująca nad Tęczą...- zaśmiał się.- Podobno to tylko mit wymyślony przez ludzi, którzy dowiedzieli się o istotach.
-O co w ogóle chodzi z tą „Panującą nad Tęczą”?- rysuje w powietrzu cudzysłów.- Przecież tęcza jest rzeczą widzialną.
Dylan zaśmiał się głośno co spotkało się z kilkoma wścibskimi spojrzeniami łowców.
-Czy ty naprawdę nie zaczęłaś czytać od początku?- zaśmiał się. Kiwnęłam nieznacznie głową. Westchnął.- Nad tęczą nikt nie może panować. Ten kto będzie mógł nad nią zapanować, zaprowadzi spokój na świecie, a ludzie dowiedzą się o istotach.
Czuję jakbym wstrzymała oddech.
-Ale przecież możemy powiedzieć ludziom...- zawahałam się jakiego słowa użyć.- O nas.
Dylan pokręcił głową.
-Wielu próbowało. Raz nawet wszystkie Akademie na świecie podjęły decyzję o powiedzeniu o sobie ludziom.
-Udało im się?- spytałam z nadzieją.
-A widzisz, żeby spacerowali tu sobie jacyś ludzie?- spytał.- Nie udało im się bo nad rasą ludzką ciąży klątwa założona przez Czarnego Anioła. Gdybyś zaczęła od początku może być wiedziała kim jest ojciec Panującej nad Tęczą ale spróbuje ci streścić. Czarny Anioł stwierdził, że ludzie nie mogą się dowiedzieć o istotach bo przewidział tego katastrofalne skutki. Dlatego nałożył na ludzi klątwę. Kiedy jakiś człowiek dowie się o istotach – umiera.
Przełknęłam głośno ślinę.
-Panująca nad Tęczą jako jego córka mogłaby tą klątwę zdjąć, a wtedy ludzie dowiedzieliby się o istotach. Czarodzieje sprawiliby, że naukowcy nie robiliby na nas eksperymentów i zapanowałby spokój na Ziemi.
-A skąd będzie wiadomo czy Deliver i Eryka się pogodzili?- spytałam czując palpitację serca.
-W następnym rozdziale jest coś napisane o tym, że Deliver ma swoich wysłanników. Kiedy dwoje amorów się pogodzi do każdej Akademii na świecie trafi taka wiadomość.
-A czy on na pewno ma tych wysłanników? No bo przecież to może być tylko legenda...
-Nie mów, że uwierzyłaś w tą legendę o Panującej nad Tęczą?- zaśmiał się.- Na Panującą nad Tęczą czekamy już od wielu tysięcy a nawet milionów lat. Myślisz, że Deliver i Eryka by się tyle sprzeczali? Na Ziemi są ich następne dzieci, a chodzi pogłoska, że w Rosji jest ich syn, który urodził się dwa lata temu.
-A jest jakaś córka?
-Nie, tylko synowie.
-No to może ta legenda jest prawdziwa?- spytałam.
-Nie wiem- uśmiechnął się.- Dowiemy się tego... Słuchaj ja muszę wziąć jedną książkę więc poczekaj tu na mnie max. 20 minut dobrze?
-Ale po co?- zdziwiłam się.
-Zabiorę cię gdzieś- uśmiechnął się i odszedł.
Muszę tego więcej przeczytać.
Nie zastanawiając się dłużej pobiegłam do Ellie.
-Hej, masz jakąś książkę o Panującej nad Tęczą?- spytałam. Bibliotekarka zmarszczyła brwi.
-Interesuje cię to?- spytała zdziwiona.- Zwykle uczniowie niechętnie sięgają po to. Na początku raczej interesują się Deliverem.
-Masz, czy nie?- spytałam zniecierpliwiona.
-Tak, akurat oddał ją jakiś uczeń- podała mi książkę.
Była to raczej księga. Stara jak świat, jednak wyglądała naprawdę magicznie. Okładka była chyba jeszcze z drewna jednak nie to mnie interesowało. Na niej widniała podobizna Panującej nad Tęczą. Było to niemowlę pogrążone we śnie i zamknięte w lodowej bryle. Wokół jednak mieniło się od tęczy.
„Panująca nad Tęczą”
Muszę to przeczytać.
Wróciłam na swoje poprzednie miejsce i zaczęłam czytać. Tym razem od samego początku. Pominęłam jednak legendę bo uznałam ją za niepotrzebną. Przeszłam do rozdziału „Jak objawi się Panująca nad Tęczą?”
Co do tego jest wiele sporów. Europejskie istoty uważają, że Deliver ześle wysłanników, którzy zawiadomią Akademie o nadejściu Panującej Nad Tęczą. Amerykanie jednak przystają przy tym, że Panująca nad Tęczą objawi się, w którejś z Akademii. Natomiast Azja i Australia uznają, że Panującą nad Tęczą trzeba odszukać.
Jednak istnieje teoria pewnego Wilkołaka imieniem John Kennedy, któremu objawił się sam Deliver. Mówił on, że Panująca nad Tęczą istnieje jednak zostanie podrzucona do domu dziecka. Stamtąd zabiorą ją dobrzy ludzie. Następnie trafi do Akademii gdzie ktoś odkryje jej możliwości. Jednak nie będzie to takie proste. Czarny Anioł nadal czuwa i ma zamiar zniszczyć swoją córkę. Nie chce dopuścić do tego, żeby ludzie dowiedzieli się o istotach.
Mówi się, że Panująca nad Tęczą będzie Czarodziejką, chociaż nie zostanie to tak prędko odkryte. Wszędzie gdzie będzie mogła, będzie widzieć tęczę. Deliver ześle jej kogoś kto będzie wiedział, że jest ona Panująca nad Tęczą jednak nic jej nie powie, lepiej – będzie ją zwodził.
Deliver zesłał go jako czarodzieja by ochraniał jego córkę, którą w końcu zaakceptował.
Fernando jednak również uznał Panującą nad Tęczą jako swoją córkę dlatego również zesłał jej ochroniarza. Tak więc możemy stwierdzić, że Panująca nad Tęczą mogła przyjść na Ziemię dwa lata temu albo nawet dziesięć. Albo jeszcze przyjdzie, a my będziemy musieli jeszcze poczekać.
Czarny Anioł jednak również ma jej zesłać wrogów, którzy oddadzą życie po to, żeby ją zabić. Panująca nad Tęczą będzie musiała użyć swojej mocy, żeby zabić jednego ze swoich ojców i przy okazji istot, które chcą ją zabić.
Mówi się również, że Panującą nad Tęczą będzie można rozpoznać po tym, że po każdym wykonanym zaklęciu pozostaną na jej ręce tatuaże. Gdy opanuje niewidzialność – jej skóra w jednym miejscu będzie niewidzialna. Gdy nauczy się panowania nad wodą – będzie miała tatuaż wody, której kontury będą wypełnione tęczową esencją.

Nagle pewna myśl uderzyła we mnie jak fizyczny cios. Z wrażenia aż wstałam z kanapy. Prawdopodobnie jestem legendarną Panującą nad Tęczą, którą wszyscy chcą zabić. Do tego moi rodzice nie są moimi rodzicami, mam trzech ojców, którzy na początku się mnie wyparli, a jeden z nich chce mojej śmierci. Żeby było jeszcze zabawniej gdzieś koło mnie kręcą się moi wrogowie jak i dwoje ochroniarzy, którzy o mnie wiedzą, jednak mają mnie zwodzić.
Chyba strzelę sobie w łeb.

--------------------------------
Nie wiem jak Wy ale ja również nie długo sobie strzelę w łeb. 
Prawdopodobnie nie długo będę musiała zawiesić bloga na jakiś czas. Jak wiecie jestem z rozdziałami do przodu, jednak rozdział piętnasty piszę już półtora tygodnia. Jak tak dalej pójdzie to po prostu ,którejś soboty na bloga trafi notka "Przepraszam ,że nie ma rozdziału ale..." itd. Za cholerę nie chciałam tego robić, bo sama nienawidzę jak ktoś tak robi, ale widać będę zmuszona także błagam nie obraźcie się na mnie.
Dziękuję Natalii Hinc za to ,że ponownie sprawdziła te moje bohomazy. Jesteś wielka :)
No także od tego momentu zaczęła się ta prawidłowa akcja. Wreszcie zaczęły legendy na ,które tak bardzo czekałam :D. 
A no i błagam Was, powiedzcie co sądzicie o tym rozdziale. Każdy jeden komentarz rodzi w mojej głowie pomysł i chęć do pisania ,której ostatnio mi brakuje. Nawet powiedzcie mi prosto w twarz "Piszesz coraz gorzej, idź gdzie indziej" bo będzie to lepsze niż zwykła cisza. 
Do napisania 
Black Star