poniedziałek, 30 czerwca 2014

Krótka informacja

Witajcie!
Jako, że odkąd wstawiłam tu rozdział 17 ciągle ale to bez przerwy męczy mnie to uczucie "WSTAW W KOŃCU TEN ROZDZIAŁ! NIE PO TO ZAKŁADAŁAŚ BLOGA, ŻEBY SIĘ PODDAWAĆ!" - mniej więcej tak to wygląda. W rzeczywistości moja podświadomość wymyśla czasem gorsze rzeczy ale no cóż. Mogłam nie zakładać bloga no ale mówi się trudno. Więc spokojnie... Doprowadzę go do końca ;D.
Więc tak... jest taka sprawa. Otóż ostatnio wena się do mnie uśmiechnęła i zaczęłam coś tam skrobać (albo to poczucie winy samo wymyśliło mi już historyjkę). Tylko, że to już byłoby zupełnie inne (no dobra, troszkę inne) od pozostałych rozdziałów. Raczej nazwałabym to częścią drugą jako, że akcja rozgrywa się sześć miesięcy później. Paru bohaterów już nie będzie ale (!) spokojnie dojdą nowi :D. 
Akcja się dużo rozwinie. Wszystko bardziej przemyślałam (poczucie winy pomogło) i powinno już nie być zbędnych wątków, które dużo za dużo razy dałam w poprzednich rozdziałach (chociaż może niektóre wykorzystam ale... wena jeszcze do końca nie powróciła).
Blog jednak nie powróci jeszcze do stanu "AKTYWNY" w najbliższą sobotę, bo po prostu wolę sobie napisać parę rozdziałów do przodu, na wypadek gdyby "kochana" wena udała się na urlop. Pierwszy rozdział będzie dłuuuugi, żeby wynagrodzić Wam ten czas kiedy to byłam tą "niemiłą, złą i w ogóle BE!" bloggerką. 
Tylko teraz potrzebuje jeszcze Waszej pomocy (tak Twojej ludku, który to czyta)! Powiedzcie mi czy to dobry pomysł, bo... Bo już powoli wariuję. Jednego dnia wydaje się to tym "najlepszym" pomysłem świata, a drugiego dnia mam ochotę to usunąć. Dlatego proszę Was chociaż o napisanie zwykłej buźki np. " :) " jeśli jesteście za tym pomysłem, albo " :( " jeśli wolicie, żeby akcja rozdziału 18 zaczynała się od momentu wyjścia Maggie z Domu Magii. 
No także... Błagam Was teraz (może być na kolanach z kwiatkami między zębami i toną złota u stóp), żebyście wypowiedzieli się w komentarzach nawet tymi głupimi buźkami dobrze? :)
Liczę na Was!
Black Star

sobota, 14 czerwca 2014

Przerwa

Hej...
Otóż to powinien być rozdział, a go nie ma. Wiem, jestem zła i okropna.
Więc wczoraj w nocy wróciłam z wycieczki nad morze, gdzie dużo myślałam. Wolałam myśleć tam niż tutaj, w końcu mogę zostawić myśli daleko. Jedną ze spraw jaką poruszyłam z moim mózgiem był właśnie ten blog. Od dwóch tygodni stoję w miejscu, kasuje co drugie słowo, nic mi się nie podoba. Mam ochotę zmienić historię od samego początku, jednak wiem ,że nie mogę tego zrobić. To są właśnie uroki bloga. Kiedy już coś tu wstawisz ponosisz za to odpowiedzialność. Nie można zmienić w dwudziestym rozdziale imienia kogoś tam, bo nikt się nie połapie i tyle. Do tego wyświetlenia i komentarze, które nie są mimo wszystko zadowalające ale no cóż. Widać taką własnie pisarką jestem.
Także postanowiłam, że jak na razie zawieszę bloga na czas nieokreślony. Mogę już jutro dodać rozdział, ale mogę też dopiero na początku września. Po prostu muszę pomyśleć co dalej zrobić z tym wszystkim. 
Dziękuję wszystkim, którzy komentowali te moje bazgroły. Szczególnie FaNtAsTyCzNiE i Daliś keviny.nachodze. Życzę Wam powodzenia w blogowaniu, a wszystkich innych zapraszam na ich blog http://poza-naszymi-marzeniami.blogspot.com. Wytrwałości dziewczynki!
Także trzymajcie się i do nie wiem kiedy!
Black Star

niedziela, 8 czerwca 2014

Rozdział 17

-MAGGIE!- wyprostowałam się jak struna kiedy tylko usłyszałam swoje imię. Do tego wypowiedziała je osoba ,która... No właśnie... Kim był dla mnie Dylan?
-CZEGO?!- odpowiedziałam. Może zachowywałam się jak mała dziewczynka wrzeszcząc do niego. Logicznym było to ,że jeśli mnie wołał to najprawdopodobniej coś ode mnie chciał. A jeśli nie zszedł to jest to coś ważnego. Może.
-CHODŹ TU!- westchnęłam i spojrzałam na resztę domowników. Oni jak gdyby nigdy nic byli pogrążeni w rozmowie. Widać takie sytuacje gdzie wszyscy do siebie wrzeszczą są całkowicie normalne.
Zamknęłam z hukiem zmywarkę i zaczęłam wdrapywać się po schodach. Miałam ochotę zamordować tego Pana Gwiazdę. Poza tym dlaczego akurat zawołał mnie? Przecież zna mnie ledwie od kilku dni. Zdenerwował mnie. I to jak cholera.
Głupie, kompletnie pozbawione sensu i nierozsądne zachowania Maggie 24h na dobę od poniedziałku do niedzieli. 
Swoją drogą to bardzo często denerwuje się rano. Zawsze kiedy byłam w domu rodzice rano chodzili przy mnie jak na szpilkach ,żeby tylko mnie nie zdenerwować. Widać Dylan musi jeszcze poznać tą małą tradycję.
Wchodzę do jego pokoju bez pukania. Nie mam zamiaru bawić się w uprzejmą Maggie.
-Czego?- mówię i od razu zauważam go jak stoi przy komodzie ze zdjęciem.
-Musimy pogadać.- mówi odkładając zdjęcie po czym spogląda na mnie.
W jego czekoladowych tęczówkach widzę smutek. I strach?
Moja postawa bojowa od razu znika i zostaje zastąpiona przez zwyczajny strach ale i ciekawość. Co Dylan chce ode mnie? Najpierw mnie wyprasza, a teraz „Musimy pogadać”?
Zamykam za sobą drzwi i spoglądam na bruneta. On również świetnie prezentuje się w mundurku. W przeciwieństwie jednak do Josha zamiast koszuli założył zwyczajny t-shirt, co było dobrym krokiem z jego strony. Szczerze powiedziawszy Dylan nie wygląda na osobę ,które się podporządkuje. On jest raczej buntownikiem. Nie jest posłuszny. O nie...
Znasz go od paru dni, a już wyrobiłaś sobie o nim takie zdanie?
-Ślicznie wyglądasz.- powiedział przerywając moje rozmyślania. Poczułam jak na moje policzki po raz drugi dzisiaj wkrada się czerwony rumieniec. Spuściłam nieco wzrok na moje stopy i próbowałam jakoś zasłonić sobie twarz.
-Ty też nieźle się w tym prezentujesz.- odparłam.
Usłyszałam jak zaczyna przemieszczać się w moją stronę przez co poczułam jak cała sztywnieje. Nie chciałam ,żeby znalazł się tak blisko mnie. Dosłownie miałam wrażenie jakby słyszał moje przyspieszone bicie serca. Wolałam jak trzymał się z daleka.
Kiedy stanął koło mnie i zobaczyłam jego buty, czułam jak moje tętno wzrasta. Panikowałam. Naprawdę panikowałam. Nie wiem... Może to było przeczucie, a może po prostu zwykły strach.
-Maggie...- wyszeptał i podniósł mój podbródek. Jego oczy błyszczały (albo mi się zdawało). - Pokaż mi prawą rękę.- wyszeptał.
Miałam wrażenie ,że moja szczęka sięgnęła ziemi, a oczy wyszły na wierzch. Skąd Dylan mógł wiedzieć? Nie wiedziałam co robić. Uciec? Zaprzeczyć? Zaśmiać się? A może strzelić mu w twarz i zapomnieć o całej sprawie?
Miałam wrażenie jakby czas nagle się zatrzymał, a moje myśli pracowały na najwyższych obrotach. Serce za to musiało nadrabiać. Ręce mi się zaczęły trząść. Skąd on wiedział? Mózg podsuwał mi najróżniejsze sytuacje w ,których mógł zobaczyć moje znaki ale... Ale żadna nie była tak dobra i tak wiarygodna.
Zaczęłam się powoli wycofywać, jednak ten złapał mnie za lewą rękę i przyciągnął do siebie.
-To dlatego wypytywałaś mnie o Panującą nad Tęczą? Wiedziałaś? Chciałaś się mną posłużyć tak?- Brunet mówił te słowa za szybko. Miałam wrażenie ,że on jakby mnie nienawidzi. Chce mnie zniszczyć ale jednocześnie nie chce.
Coś jest nie tak.
-Dylan ja nie jestem Panującą nad Tęczą!- krzyknęłam i poczułam jak po policzku spływa mi słona łza.- To zejdzie! Musi! Ja nie chcę!
Łzy ciekły po moich policzkach, a ja znowu spojrzałam na moje stopy.
Wszystko się waliło. Dylan mnie chyba nienawidził, a ja nie wiem za co. O co chodzi z tym zdjęciem? Kim jest jego brat? A ta dziewczynka? O co chodzi?
Poczułam jak Dylan przyciąga mnie do siebie, a ja po prostu nie miałam siły ,żeby się opierać i wtuliłam się w niego.
-Nie doczytałaś tej książki do końca.- wyszeptał wprost do mojego ucha, a ja spojrzałam na niego.- Pozwól ,że opuścimy pierwszą lekcje. Elianna nas usprawiedliwi.
Kiwnęłam głową i wtuliłam się w niego chcąc jedynie wrócić do mojego dawnego życia. Do tego spokojnego życia na obrzeżach Londynu. Naprawdę chciałam.

Kiedy upewniliśmy się ,że reszta domowników wyszła z domu usiedliśmy na moim łóżku. Elianna rzeczywiście usprawiedliwiła mnie i Dylana z pierwszych lekcji mówiąc ,że „próbuje mi przedstawić reguły Akademii, a Dylan jej pomaga jako mój współlokator”.
-Więc co jest dalej?- zapytałam kiedy siedzieliśmy skrzyżnie naprzeciwko siebie. Dosłownie za Dylanem było słońce przez co wyglądał jak Anioł w aureoli.
-Panująca nad Tęczą to nie jedyny mit, a teraz już przepowiednia.- uśmiechnął się lekko w moją stronę.- Mówi się ,że istnieje również Władca Deszczu i Pogromca Słońca. Są to bliźniaki...- wzdrygnęłam się lekko przypominając sobie zdjęcie w pokoju Dylana.- Jak wiesz ,żeby utworzyła się Tęcza musi być i Słońce i Deszcz.- kiwnęłam głową czując jak elementy układanki powoli układają się w spójną całość.- Pogromca Słońca jest synem bogini Eryki...
-Czyli mojej niewiernej matki...- dokończyłam za niego.
-Masz szczęście ,że jesteś jej córką.- zaśmiał się.- Więc... Pogromca Słońca jest jej synem, a jego ojcem jest Mugregard – Bóg walki.
-A kim są twoi rodzice?- spytałam.
-A skąd wiesz ,że nie jestem Pogromcą Słońca?- zmarszczył brwi i ze zdziwieniem spojrzał na mnie. W sumie... Sama nie wiem.
-Kobieca intuicja.- zaśmiałam się. Jego wyraz twarzy nieco złagodniał.
-Moim ojcem jest Deliver...
-Czyli jesteśmy przyrodnim rodzeństwem?- spytałam zdziwiona.
-Tak naprawdę to nie wiadomo.- zaśmiał się.- W końcu masz trzech ojców.- dostał za to kuksańca.
-Nie moja wina.- uśmiechnęłam się.- No gadaj.
-Więc... Nie. To znaczy jesteśmy rodziną, ale też nie. To skomplikowane.
-Czyli jakbym cię teraz pocałowała to byłby akt kazirodztwa?- spytałam i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę jakie to było głupie. Spaliłam ostrego buraka, a Dylan się tylko zaśmiał.
-Nie.- uśmiechnął się.- Śmiało możesz mi dać buziaka.
-Zapomnij.- zaśmiałam się.
-No dobra więc... moimi ojcem jest Deliver, a matką Seal – Bogini Mórz.
-Czyli... Władca od najpotężniejszej istoty, a Deszcz po prostu od Bogini Mórz tak?
-Dokładnie.- uśmiechnął się.
-No to dlaczego Pogromca Słońca?- spytałam.
Brunet westchnął.
-No Mugregard jest Bogiem wojny, czyli Pogromca, a Eryka jest boginią Słońca więc sama rozumiesz.
-No to nie mógł być to np... Słoneczny Wojownik?
-A myślisz ,że ,który brzmi groźniej? Słoneczny Wojownik czy Pogromca Deszczu?- zaśmiał się.
-Fakt.- uśmiechnęłam się.- Czekaj... Jeśli Pogromca Słońca i Władca Deszczu mają zupełnie innych rodziców to dlaczego są bliźniakami?
-Ogólnie ja i mój brat urodziliśmy się w tym samym momencie. Czarny Anioł ,który wprost uwielbia rzucać klątwami na prawo i lewo przeklął nas. Będziemy tacy sami, jednak będziemy mieszkać po dwóch różnych stronach globu. Ogólnie ja i mój brat jesteśmy jak ogień i woda. Kompletnie różni.- próbowałam sobie wyobrazić Dylana tylko ,ze złego ale nie umiałam. Było to za trudne.
-Czyli gdzie jest twój brat?- spytałam.
-Tego właśnie nie wiem. Klątwa mówi ,że nie spotkamy się póki Panująca nad Tęczą się nie objawi...
-Czyli powinien być już tu teraz...- podsumowałam.
-Ale go nie ma.- odrzekł.- To nie wszystko. Jak wiesz Panująca nad Tęczą – czyli ty – jesteś niesamowicie potężna.- oczywiście na moje policzki wskoczyły rumieńce.- Możesz zakończyć tą niewiedzę o istotach...
-Jedynie zabijając swojego ojca.- prychnęłam.
-Wiem jak to wygląda. Jednak musisz wiedzieć ,że ja i mój brat też mamy udział w tej historii. Czarny Anioł rzucił na nas klątwę, mianowicie ten ,który spotka cię pierwszą będzie twoim przyjacielem, natomiast drugi najgorszym wrogiem. Nie będzie wtedy czarodziejem, a stanie się Czarnym Aniołem.- wzdrygnęłam się.
-Czyli oprócz gromadki Łowców z toporami mam jeszcze Czarnego Anioła na karku?
-Dokładnie...
-I tylko dwóch ochroniarzy...- mruknęłam.
-A ja?- zaśmiał się.
Spojrzałam na niego spode łba.
-My się tu śmiejemy ale co jeśli naprawdę twój brat właśnie teraz zmierza prosto do Anglii? A co jeśli właśnie wchodzi jako ty do klasy? Co jeśli siada właśnie na twoim miejscu i tylko czeka aż mnie zobaczy? A co jeśli tak naprawdę nie jestem Panującą nad Tęczą i ty i twój brat musicie jeszcze czekać?
-Pokaż mi je.- powiedział patrząc mi prosto w oczy.
Nie wiem dlaczego tak bardzo nie chciałam pokazać tych tatuaży Dylanowi. Wydawało mi się to tak osobiste jak np... Części intymne ciała. No dobra. To było ohydne. Ale tak się właśnie czułam. To była cząstka mojej duszy.
-Nie skrzywdzę cię, Mag. Nigdy w życiu.
Westchnęłam niezauważalnie i odsłoniłam nieco rękaw.
Świeczka na palcu wskazującym leciutko zabłyszczała, a tęczowa woda jakby zaczęła biegnąć szybciej po konturach. Podwinęłam rękaw pod sam łokieć, a tatuaż z pegazem nabrał tęczowego koloru, jednak sylwetka Dylana zmieniła się na ciemnoniebieską.
Zmarszczyłam lekko brwi i zaczęłam wodzić palcem po sylwetce chłopaka. No tak... Władca Deszczu... Idiota.
-No nie mów ,że masz mnie na ręce.- powiedział kiedy dałam mu do obejrzenia tatuaż na nadgarstku.- Wiesz Maggie... Ja rozumiem ,że to zakochani wywatowują sobie na nadgarstkach swoje imiona ale ,że tak po dwóch dniach znajomości?- dostał za to po głowie.
-Nie moja wina.- warknęłam.
Brunet zaczął jeździć po konturach mojego tatuażu, a za każdym razem kiedy najeżdżał na swoją postać odczuwałam przyjemny dreszcz. Było to magiczne. Lekko przymknęłam oczy i wtedy stało się coś dziwnego.
Muszę ją chronić.
W mojej głowie pojawiła się ta myśl jednak ona nie była moja. Była obca. Czułam to. Nie był to jeszcze koniec. W mojej głowie zaczęły się pokazywać pojedyncze obrazy. Widziałam siebie jak dzisiaj stanęłam w pokoju Dylana w mundurku szkolnym. Potem widziałam Amandę ,która siedziała na jego łóżku. Widziałam Josha ,który spał u siebie w pokoju. Widziałam siebie jak spałam...
Obrazy jak szybko przyszły tak szybko znikły.
Spojrzałam zaskoczona na Dylana.

-Chyba... Chyba umiem czytać w myślach.- odparłam przerażona.

-------------------
Bla, bla, bla...
Przepraszam Was za to ,że po raz kolejny rozdziału nie ma w terminie. Ostatnio na nic nie mam czasu. Chodzę do szkoły, dowiaduje się o masakrycznych liczbach kartkówek, sprawdzianów itd, przychodzę do domu i mam ochotę tylko spisywać swoje myśli. Jak na złość jednak nic nie umiem dopisać do osiemnastego rozdziału. No normalnie poczucie winy pomiata mną od paru tygodni. Wiem, że nie jest to żadne dla Was wytłumaczenie, no bo halo... Zobowiązałaś się do pisania bloga, tak? Do tego super pisarką nie jesteś ,żeby czekać na rozdziały miesiącami.
Przepraszam Was jeszcze raz, ale w przyszłym tygodniu może nie być rozdziału. jak już wcześniej mówiłam, wyjeżdżam. Do tego brak weny + brak czasu = brak rozdziału. 
Obiecuje ,że to nadrobię. Słowo harcerza! (chodziłam przez jakiś czas na zuchy, nawet byłam na obozie więc nikt mi tu nie wmówi ,że moje słowo harcerza jest guzik warte). Przepraszam za wszystkie błędy, ale muszę uciekać do porywającego i pełnego zwrotów akcji podręcznika do historii :).
Trzymajcie się cieplutko :)
Black Star

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Rozdział 16

-To ty masz brata?- spytałam nad wyraz spokojnie. Do tego bliźniaka? - dodałam w myślach.
-Tak...- westchnął.
-Gdzie on jest?- zaśmiałam się drugi raz przyglądając się chłopakom na zdjęciu.
-Nie ważne- odpowiedział nieco niewyraźnie i zabrał mi zdjęcie z ręki.- Myślę, że powinnaś już pójść- powiedział patrząc mi w oczy. Zaskoczyło mnie to.
Dylan zawsze wydawał się taką miłą i kulturalną osobą. Sam sobie zastrzegał, że jest dżentelmenem, a teraz co? Ach, no tak. „Kulturalnie wygania mnie z jego pokoju”. Zapomniałam.
Wyprostowałam się i przyjęłam neutralną minę. Nie chciałam, żeby zobaczył u mnie jakikolwiek niepowołany wyraz twarzy, choć pewnie i tak już widział u mnie aż za duże zdziwienie.
-Rzeczywiście, masz rację. W końcu jutro mój pierwszy dzień szkoły- obróciłam się szybko i chyba moje włosy lekko musnęły jego twarz, jednak nie przejęłam się tym zbytnio.
Mógł powiedzieć chyba, że mam tego zdjęcia nie dotykać, tak? Mógł. Mógł powiedzieć, żebym tego w ogóle nie ruszała.
Chyba trzasnęłam za sobą drzwiami, jednak nie jestem pewna. A tak chciałam ukryć swoje zdenerwowanie i rozdrażnienie. Owszem, zachowywałam się jak mała dziewczynka, która nie dostała cukierka od mamusi ale no... nic na to nie poradzę. Taka byłam. Wiecznie dziecinna.
Szybko przebiegłam do mojego pokoju, tam po prostu walnęłam się na łóżko jak to miało miejsce u Dylana. Swoją drogą to skubaniec ma i sok pomarańczowy i dwa jogurty. Farciarz. Muszę czasem panować nad emocjami bo wiele na tym tracę. Cholera.
-Już daruj sobie, Mag- powiedziałam do siebie i automatycznie podniosłam się z łóżka, żeby przygotować sobie ten cały mundurek na jutro.
Podchodzę do szafy i otwieram jej wrota. Aż krzywię się na widok marynarek i białych koszul, jednak posłusznie wyjmuje po jednej. Zdejmuje z siebie bluzkę i od razu zakładam koszulę wraz z marynarką.
Kiedy staję przed lustrem aż dziwię się temu, że trafili tak idealnie w mój rozmiar. Koszula wraz z marynarką były cudowne. Szczerze mówiąc to mogłabym to czasem założyć normalnie do szkoły, jednak po chwili moja opinia o tych ubraniach zostaje całkowicie zmieniona. Na marynarce znajduje logo szkoły. Chociaż może jest to bardziej herb.
Jest w kształcie tarczy. Na jej krawędziach jest mały napis, który jednak bez problemu mogę odczytać: „Akademia Magii w Anglii”. Rzygać mi się chce. Logo zawiera wszystkie atrybuty tutejszych istot. Na samym spodzie widać i skrzydła aniołów (jedno jest czarne, a drugie białe) i skrzydła wróżek, które są tęczowe. Są odwrócone tak, że tworzą jakby jedność. Wokół są przeróżne miecze, łuki, topory, tarcze i tak dalej, które zapewne mają symbolizować łowców. Wzdrygnęłam się na samą myśl o nich. Pośrodku widniała głowa wilka, który wył przez co się uśmiechnęłam. Kiedyś podobnego próbowałam narysować. Na jego głowie widniała czapka czarodziejska przez co cicho się zaśmiałam.
Logo Akademii było co najmniej dziwne.
Założyłam jedną z par dżinsów, które Akademia oferowała zamiast przykrótkich spódniczek. Oczywiście te również znalazłam, jednak wolałam je zostawić na swoim miejscu. Można powiedzieć, że prezentowałam się nawet, nawet. Założyłam również jakieś moje czarne trampki. Nie zamierzałam zakładać tych ohydnych butów, które znalazłam w swojej szafie.
Prezentowałam się dobrze.
To najważniejsze.
Szybko wszystko z siebie zrzuciłam i udałam się pod prysznic.
Na dole było cicho jak makiem zasiał. Jak wychodziłam od Dylana to chyba było jeszcze głośno... Czyżbym tyle czasu spędziła na oglądaniu siebie przed lustrem? W ogóle co mi z tym odbiło? Jezu, to tylko zwykła szkoła... A może nie?
W łazience zastałam Amandę, która jak zwykle niezwykle dobrze się prezentowała. Nakładała sobie chyba jakiś krem czy coś.
-No i jak było na imprezie?- zaśmiała się.
Najwyraźniej nikt się nie skapnął, że uciekłam z własnej imprezy. Tym lepiej. Przybrałam swój najlepszy uśmiech i spojrzałam na blondynkę.
-Świetnie.
Jej twarz od razu cała się rozpromieniła.
-Słuchaj co do jutrzejszego dnia, to się nie przestrasz- zaczęła machając szczotką do zębów co mnie trochę rozśmieszyło.- Nie nastawiaj sobie żadnych budzików, ani nic bo Akademia wbudowała do każdego Domu po alarmie. Lekcje zaczynają się o ósmej jednak budzik dzwoni o szóstej.
-O szóstej?- zdziwiłam się.- Dlaczego tak wcześnie?
-Głównie dla dziewczyn. Wróżki narzekają na to, że się nie wyrobią.
Popatrzyłam na Amandę jak na kosmitkę. W dwie godziny się nie wyrobią? Może faktycznie to już tylko ja na tym wielkim świecie umiem doprowadzić się do porządku w niecałą godzinę.
-Co wy tu plotkujecie o wróżkach, co?- zaśmiała się Rachel, która właśnie wyszła spod prysznica.
-A wiesz, tak tylko krytykujemy niektóre skrzydła- odpowiedziała beztrosko Amanda, a Rachel udała wielce obrażoną.
-Żebym ja nie wstawiła twojego zdjęcia na Instagrama jak przeżuwasz sobie gołębia- prychnęła dziewczyna.
-Ej, jak jestem wilkiem to jestem zupełnie inną osobą.
-Kiedy jest najbliższa pełnia?- wyrwało mi się.
Cholera. Nie chciałam, żeby wzięły mnie za ciągle bojącą się dziewczynkę. Szczerze mówiąc już nie przerażało mnie to, że ktoś tam ma skrzydła, ktoś tam może zamienić się w krwiożerczą bestię i Bóg wie co jeszcze. Byłam po prostu ciekawa.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Maggie.
-Chyba pojutrze- odpowiedziała Amanda zupełnie nie poruszona. Uff...- Boisz się?- zaśmiała się.
-Właściwie to jestem ciekawa- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Mała Rachel też tak mówiła- zaśmiała się blondynka, a wróżka posłała jej małego kuksańca w bok.
-Spadaj, psie.
-Dobrze, wrono.
I na tym skończyła się wymiana zdań między tymi dwoma.

~~***~~

O mały włos nie spadam z łóżka, kiedy słyszę wycie z głośników porozstawianych w całym domu.
-NIECH KTOŚ TO WYŁĄCZY!!!- słyszę krzyk Lucasa, a po całym domu roznosi się zbiorowy jęk.
-TO RUSZ TYŁEK I ZASUWAJ DO WYŁĄCZNIKA!- właśnie taką odpowiedź dostaje brunet od Amandy.
Nieco ziewam i próbuje spojrzeć na świat. Słońce powoli wślizguje się do mojego pokoju, jednak nie jest mi dane się tym cieszyć ponieważ nikt się jeszcze nie pofatygował do tego magicznego wyłącznika.
-GDZIE TO JEST?!- krzyczę wychodząc na korytarz.
Odpowiedź zbiorową dostaje niemal natychmiast.
-W JADALNI NA STOLE!!!- odpowiada każdy mieszkaniec Domu Magii.
Czym prędzej biegnę na dół, żeby wyłączyć to cholerstwo. Dlaczego tak chętnie chciałam to wyłączyć? Zwykle jak już coś mnie obudzi to nie mogę zasnąć. A jeśli nawet to zasnę dopiero po godzinie. Jeśli chciałam sobie jeszcze pobiegać to musiałam już wstać.
Wchodząc do jadalni nie wiem czego się spodziewałam. Pewnie czegoś lewitującego co trzeba złapać i wszystko się wyłączy.
Na stole jednak pojawił się czerwony guzik z napisem „OFF”. Akademia może i jest „magiczna” ale w tej kwestii nie mieli w ogóle wyobraźni. Wcisnęłam mały, czerwony przedmiot, a w całym domu nastała cisza.
-DZIĘKI MAGGIE!- krzyknął cały Dom Magii i po chwili nastała naprawdę wyjątkowa cisza. Widać moi współlokatorzy nie przepadali za porannymi pobudkami. Wzięłam z lodówki sok pomarańczowy po czym nalałam sobie pełną szklankę.
Dobra, muszę iść pobiegać.

~~***~~

Wyglądam jak debil.
Faktem jest jednak to, że podobnie ubierałam się na zakończenie i rozpoczęcie roku w szkole. Jednak to był jeden dzień, a nie cały tydzień. Nie cały rok. Rzeczywiście, kiedyś bardzo lubiłam marynarki, ale nigdy nie lubiłam koszul, a ta, którą mam na sobie jest okropna. Strasznie niewygodna. Już wolałabym założyć białą bokserkę.
Nie dramatyzuj, Maggie.
Wcale nie dramatyzowałam! Miałam ochotę płakać nad tym jaka jestem okropna w tym mundurku. I tak dobrze, że nie musiałam zakładać spódniczki... Boże wtedy to ludzie by oślepli.
-ŚNIADANIE!!!- usłyszałam krzyk Rachel, która podjęła się zadania zrobienia nam czegoś do jedzenia. Brawo za odwagę.
Ostatni raz poprawiłam włosy w lustrze i skrzywiłam się na widok tej okropnej koszuli. Miałam dość. Miałam ochotę wziąć nożyczki i pociąć ją na malutkie kawałeczki. Nie wiem co mnie powstrzymywało. W końcu w szafie jest jeszcze tuzin takich.
-A gdzie spódniczka?- usłyszałam głos Josha gdzieś za mną, przez co od razu obróciłam się w stronę bruneta.
Josh prezentował się naprawdę nieźle w szkolnym mundurku. On również miał założoną granatową marynarkę, jednak jego koszula wyglądała zupełnie inaczej od mojej. Odkrycie Ameryki normalnie... Wyglądał jak wzorowy uczeń. Serio.
-To było typowo seksistowskie- odparłam i włożyłam telefon do kieszeni spodni. Swoją drogą prawie w ogóle go nie używałam przez cały weekend co wydaje mi się moim małym sukcesem. Kiedyś nie mogłam przetrwać bez niego trzech sekund.
-Oj, tak sobie żartowałem. Wiesz, że będziesz się wyróżniać na tle innych dziewczyn w Akademii?- spytał kiedy kierowaliśmy się w stronę parteru.
-Zawsze się wyróżniałam- odparłam szybko. I nie zamierzałam tego zmieniać.- Skąd dostanę książki?- spytałam Josha, żeby wiedzieć co nieco o szkole.
-Na każdym przedmiocie powinnaś dostać je od nauczyciela.- odpowiedział kiedy weszliśmy do salonu.
Rzeczywiście, i Amanda, i Rachel, i nawet mała Zoey miały na sobie granatowe spódniczki w kratę. Identyczne wisiały w mojej szafie. Bądź, co bądź, one prezentowały się dobrze w tych fikuśnych spódniczkach. Nawet za dobrze.
-Maggie!- krzyknęła Amanda kiedy mnie tylko dojrzała.- Jejku jak ty świetnie wyglądasz w tym mundurku! Ja również próbowałam pójść kiedyś w spodniach jednak nie na dobre mi to wyszło- zaśmiała się.- Ale ty wyglądasz świetnie.
Poczułam jak we wnętrzu mnie rozlewa się przyjemne ciepło spowodowane komplementem ze strony blondynki. Moje policzki lekko się zaróżowiły co na pewno nie umknęło dziewczynie.
-Dzięki- odparłam.- Ty za to świetnie prezentujesz się w tej spódniczce.
Na twarz blondynki wstąpił piękny uśmiech.
-Dzięki- zaśmiała się.- Masz już swój plan lekcji?
-Nie.
-Wyjdziemy wcześniej i wpadniemy do Diany, dobrze?
-Dzięki- zaśmiałam się i usiadłyśmy przy stole.
Dziwiło mnie to, że Amanda nie ślini się tak bardzo na widok tostów. Na wszystkich posiłkach jakie jadłam w Akademii ta mała blondynka dosłownie pożerała wszystkie potrawy samym wzrokiem, a teraz? Teraz telefon jest ważniejszy od tostów. Niesamowite...
Kiedy sięgam po tosta zauważam, że nie ma Dylana. Dziwne... Zwykle pojawiał się przed wszystkimi.
Swoją drogą to odkąd, delikatnie rzecz biorąc, „wyprosił” mnie ze swojego pokoju nie zamieniliśmy ani słowa. Dylan był jedną z nielicznych osób w Akademii (o ile nie jedyną), które tak naprawdę lubiłam i dobrze mi się z nimi gadało. Ze mną zawsze było trudno jeśli chodzi o przyjaciół, znajomych. Nigdy nie umiałam właściwie dobrać moich bliskich. Zawsze było to „coś” co rujnowało naszą przyjaźń na dobre. Wiele takich już zakończyłam. Wiele jeszcze przede mną.
-Masz już plan lekcji?- usłyszałam lekko zachrypnięty głos Josha przez co od razu odwróciłam się w jego stronę.
Brunet pochłaniał kolejnego tosta od środka. Na jego talerzu widniało mnóstwo skórek od tostów, których musiał zwyczajnie nie lubić. Uśmiechnęłam się lekko bo mój tata robił identycznie...
Sama myśl o tacie wywołała falę smutku. Poczułam lekkie ukłucie w środku serca, a mój dobry humor na dobre zniknął. Samo wspomnienie o tacie było czymś magicznym. Przez myśli zaczęły przebiegać mi wszystkie nasze wspólne momenty, w których byłam córeczką tatusia. Tęskniłam za nim. Tęskniłam za nim jak cholera, a jednak nic nie mogłam na to poradzić. Ból w sercu nigdy nie przejdzie i muszę się z tym pogodzić.
-Maggie?- zwróciłam mój wzrok na Josha, który przypatrywał mi się z ciekawością.- Wszystko ok?- spytał, a ja spojrzałam na mojego tosta, który wydał mi się mało apetyczny. Szybko dojadłam go do końca z wyraźną niechęcią i jak najszybciej wstałam od stołu. Potrzebowałam chwili samotności.
Potrzebowałam.
Odłożyłam talerz do zmywarki, próbując powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.
-MAGGIE!- usłyszałam krzyk Dylana.

------------------------------------
Przepraszam! Przepraszam! I jeszcze raz przepraszam!
Wiem, wiem, sobota była, a tu rozdziału nie ma! Niedziela minęła i co? No oczywiście rozdziału nie ma! Kurcze no strasznie Was przepraszam, ale w piątek po szkole pojechałam na działkę i dopiero w niedzielę wieczorem wróciłam. Mogłam dodać jeszcze w niedzielę, ale byłam tak zmęczona ,że zapomniałam ;D.
No także... Maggie zaczyna mnie troszkę irytować. A nawet nie troszkę tylko BARDZO. No ale cóż. Taką bohaterkę wykreowałam i muszę się z tym liczyć. 
A! Druga sprawa jest taka ,że jakoś za tydzień (albo dwa?) nie pojawi się rozdział. Od razu Was ostrzegam. Wyjeżdżam na wycieczkę ze szkołą, a później w weekend mam koncert i spotkania więc od razu chce Was powiadomić :).
No więc mam nadzieję ,że rozdział się podoba, bo mi szczerze mówiąc nie za bardzo. Ale wyraźcie swoją opinię w komentarzach i jeszcze raz Was przepraszam!
Trzymajcie się :)
Black Star