-To ty masz brata?- spytałam nad wyraz spokojnie.
Do tego bliźniaka? - dodałam w myślach.
-Tak...- westchnął.
-Gdzie on jest?- zaśmiałam się drugi raz przyglądając się chłopakom na zdjęciu.
-Nie ważne- odpowiedział nieco niewyraźnie i zabrał mi zdjęcie z ręki.- Myślę, że powinnaś już pójść- powiedział patrząc mi w oczy. Zaskoczyło mnie to.
Dylan zawsze wydawał się taką miłą i kulturalną osobą. Sam sobie zastrzegał, że jest dżentelmenem, a teraz co? Ach, no tak. „Kulturalnie wygania mnie z jego pokoju”. Zapomniałam.
Wyprostowałam się i przyjęłam neutralną minę. Nie chciałam, żeby zobaczył u mnie jakikolwiek niepowołany wyraz twarzy, choć pewnie i tak już widział u mnie aż za duże zdziwienie.
-Rzeczywiście, masz rację. W końcu jutro mój pierwszy dzień szkoły- obróciłam się szybko i chyba moje włosy lekko musnęły jego twarz, jednak nie przejęłam się tym zbytnio.
Mógł powiedzieć chyba, że mam tego zdjęcia nie dotykać, tak? Mógł. Mógł powiedzieć, żebym tego w ogóle nie ruszała.
Chyba trzasnęłam za sobą drzwiami, jednak nie jestem pewna. A tak chciałam ukryć swoje zdenerwowanie i rozdrażnienie. Owszem, zachowywałam się jak mała dziewczynka, która nie dostała cukierka od mamusi ale no... nic na to nie poradzę. Taka byłam. Wiecznie dziecinna.
Szybko przebiegłam do mojego pokoju, tam po prostu walnęłam się na łóżko jak to miało miejsce u Dylana. Swoją drogą to skubaniec ma i sok pomarańczowy i dwa jogurty. Farciarz. Muszę czasem panować nad emocjami bo wiele na tym tracę. Cholera.
-Już daruj sobie, Mag- powiedziałam do siebie i automatycznie podniosłam się z łóżka, żeby przygotować sobie ten cały mundurek na jutro.
Podchodzę do szafy i otwieram jej wrota. Aż krzywię się na widok marynarek i białych koszul, jednak posłusznie wyjmuje po jednej. Zdejmuje z siebie bluzkę i od razu zakładam koszulę wraz z marynarką.
Kiedy staję przed lustrem aż dziwię się temu, że trafili tak idealnie w mój rozmiar. Koszula wraz z marynarką były cudowne. Szczerze mówiąc to mogłabym to czasem założyć normalnie do szkoły, jednak po chwili moja opinia o tych ubraniach zostaje całkowicie zmieniona. Na marynarce znajduje logo szkoły. Chociaż może jest to bardziej herb.
Jest w kształcie tarczy. Na jej krawędziach jest mały napis, który jednak bez problemu mogę odczytać: „Akademia Magii w Anglii”.
Rzygać mi się chce. Logo zawiera wszystkie atrybuty tutejszych istot. Na samym spodzie widać i skrzydła aniołów (jedno jest czarne, a drugie białe) i skrzydła wróżek, które są tęczowe. Są odwrócone tak, że tworzą jakby jedność. Wokół są przeróżne miecze, łuki, topory, tarcze i tak dalej, które zapewne mają symbolizować łowców. Wzdrygnęłam się na samą myśl o nich. Pośrodku widniała głowa wilka, który wył przez co się uśmiechnęłam. Kiedyś podobnego próbowałam narysować. Na jego głowie widniała czapka czarodziejska przez co cicho się zaśmiałam.
Logo Akademii było co najmniej dziwne.
Założyłam jedną z par dżinsów, które Akademia oferowała zamiast przykrótkich spódniczek. Oczywiście te również znalazłam, jednak wolałam je zostawić na swoim miejscu. Można powiedzieć, że prezentowałam się nawet, nawet. Założyłam również jakieś moje czarne trampki. Nie zamierzałam zakładać tych ohydnych butów, które znalazłam w swojej szafie.
Prezentowałam się dobrze.
To najważniejsze.
Szybko wszystko z siebie zrzuciłam i udałam się pod prysznic.
Na dole było cicho jak makiem zasiał. Jak wychodziłam od Dylana to chyba było jeszcze głośno... Czyżbym tyle czasu spędziła na oglądaniu siebie przed lustrem? W ogóle co mi z tym odbiło? Jezu, to tylko zwykła szkoła...
A może nie?W łazience zastałam Amandę, która jak zwykle niezwykle dobrze się prezentowała. Nakładała sobie chyba jakiś krem czy coś.
-No i jak było na imprezie?- zaśmiała się.
Najwyraźniej nikt się nie skapnął, że uciekłam z własnej imprezy. Tym lepiej. Przybrałam swój najlepszy uśmiech i spojrzałam na blondynkę.
-Świetnie.
Jej twarz od razu cała się rozpromieniła.
-Słuchaj co do jutrzejszego dnia, to się nie przestrasz- zaczęła machając szczotką do zębów co mnie trochę rozśmieszyło.- Nie nastawiaj sobie żadnych budzików, ani nic bo Akademia wbudowała do każdego Domu po alarmie. Lekcje zaczynają się o ósmej jednak budzik dzwoni o szóstej.
-O szóstej?- zdziwiłam się.- Dlaczego tak wcześnie?
-Głównie dla dziewczyn. Wróżki narzekają na to, że się nie wyrobią.
Popatrzyłam na Amandę jak na kosmitkę. W dwie godziny się nie wyrobią? Może faktycznie to już tylko ja na tym wielkim świecie umiem doprowadzić się do porządku w niecałą godzinę.
-Co wy tu plotkujecie o wróżkach, co?- zaśmiała się Rachel, która właśnie wyszła spod prysznica.
-A wiesz, tak tylko krytykujemy niektóre skrzydła- odpowiedziała beztrosko Amanda, a Rachel udała wielce obrażoną.
-Żebym ja nie wstawiła twojego zdjęcia na Instagrama jak przeżuwasz sobie gołębia- prychnęła dziewczyna.
-Ej, jak jestem wilkiem to jestem zupełnie inną osobą.
-Kiedy jest najbliższa pełnia?- wyrwało mi się.
Cholera. Nie chciałam, żeby wzięły mnie za ciągle bojącą się dziewczynkę. Szczerze mówiąc już nie przerażało mnie to, że ktoś tam ma skrzydła, ktoś tam może zamienić się w krwiożerczą bestię i Bóg wie co jeszcze. Byłam po prostu ciekawa.
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Maggie.-Chyba pojutrze- odpowiedziała Amanda zupełnie nie poruszona.
Uff...- Boisz się?- zaśmiała się.
-Właściwie to jestem ciekawa- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-Mała Rachel też tak mówiła- zaśmiała się blondynka, a wróżka posłała jej małego kuksańca w bok.
-Spadaj, psie.
-Dobrze, wrono.
I na tym skończyła się wymiana zdań między tymi dwoma.
~~***~~
O mały włos nie spadam z łóżka, kiedy słyszę wycie z głośników porozstawianych w całym domu.
-NIECH KTOŚ TO WYŁĄCZY!!!- słyszę krzyk Lucasa, a po całym domu roznosi się zbiorowy jęk.
-TO RUSZ TYŁEK I ZASUWAJ DO WYŁĄCZNIKA!- właśnie taką odpowiedź dostaje brunet od Amandy.
Nieco ziewam i próbuje spojrzeć na świat. Słońce powoli wślizguje się do mojego pokoju, jednak nie jest mi dane się tym cieszyć ponieważ nikt się jeszcze nie pofatygował do tego magicznego wyłącznika.
-GDZIE TO JEST?!- krzyczę wychodząc na korytarz.
Odpowiedź zbiorową dostaje niemal natychmiast.
-W JADALNI NA STOLE!!!- odpowiada każdy mieszkaniec Domu Magii.
Czym prędzej biegnę na dół, żeby wyłączyć to cholerstwo. Dlaczego tak chętnie chciałam to wyłączyć? Zwykle jak już coś mnie obudzi to nie mogę zasnąć. A jeśli nawet to zasnę dopiero po godzinie. Jeśli chciałam sobie jeszcze pobiegać to musiałam już wstać.
Wchodząc do jadalni nie wiem czego się spodziewałam. Pewnie czegoś lewitującego co trzeba złapać i wszystko się wyłączy.
Na stole jednak pojawił się czerwony guzik z napisem „OFF”. Akademia może i jest „magiczna” ale w tej kwestii nie mieli w ogóle wyobraźni. Wcisnęłam mały, czerwony przedmiot, a w całym domu nastała cisza.
-DZIĘKI MAGGIE!- krzyknął cały Dom Magii i po chwili nastała naprawdę wyjątkowa cisza. Widać moi współlokatorzy nie przepadali za porannymi pobudkami. Wzięłam z lodówki sok pomarańczowy po czym nalałam sobie pełną szklankę.
Dobra, muszę iść pobiegać.
~~***~~
Wyglądam jak debil.
Faktem jest jednak to, że podobnie ubierałam się na zakończenie i rozpoczęcie roku w szkole. Jednak to był jeden dzień, a nie cały tydzień. Nie cały rok. Rzeczywiście, kiedyś bardzo lubiłam marynarki, ale nigdy nie lubiłam koszul, a ta, którą mam na sobie jest okropna. Strasznie niewygodna. Już wolałabym założyć białą bokserkę.
Nie dramatyzuj, Maggie.Wcale nie dramatyzowałam! Miałam ochotę płakać nad tym jaka jestem okropna w tym mundurku. I tak dobrze, że nie musiałam zakładać spódniczki... Boże wtedy to ludzie by oślepli.
-ŚNIADANIE!!!- usłyszałam krzyk Rachel, która podjęła się zadania zrobienia nam czegoś do jedzenia.
Brawo za odwagę.Ostatni raz poprawiłam włosy w lustrze i skrzywiłam się na widok tej okropnej koszuli. Miałam dość. Miałam ochotę wziąć nożyczki i pociąć ją na malutkie kawałeczki. Nie wiem co mnie powstrzymywało. W końcu w szafie jest jeszcze tuzin takich.
-A gdzie spódniczka?- usłyszałam głos Josha gdzieś za mną, przez co od razu obróciłam się w stronę bruneta.
Josh prezentował się naprawdę nieźle w szkolnym mundurku. On również miał założoną granatową marynarkę, jednak jego koszula wyglądała zupełnie inaczej od mojej.
Odkrycie Ameryki normalnie... Wyglądał jak wzorowy uczeń. Serio.
-To było typowo seksistowskie- odparłam i włożyłam telefon do kieszeni spodni. Swoją drogą prawie w ogóle go nie używałam przez cały weekend co wydaje mi się moim małym sukcesem. Kiedyś nie mogłam przetrwać bez niego trzech sekund.
-Oj, tak sobie żartowałem. Wiesz, że będziesz się wyróżniać na tle innych dziewczyn w Akademii?- spytał kiedy kierowaliśmy się w stronę parteru.
-Zawsze się wyróżniałam- odparłam szybko. I nie zamierzałam tego zmieniać.- Skąd dostanę książki?- spytałam Josha, żeby wiedzieć co nieco o szkole.
-Na każdym przedmiocie powinnaś dostać je od nauczyciela.- odpowiedział kiedy weszliśmy do salonu.
Rzeczywiście, i Amanda, i Rachel, i nawet mała Zoey miały na sobie granatowe spódniczki w kratę. Identyczne wisiały w mojej szafie. Bądź, co bądź, one prezentowały się dobrze w tych fikuśnych spódniczkach. Nawet za dobrze.
-Maggie!- krzyknęła Amanda kiedy mnie tylko dojrzała.- Jejku jak ty świetnie wyglądasz w tym mundurku! Ja również próbowałam pójść kiedyś w spodniach jednak nie na dobre mi to wyszło- zaśmiała się.- Ale ty wyglądasz świetnie.
Poczułam jak we wnętrzu mnie rozlewa się przyjemne ciepło spowodowane komplementem ze strony blondynki. Moje policzki lekko się zaróżowiły co na pewno nie umknęło dziewczynie.
-Dzięki- odparłam.- Ty za to świetnie prezentujesz się w tej spódniczce.
Na twarz blondynki wstąpił piękny uśmiech.
-Dzięki- zaśmiała się.- Masz już swój plan lekcji?
-Nie.
-Wyjdziemy wcześniej i wpadniemy do Diany, dobrze?
-Dzięki- zaśmiałam się i usiadłyśmy przy stole.
Dziwiło mnie to, że Amanda nie ślini się tak bardzo na widok tostów. Na wszystkich posiłkach jakie jadłam w Akademii ta mała blondynka dosłownie pożerała wszystkie potrawy samym wzrokiem, a teraz? Teraz telefon jest ważniejszy od tostów. Niesamowite...
Kiedy sięgam po tosta zauważam, że nie ma Dylana. Dziwne... Zwykle pojawiał się przed wszystkimi.
Swoją drogą to odkąd, delikatnie rzecz biorąc, „wyprosił” mnie ze swojego pokoju nie zamieniliśmy ani słowa. Dylan był jedną z nielicznych osób w Akademii (o ile nie jedyną), które tak naprawdę lubiłam i dobrze mi się z nimi gadało. Ze mną zawsze było trudno jeśli chodzi o przyjaciół, znajomych. Nigdy nie umiałam właściwie dobrać moich bliskich. Zawsze było to „coś” co rujnowało naszą przyjaźń na dobre. Wiele takich już zakończyłam. Wiele jeszcze przede mną.
-Masz już plan lekcji?- usłyszałam lekko zachrypnięty głos Josha przez co od razu odwróciłam się w jego stronę.
Brunet pochłaniał kolejnego tosta od środka. Na jego talerzu widniało mnóstwo skórek od tostów, których musiał zwyczajnie nie lubić. Uśmiechnęłam się lekko bo mój tata robił identycznie...
Sama myśl o tacie wywołała falę smutku. Poczułam lekkie ukłucie w środku serca, a mój dobry humor na dobre zniknął. Samo wspomnienie o tacie było czymś magicznym. Przez myśli zaczęły przebiegać mi wszystkie nasze wspólne momenty, w których byłam córeczką tatusia. Tęskniłam za nim. Tęskniłam za nim jak cholera, a jednak nic nie mogłam na to poradzić. Ból w sercu nigdy nie przejdzie i muszę się z tym pogodzić.
-Maggie?- zwróciłam mój wzrok na Josha, który przypatrywał mi się z ciekawością.- Wszystko ok?- spytał, a ja spojrzałam na mojego tosta, który wydał mi się mało apetyczny. Szybko dojadłam go do końca z wyraźną niechęcią i jak najszybciej wstałam od stołu. Potrzebowałam chwili samotności.
Potrzebowałam.
Odłożyłam talerz do zmywarki, próbując powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.
-MAGGIE!- usłyszałam krzyk Dylana.
------------------------------------
Przepraszam! Przepraszam! I jeszcze raz przepraszam!
Wiem, wiem, sobota była, a tu rozdziału nie ma! Niedziela minęła i co? No oczywiście rozdziału nie ma! Kurcze no strasznie Was przepraszam, ale w piątek po szkole pojechałam na działkę i dopiero w niedzielę wieczorem wróciłam. Mogłam dodać jeszcze w niedzielę, ale byłam tak zmęczona ,że zapomniałam ;D.
No także... Maggie zaczyna mnie troszkę irytować. A nawet nie troszkę tylko BARDZO. No ale cóż. Taką bohaterkę wykreowałam i muszę się z tym liczyć.
A! Druga sprawa jest taka ,że jakoś za tydzień (albo dwa?) nie pojawi się rozdział. Od razu Was ostrzegam. Wyjeżdżam na wycieczkę ze szkołą, a później w weekend mam koncert i spotkania więc od razu chce Was powiadomić :).
No więc mam nadzieję ,że rozdział się podoba, bo mi szczerze mówiąc nie za bardzo. Ale wyraźcie swoją opinię w komentarzach i jeszcze raz Was przepraszam!
Trzymajcie się :)
Black Star